Pożegnanie z bronią

Pożegnanie z bronią

Dodano:   /  Zmieniono: 
W tym dziesięcioleciu nasz przemysł obronny nie przyniósł ani złotówki zysku
W ubiegłym roku przemysł zbrojeniowy zanotował straty w wysokości niemal 240 mln zł. Rentowność zapewniającą w miarę bezpieczne istnienie osiągnęło zaledwie kilka zakładów. Przemysł zbrojeniowy winny jest skarbowi państwa, a także bankom i kooperantom ponad 2 mld zł, czyli równowartość dwóch trzecich jego całego majątku trwałego. Ogólny bilans byłby znacznie gorszy, gdyby nie środki ze skarbu państwa przeznaczone na utrzymanie niezbędnych dla obronności państwa mocy produkcyjnych. Od 1990 r. przemysł zbrojeniowy nie przyniósł ani złotówki zysku. Ze wstępnych kalkulacji wynika, że pierwszy kwartał tego roku, między innymi ze względu na brak zamówień ze strony wojska, będzie najgorszy w całym dziesięcioleciu. Gdyby w "zbrojeniówce" obowiązywały normalne reguły ekonomiczne, należałoby niemal natychmiast zlikwidować większość przedsiębiorstw. Czy Polsce potrzebny jest tak duży przemysł zbrojeniowy?
Z punktu widzenia ekonomicznych interesów państwa można by potraktować go w dużej części jako zbędny balast, który utrzymywany jest dzięki drenażowi kieszeni podatników. "Zbrojeniówka" dostarcza zaledwie 0,4-0,5 proc. krajowej produkcji. W każdym państwie przemysł zbrojeniowy pełni jednak szczególną funkcję i na ogół jest traktowany w uprzywilejowany sposób. W Europie Zachodniej zdecydowana większość zakładów zbrojeniowych jest bądź własnością państwa, bądź ma specjalny status - firmy zbrojeniowe zależne są od instytucji rządowych i istnieją dzięki zamówieniom armii. Polscy politycy, interesujący się restrukturyzacją i prywatyzacją naszego przemysłu, często byli zdziwieni, gdy się dowiadywali, że na przykład w USA koncerny zbrojeniowe zaledwie zarządzają większością fabryk, które są własnością państwa.
Obecnie status fabryki zbrojeniowej ma 31 zakładów, które w ubiegłym roku zanotowały sprzedaż w wysokości ok. 3,447 mld zł. Zatrudniają one 64 tys. osób. Ponadto kilkadziesiąt firm kooperuje z producentami uzbrojenia; ich sytuacja w dużej mierze zależy od zamówień z MON. Armia kupuje w kraju ok. 80 proc. swojego wyposażenia. Okazuje się, że jest to za mało, aby utrzymać tyle przedsiębiorstw. W 1999 r. na wydatki obronne przeznaczono 12,2 mld zł, czyli 2,03 proc. PKB. Realnie jest to najniższy budżet obronny w całym dziesięcioleciu. Przykładowo w latach 1993 i 1994, gdy mówiło się o agonii polskiej armii, otrzymywała ona prawie 2,5 proc. PKB. Zdecydowaną większość przydzielonych środków armia wyda na swoje utrzymanie. Na zakupy, badania i remonty przeznaczy zaledwie 1,9 mld zł.
Tymczasem z wyliczeń prof. Stanisława Piaseckiego, przewodniczącego Komisji Systemu Gospodarczego i Przemysłu Polskiego Lobby Przemysłowego wynika, że z każdych 100 zł wydanych na uzbrojenie i sprzęt wojskowy 50 zł pochłaniają koszty materiałowe, a 20 zł dostają pracownicy firm zbrojeniowych. 25 zł zabierze dla siebie ZUS, zaś 5 zł wraca do budżetu. Dodatkowo budżet odbiera w postaci podatków ok. 10 zł z wydatków na materiały. Nic więc dziwnego, że dla przemysłu pozostaje niewiele. W tym roku armia kupi na przykład tylko cztery śmigłowce Sokół, samolot patrolowy Bryza, 26 zestawów przeciwlotniczych Grom, 2,5 tys. karabinów Beryl i 2,9 tys. masek przeciw- gazowych. Zmodernizowanych zostanie zaledwie 30 czołgów T-72. Każda fabryka ma kilkakrotnie mniejsze zamówienia niż w przeszłości. W tym roku MON mniej więcej połowę pieniędzy przeznaczonych na zakupy wyda na cele związane z przystąpieniem do NATO. Nic więc dziwnego, że przemysł zbrojeniowy wykorzystuje jedynie 25-30 proc. swoich możliwości produkcyjnych. Przy takiej skali produkcji nie ma mowy o jego rentowności.
