Z szablami na czołgi

Z szablami na czołgi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak podbić Wembley?
"Och nie, znów Polacy" - zamartwiała się jedna z londyńskich gazet, gdy okazało się, że Anglia po raz piąty trafiła do jednej grupy eliminacyjnej z reprezentacją biało-czerwonych. Czy drużyna Kevina Keegana rzeczywiście ma się czego obawiać? - Przepaść między angielskim i polskim futbolem jest tak duża, jak między zespołem Chicago Bulls z Michaelem Jordanem w składzie a naszą reprezentacją koszykarzy - uważa Jan Tomaszewski, człowiek, który "powstrzymał Anglię" w 1973 r. Dziś Tomaszewski-marzyciel mówi: - Stać nas na remis. Tomaszewski-realista dodaje jednak: - Będzie dobrze, jeśli stracimy mniej niż trzy gole. Trener Janusz Wójcik jest większym optymistą: - Polska nie ma co prawda takich gwiazd jak nasi rywale, tak silnej ligi, takich pieniędzy i klubów notowanych na londyńskiej giełdzie. Ale czy to jest powód, by się poddawać? Jedziemy na Wembley po remis lub zwycięstwo.
W "Mail on Sunday" napisano, że prezes PZPN, z którym Wójcik prawie nie rozmawia, zaoferował trenerowi 600 tys. funtów za awans drużyny do mistrzostw Europy. Piłkarze mają otrzymać do podziału milion dolarów, a 200 tys. USD obiecano im za samo zwycięstwo z Anglią. Kodowana telewizja, która przeprowadzi w Polsce transmisję z Londynu, zapłaciła za mecz ponad 1,5 mln USD (w pakiecie z pozostałymi meczami Anglików na Wembley i spotkaniami pucharu Anglii i pucharu ligi).
W Londynie żartują, że tamtejszy związek piłkarski powinien pomyśleć o założeniu stałego przedstawicielstwa w Warszawie, gdyż pojedynki z Polską na drodze do najważniejszych imprez są niemal tak pewne jak śmierć i podatki. - Wembley zawsze było dla nas przepustką do wielkiej piłki - uważa Zbigniew Boniek. - Wydaje się nawet, że niemożliwy jest jakikolwiek sukces polskiej reprezentacji bez udanej przeprawy przez ten stadion. To jest nasza brama do futbolowego raju, swoisty czyściec. Kto się tam sprawdzi, strzeli gola, zwycięży - nie tylko osiągnie sportowy sukces, ale może zmienić całe swoje życie. Dobra gra na tym stadionie to jak nominacja do Oscara.
- Wembley to świątynia. Gra na tym obiekcie zawsze jest wielkim przeżyciem - mówi Andrzej Szarmach. - To nie jest zwykły stadion. Jako jeden z pierwszych miał zadaszenie nad trybunami, które wznoszą się stromo nad boiskiem. Piłkarz odnosi wrażenie, że krzyczący kibic siedzi niemal nad jego głową - wspomina grę na Wembley Jan Tomaszewski. - Wrzask, doping dla gospodarzy odbija się od dachu i spotęgowany trafia na murawę. Nie można się porozumieć z partnerem z zespołu, nie słyszy się własnego głosu, bramkarz nie może skutecznie kierować obroną.
Słynny angielski obiekt - bardziej znany niż brazylijska Maracana, hiszpański Nou Camp czy włoskie San Siro - został zbudowany w niespełna rok, a pierwszy mecz obejrzało ponad 126 tys. widzów (finał pucharu Anglii West Ham United-Bolton Wanderers w 1923 r.). Pod koniec lat 20. na Wembley organizowano wyścigi chartów i pierwsze zawody żużlowe. Stadion gościł też drużyny baseballistów i uczestników igrzysk olimpijskich w 1948 r. Piłkarska reprezentacja Anglii po raz pierwszy przegrała na Wembley dopiero w 1953 r. z Węgrami.
Na początku lat 90. stadion podupadł. Spółka Wembley Plc, mająca coraz większe długi, zaczęła organizować na płycie boiska koncerty gwiazd muzyki pop. Nie zmieniło to jednak sytuacji firmy i jej udziałowcy zdecydowali się niedawno na sprzedaż stadionu konsorcjum English National Stadium Development Company za ponad 172 mln USD. Gruntownie zmodernizowany "kocioł czarownic" ma być głównym obiektem mistrzostw świata w 2006 r., o których organizację zabiega nawet angielski rząd, zachęcony rekordowymi wpływami (69 mln funtów), jakie przyniósł turniej Euro ?96.
