Partacze nasi i wasi

Partacze nasi i wasi

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Operacja Samum" miała dowieść, jak świetne są polskie służby specjalne. Niestety, odnosi się wrażenie, że cechuje je amatorszczyzna i chamowatość
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, mamy nową polską komercyjną produkcję filmową. To "Operacja Samum" wyreżyserowana przez Władysława Pasikowskiego i wspierana finansowo przez kilka dużych firm, których reklamy występują zresztą w filmie na równych prawach z aktorami. Przed premierą kinową przemówił generał Gromosław Czempiński (który był tu konsultantem) i wyraził przekonanie, że "Operacja Samum" stworzona została "ku pokrzepieniu serc Polaków" i ma ich przekonać, jak doskonale działają polskie służby wywiadowcze, które ostatnio niesłusznie poddane zostały publicznej krytyce. Niestety, z artystycznego punktu widzenia film okazał się nieudany, zwrócił jednak uwagę na zjawisko współczesnej wojny. "Operacja Samum" opowiada historię z czasu konfliktu iracko-amerykańskiego, a my właśnie przeżywamy kolejny konflikt: między Jugosławią a NATO.
Zygmunt Kałużyński: - Panie Tomaszu, w tym filmie jest jeszcze jedna przykrość: nasi rodacy, którzy ratują wywiad amerykański, przyjechali do Iraku, by budować tam fabryki, i okazjonalnie tylko mieszają się do polityki.
TR: - Ale przecież szpiedzy zawsze grają podwójną rolę. Trudno byłoby im się tam akredytować w roli szpiegów. Film pokazuje nam sytuację poprzedzającą wybuch wojny z USA. Za chwilę ma dojść do słynnej operacji "Pustynna burza". Wszyscy obcokrajowcy opuścili już Irak, tylko kilku amerykańskim agentom nie udało się ewakuować. Są więc w niebezpieczeństwie; w dodatku mają mikrofilm z dokładnym rozkładem zajęć Saddama Husajna, dzięki czemu można go będzie skutecznie zaatakować. Trzeba tych niezdarnych Amerykanów przeprawić przez granicę. Nikt tego nie potrafi zrobić oprócz Bogusława Lindy i Olafa Lubaszenki. Ta historia podobno oparta jest na faktach, może więc szkoda, że naszych szpiegów nie ma teraz w Kosowie? Może oni rozsupłaliby ten gordyjski węzeł?
ZK: - Właśnie. Panie Tomaszu, niech pan pozwoli, że przy tej okazji powiem, co sądzę o wojnie w Jugosławii, choć właściwie nie powinienem mieć żadnego sądu, bo uważam, że wolno mi mówić o tym, co znam dobrze, a w tej sytuacji - tak zawikłanej - trzeba by być na miejscu pewnie parę lat. Tymczasem nasze media wypowiadają się w sposób zdecydowany, co bierze się nie tyle ze sprawiedliwej oceny tego, co się tam dzieje, ile z intencji politycznej. Tak też postępuje nasz sąsiad z "Wprost", Piotr Moszyński, który powtarza to, co wyczytał w reakcyjnej prasie francuskiej; zresztą robi to regularnie. A jednak można się ustosunkować do tego, co jest pewne. Jak się ocenia politykę? Po pierwsze - czy osiągnęła swój cel. Po drugie - jaką ma przed sobą przyszłość. Na przykład Hitler wyznaczył sobie jako cel zwycięstwo Rzeszy nad Europą i zniszczenie komunizmu, a w rezultacie położył Niemcy na całe lata i pozwolił, by zatriumfował komunizm. Czyli to była zła polityka. Z kolei de Gaulle zapowiedział, że skończy wojnę w Algierii i uniezależni Francję od Ameryki. Wykonał to - i to była dobra polityka. Teraz słyszymy, że celem polityki było uratowanie Albańczyków z Kosowa od ucisku, tymczasem okazuje się, że tzw. czystki rasowe wzmogły się do gigantycznych rozmiarów, w dodatku jeszcze zniszczono Serbię jako obszar cywilizacyjny. A zatem zamiar polityczny się nie powiódł. Efekt okazał się kompromitacją NATO.