Czy nie lepiej byłoby się pozbyć fabryk przynoszących straty i kupować broń za granicą? Z analiz przygotowanych przez Ośrodek Badawczo-Rozwojowy Urządzeń Mechanicznych w Gliwicach wynika, że na dłuższą metę (program unowocześnienia polskich sił zbrojnych potrwa zapewne co najmniej 20 lat) jest to w większości przypadków nieuzasadnione nie tylko ze względów strategicznych i prestiżowych, ale także ekonomicznych. Przykładowo produkcja w kraju 300 wozów bojowych BWP-2000 kosztowałaby skarb państwa (po doliczeniu kosztów badań, budowy prototypu i wdrożenia do produkcji) trzykrotnie mniej niż zakup takiej samej liczby porównywalnych pojazdów Bradley M2A2. Na wyprodukowanie 300 projektowanych czołgów Goryl trzeba by wydać tyle samo co na zakupienie za granicą takiej samej liczby czołgów Merkava. 2,5 raza więcej zapłacilibyśmy za sprowadzenie wozów Abrams. Wytwarzanie w Polsce niektórych rodzajów uzbrojenia może być nadal opłacalne, na przykład ze względu na relatywnie niskie koszty siły roboczej, wykwalifikowanych fachowców oraz niezłe wyposażenie fabryk. Nieoficjalnie mówi się, że z zamiarem przeniesienia części produkcji do Polski nosi się jeden z największych w świecie koncernów zbrojeniowych.
- Najbardziej rozsądnym rozwiązaniem byłoby pozostawienie przemysłu zbrojeniowego w polskich, nawet rządowych rękach, skonsolidowanie go i wzmocnienie oraz skoordynowanie produkcji w ramach NATO i uzyskanie własnej specjalizacji, choćby śmigłowcowej czy radarowej - uważa prof. Piasecki. W ciągu ostatnich lat próbowano wdrożyć kilkanaście programów restrukturyzacji sektora zbrojeniowego. Wzorem większości państw Zachodu pojawiały się propozycje utworzenia kilku silnych holdingów lub koncernów. Zakładano, że łatwiej byłoby negocjować z ewentualnymi zagranicznymi inwestorami lub konsorcjami. Planowano między innymi powołanie grup: elektronicznej, amunicyjnej, lotniczej. Koncepcji tej nie przyjęto, gdyż nie zyskała ona aprobaty kierownictw niektórych fabryk. Dostrzegły one możliwości samodzielnego działania i nie chciały brać na siebie ryzyka związanego z dzieleniem się biedą z innymi przedsiębiorstwami. Ostatecznie nie zaakceptował jej także rząd, a zwłaszcza wicepremier Leszek Balcerowicz.
Przyjęty program restrukturyzacji zakłada osobną sprzedaż każdej fabryki. Na "liście transferowej" umieszczono 34 zakłady produkcyjne lub kooperujące z nimi; część z nich pozostanie w rękach państwa, w niektórych do prywatyzacji przeznaczono tylko wydzielone części majątku. Trzy fabryki - Erg Bieruń, Stomil Poznań i Zakłady Mechaniczne Niewiadów - zostaną sprywatyzowane w drodze oferty publicznej, reszta po publicznym zaproszeniu do rokowań. Prywatyzacji nie doczekał jeden z największych polskich zakładów - WSK PZL Mielec, który już został zlikwidowany. To samo może czekać kilka innych, na przykład PZL Wola w Warszawie i gdański Unimor. W bardzo trudnej sytuacji jest jeszcze kilkanaście przedsiębiorstw, jak choćby radomski Łucznik, który stracił znaczną część rynku maszyn do szycia i utrzymuje się głównie z zamówień MON i MSW na karabiny i pistolety, a także zatrudniająca ok. 14 tys. ludzi Huta Stalowa Wola (ta na razie nie ma kupców na produkowany przez siebie ciężki sprzęt). Bumar Łabędy ma trudności ze sprzedażą swoich czołgów. Coraz gorzej wiedzie się niedawnej chlubie polskiego przemysłu lotniczego - WSK Świdnik, która w ubiegłym roku przyniosła stratę w wysokości ponad 16 mln zł.