Przed najbliższym pojedynkiem z Polską angielska prasa - jak zawsze - przypomina drużynę Kazimierza Górskiego, remis z 1973 r., bramkarskie parady "polskiego klowna" i gola strzelonego przez Jana Domarskiego. Wówczas gospodarze byli na fali, pewni siebie, a mimo to zostali upokorzeni. Pamiętają także pojedynek sprzed trzech lat i gola zdobytego przez Marka Citkę w siódmej minucie spotkania - pierwszą od 23 lat bramkę, jaką biało-czerwoni zdobyli w Londynie. Dziś Anglicy znów są faworytami, ale już nikt nikogo nie lekceważy. "Polska drużyna, która przyjedzie pod koniec marca, nie będzie przypominała zespołu, który spotkał się z Anglią w ostatnich eliminacjach do mistrzostw świata" - pisała jedna z gazet. W lutowym wywiadzie dla "Mail on Sunday" Janusz Wójcik odważył się nawet postraszyć Anglików: "Jesteście łatwi do przewidzenia. Jeśli gra się sypie, nie jesteście w stanie jej zmienić".
Znający angielski futbol przestrzegają jednak przed zbytnim optymizmem i doszukiwaniem się szansy w organizacyjnych kłopotach, z jakimi borykali się ostatnio wyspiarze. - Jeśli Anglicy mają problemy, to my jesteśmy trzy metry pod ziemią - żartuje Zbigniew Boniek. - Oni mogą zmieniać trenerów jak rękawiczki, narzekać na gorszą atmosferę w kadrze, ale gdy zespół gwiazd wartych miliony dolarów wychodzi na boisko, pozostaje tylko gra. - Angielskie gwiazdy prezentują świetną formę w Lidze Mistrzów, my o naszych graczach, po spotkaniach z Maltą czy Armenią, nie wiemy właściwie nic. Za czasów Górskiego mieliśmy za sobą udany sprawdzian z silną Holandią, zespół był ustabilizowany i pewny - wspomina Grzegorz Lato. - Dzięki Wójcikowi Polacy są dziś zgraną ekipą zdolnych piłkarzy, ale brakuje w niej gwiazd, wielkich indywidualności. Nie mamy także pewnego bramkarza, który już dziś wiedziałby, że na pewno stanie między słupkami - dodaje Boniek. - Nasi golkiperzy tracą zbyt dużo energii na walkę między sobą o miejsce w drużynie. Gdy wyjdą na boisko, mogą być już spaleni - martwi się także Tomaszewski.
Polska piłka przy futbolu angielskim wygląda dziś jak Kopciuszek. Poziom dialogu między PZPN a Międzynarodową Federacją Piłkarską żenuje już nie tylko kibiców. Nie dotrzymujemy obietnic. FIFA, która w listach do polskich władz poświadczyła za słowo Mariana Dziurowicza i piłkarską centralę, musiała kilka dni przed tak ważnym meczem użyć kija i w specjalnej uchwale zmusić prezesa do wyznaczenia terminu zjazdu wyborczego.
Władze związku toczą wojnę z ministrem sportu, polskie kluby sprzedają coraz młodszych zawodników, rodzima ekstraklasa balansuje na granicy bankructwa, a tymczasem Premiership została okrzyknięta najbogatszą ligą w Europie. Dziesięć zespołów notowanych jest na londyńskiej giełdzie, nawet drugoligowy futbol stał się poważną gałęzią show-businessu. Obroty samego Manchesteru United sięgnęły 88 mln funtów, a zyski przed zapłaceniem podatku - 27,6 mln funtów. Akcje tego klubu przez siedem lat podrożały prawie dziewięciokrotnie, trudno się więc dziwić, że medialny magnat Rupert Murdoch oferował za tę firmę 800 mln DM.


>Zwycięstwo polskiej drużyny na Wembley mogłoby po raz drugi wpędzić Anglików w futbolowy kryzys

Obroty wszystkich czterech lig angielskich wzrosły ostatnio o 700 mln funtów. Dziewiętnastoletni Michael Owen zarabia tygodniowo 10 tys. funtów, dwa razy więcej otrzymują David Beckam i Paul Gascoigne, któremu kłopoty osobiste nie pozwalają na odzyskanie miejsca w reprezentacji narodowej. Najdroższym i jednym z najbogatszych piłkarzy angielskich jest dobry znajomy trenera Kevina Keegana ze wspólnej pracy w Newcastle United - Alan Shearer - wyceniany na 30 tys. funtów tygodniowo. Jak na tym tle wypadają gwiazdy polskiej kadry? Tylko nieliczni mogą w swoich klubach liczyć na zarobki sięgające kilkuset tysięcy marek rocznie.