TR: - Jeszcze nie wiadomo, panie Zygmuncie, wojna przecież trwa. Coraz więcej w niej pomyłek i wojskowych blamaży, ale jednak najważniejsze okaże się zakończenie.
ZK: - Już wiadomo, proszę pana, co będzie. Załóżmy, że Serbia się ugnie i wrócą owi wysiedleni z Kosowa, to - pytam - jak będzie wyglądała ich przyszłość? Czy ludzie, którzy przeżyli całą tę inwazję, w następnych latach będą mogli jako tako z sobą współpracować? Zapewniam pana, że nie!
TR: - Czyli XXI wiek powitają przesiąknięci nienawiścią, a nie nadzieją?
ZK: - Moja ocena brzmi: z politycznego punktu widzenia akcja NATO została spartolona. Okazała się skandalicznym, antyhumanitarnym błędem.
TR: - Jest jeszcze wymiar moralny tej interwencji i on mnie wciąż niepokoi. Jedne ofiary wojny przedstawia się nam jako ofiary niesłuszne (Albańczycy zamordowani przez bestialskich Serbów), drugie zaś jako zupełnie słuszne (serbscy cywile zabici pomyłkowo przez natowskie bomby i rakiety; pomyłka rzecz ludzka - usprawiedliwia to rzecznik NATO Jamie Shea - a gdzie wojna, tam i nieuniknione ofiary). W jednym wypadku zabici są ofiarami barbarzyństwa (serbskiego), a w drugim - zaledwie pomyłki (natowskiej). Jedni są dobrzy, a drudzy źli. Jedni nie zasłużyli, a drudzy sami tego chcieli (bo wybrali sobie na prezydenta Milos?evicia). Cóż za moralna pokrętność wobec śmierci! Nie bez powodu w wielu krajach narastają wątpliwości (także wśród intelektualistów) co do moralnego prawa tej akcji. Wątpliwy jest też spokój sumienia narodów żyjących w krajach NATO. Przecież to wszystko odbywa się w ich imieniu. W ich - czyli od niedawna także w naszym. A więc i my ponosimy odpowiedzialność za zbombardowanie ambasady Chin w Belgradzie (znowu te nieaktualne mapy sztabowe NATO, które już kiedyś doprowadziły do zderzenia amerykańskiego myśliwca z kolejką górską we Włoszech!). Pozostają więc obawy: czy znamy całą prawdę o przyczynach i celach tej wojny? Czy natowska reakcja na bezprawie w Kosowie służy tym, którym miała służyć? Czy Jugosławia nie stała się poligonem nowej broni, a w przyszłości - zrujnowana i wyniszczona - ma się stać (w ramach odbudowywania kraju) chłonnym rynkiem, zapewniającym zbyt międzynarodowym firmom przemysłowym?
ZK: - Między innymi dlatego zawsze byłem przeciwnikiem przystąpienia Polski do NATO. Ostatnio uderzyła mnie opinia Jerzego Giedroycia, który powiedział, że przystąpienie do NATO bynajmniej nie zabezpiecza interesów Polski, a społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z ciężarów z tym związanych. Prawda jest taka, że nigdy nam nie powiedziano, na czym polega kalkulacja: jakie jest ryzyko, ile to będzie kosztowało, jakie są niebezpieczeństwa. Takiej dyskusji nie było w Polsce nigdy. Ciekawe, że są takie kraje, jak Austria czy Szwecja, które z uporem odmawiają przystąpienia do NATO, mimo że chce się je tam wciągnąć.
TR: - No widzi pan, to właśnie dla takich jak pan niedowiarków, którzy nie wierzą w polską siłę, została zrealizowana "Operacja Samum" - ku pokrzepieniu serc. Dzięki temu filmowi mieliśmy się przekonać, jak świetne są polskie służby specjalne. Niestety, ja odniosłem wrażenie, że cechuje je przede wszystkim amatorszczyzna i chamowatość, ale może to wina złego filmu, a nie owych służb.
Więcej możesz przeczytać w 21/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.