Bez większych obaw można mówić o przyszłości tylko sześciu fabryk zbrojeniowych: warszawskiego Radwaru (producent radarów), Przemysłowego Centrum Optyki w Warszawie (m.in. zaawansowane systemy celownicze), WSK PZL Rzeszów (silniki lotnicze), Maskpolu Konieczki (sprzęt przeciwchemiczny), Stomilu Poznań (opony do ciężkiego sprzętu) i Nitro-Chemu Bydgoszcz (amunicja). Ostatnio rząd zezwolił na prywatyzację pierwszych sześciu przedsiębiorstw zbrojeniowych. Znalazły się wśród nich trzy fabryki z grona liderów - Maskpol, PCO i WSK PZL Rzeszów - oraz WSK PZL Warszawa II, Bumar Łabędy i PZL Wola z Warszawy, dla których znalezienie inwestora jest ostatnią szansą uniknięcia likwidacji.
Nikt nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się z pozostałymi zakładami. Los kilku z nich (głównie fabryk produkujących dla lotnictwa) uzależniony jest od planowanego przetargu na wyposażenie polskich sił powietrznych w sto samolotów wielozadaniowych. W trakcie końcowych prac znajduje się projekt ustawy o tzw. offsecie, który przewiduje, że do przemysłu obronnego powinna trafić kwota stanowiąca równowartość co najmniej 50 proc. wydatków na zakup uzbrojenia za granicą. Pozwoli to funkcjonować przynajmniej kilku fabrykom. Ogólne plany dotyczące współpracy z przemysłem lotniczym przedstawili już niemal wszyscy uczestnicy polskiego lotniczego przetargu stulecia, np. amerykańskie Lockheed i Boeing, British Aerospace, niemiecka Dasa. Duże nadzieje z programem uzbrojenia sokoła i wyposażeniem armii w nowoczesny śmigłowiec szturmowy wiążą zakłady ze Świdnika, które są też bliskie wprowadzenia kilku nowych maszyn - lekkiego śmigłowca i małego samolotu dyspozycyjnego. Szanse na przetrwanie ma zapewne część zbrojeniowa zakładów Mesko w Skarżysku-Kamiennej, bo armia będzie tam musiała kupować rakiety Grom (a w przyszłości być może także rakiety przeciwpancerne). Mimo tragicznej kondycji finansowej, rząd raczej zdecyduje się na ratowanie radomskiego Łucznika, gdyż własna produkcja broni strzeleckiej jest jednym z głównych wyznaczników suwerenności państwa. Pewnie uda się zachować jeden z zakładów metalurgicznych specjalizujących się w produkcji ciężkiego sprzętu dla armii. Państwo będzie także utrzymywać, ze względów strategicznych, większość producentów amunicji.
Co z resztą? W tym roku trzeba będzie zwolnić ok. 5 tys. ludzi. Ministerstwo Pracy już przygotowuje rozporządzenie o zasiłkach przedemerytalnych dla zwalnianych pracowników "zbrojeniówki". Trudno podzielać optymizm niektórych polityków, że po ogłoszeniu programu prywatyzacji przemysłu zbrojeniowego zaczną się do nas zgłaszać dziesiątki chętnych gotowych do kupowania upadających fabryk. Określony przez resort gospodarki plan restrukturyzacji ponad 30 zakładów nie rozwiązuje wszystkich problemów sektora zbrojeniowego. Należy do niego jeszcze kilkanaście "cywilnych" fabryk pracujących na potrzeby armii, dziesięć ośrodków badawczych oraz dwanaście zakładów podległych MON, z których większość funkcjonuje wbrew wszelkim regułom ekonomii.
Więcej możesz przeczytać w 17/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.