- Na Wembley spotkają się dwa różne światy; futbolowej prosperity i zaniedbanej piłki nożnej z kraju rozpoczynającego wszystko od nowa. Nawet najlepsi zawodnicy, z których sprzedaży utrzymują się polskie kluby, nie odgrywają czołowych ról w zachodnich zespołach. Dobrą pozycję ma bramkarz Adam Matysek, w zeszłym roku na chwilę błysnął Andrzej Juskowiak. Reszta ginie w tłumie - mówi Lesław ĺmikiewicz. - Niemal każda z angielskich gwiazd jest na piłkarskim rynku warta więcej niż cała polska reprezentacja z Marianem Dziurowiczem na czele - dodaje Tomaszewski. - Piłkarze z Premiership na co dzień walczą przeciwko jednym z najlepszych zawodników świata. Trudno więc oczekiwać, by Mirosław Trzeciak czy Wojciech Kowalczyk - piłkarze z drugiej ligi hiszpańskiej - mogli łatwo ograć bramkarza Seamana czy obrońcę Southgatea. Możemy się zachwycać strzeleckim instynktem Andrzeja Juskowiaka lub dryblingiem Trzeciaka, gdyby jednak któryś z nich dorównywał napastnikom Anglii, już dawno graliby w Realu, Barcelonie lub Juventusie.
Najgorszą wiadomością, jaką mógł tuż przed meczem otrzymać trener Wójcik, jest zmiana szkoleniowca w ekipie Anglii. Glenn Hoddle miał swoje przyzwyczajenia, był rozszyfrowany, w prawie każdym spotkaniu ustawiał zespół podobnie. Jego następca Kevin Keegan jest prawdziwym wojownikiem i wielką niewiadomą. Z trzecioligowego klubu Fulham, należącego do egipskiego miliardera Mohammeda Al-Fayeda, potrafił zrobić drużynę, która stała się rewelacją pucharu Anglii.
Dla graczy Keegana mecz z Polską jest szalenie ważny z kilku powodów. Po pierwsze - muszą go wygrać, jeśli chcą zachować szansę na awans do mistrzostw Europy. Po drugie - będzie to pierwszy mecz reprezentacji pod kierunkiem nowego szkoleniowca. Po trzecie - Anglicy są głodni sukcesu po niedawnej porażce w towarzyskim meczu z Francuzami. Muszą też zaprzeczyć coraz częściej pojawiającym się pogłoskom, że angielska drużyna od dawna nie była w tak złym stanie jak obecnie. Ewentualne zwycięstwo Polski mogłoby po raz drugi wpędzić wyspiarzy w futbolowy kryzys. - Do meczu na Wembley możemy podejść na większym luzie niż rywale. Możemy się pokusić o zwycięstwo, będziemy szczęśliwi z remisu, ale możemy nawet przegrać. Ważniejszy wydaje się dziś mecz ze Szwecją - mówi Boniek. - Polska drużyna musi być pewna siebie. Być może klucz do sukcesu tkwi w psychice i wiele rozstrzygnie się w szatni przed meczem. Rywale mają świetne warunki fizyczne, są wybiegani, agresywni - musimy odpowiedzieć tym samym. Nie możemy się dać zastraszyć, zepchnąć do rozpaczliwej obrony. Kiedyś Paul Gascoigne występował na reklamowym plakacie, udając rzeźbę Davida Michała Anioła. U dołu napisano: Sztuka wyszła od Włochów, heroizm od Anglików. Jak pobić Wembley? Sprytem. My, Polacy, mamy swoje futbolowe cwaniactwo i właśnie tym możemy pokonać drużynę Keegana. Powiedzmy szczerze - rzucając się na Anglię, idziemy z szablami na czołgi. Ale właśnie my umiemy robić to najlepiej na świecie - dodaje Boniek.
Jan Tomaszewski radzi Polakom: - Drużyna Wójcika musi złapać Anglików za gardło w środku pola, nie może pozwolić, by rywale przedarli się na nasze pole karne. Prawie 80 proc. energii powinniśmy wykorzystać na neutralizowanie akcji Anglików. Jednego napastnika postawiłbym z przodu - niech czeka na okazję do kontrataku. To jedyna szansa na zdobycie gola. Jeśli zaczniemy grać na Wembley w "otwartą" piłkę, to nas zjedzą.

Więcej możesz przeczytać w 13/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: