Próba wojny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kiedy pijany dręczy domowników, przyjaciele muszą go ogłuszyć. Nic nie jest ważniejsze od ludzkiego prawa do życia w pokoju i czasami trzeba wojny, aby to prawo wyegzekwować
1. Mówi się, że wojny są po to, żeby sprawdzić broń. Bzdura, nie po to, ale przy okazji broń się sprawdza. Dla Polaków konflikt z Serbią jest też czasem próby. Po raz pierwszy uczestniczymy z własnej woli w szerszym sojuszu, który podjął działania wojenne. Pan prezydent mówi, że nowa sytuacja polega na tym, iż "w odróżnieniu od poprzedniego układu (Warszawskiego) nie występujemy przeciw wartościom, które są nam bliskie". To chyba minimum zaangażowania. Ja nie występowałem przeciwko Czechosłowacji ani nie popierałem interwencji w Afganistanie. Nie rozumiem tego "my" - to nie było moje państwo. Żałuję, że NATO nie interweniowało wcześniej po to, żeby Polski Ludowej nie było, ale co zrobić, tak już się stało. Z tego nie wynika, że mamy my - NATO - patrzeć spokojnie na naruszanie naszych wartości, kiedy ryzyko i koszty wojny są mniejsze.

2. Przebywam chwilowo w Wiedniu, gdzie lepiej widać podziały. Pierwszego Maja przeszły w pochodzie tysiące wiedeńczyków pod sztandarami (współ)rządzącej socjaldemokraji. Boże broń przed taką socjaldemokracją! Co trzecie hasło to pokój, gołąbki i "NATO raus!". Ani słowa o Milo?seviciu, prawach człowieka, gwałceniu kobiet czy wyganianiu dzieci. Za to transparenty o tym, że trzeba więcej praw dać kobietom i dzieciom - w Austrii oczywiście. Dopiero w alternatywnym pochodzie komunistycznego folkloru zauważyłem bardziej obiektywne hasło - nie tylko NATO precz, nawet Milo?sević precz! Hasło było niesione przez kilkunastu młodych ludzi. Dużo o Europie (ale bez nas) i neutralności (za amerykańskie, a wkrótce i nasze pieniądze). Bardzo ciekawy ten podział socjaldemokracji - bo przecież to "raus!" jest przeciwko Clintonowi, Blairowi, Schröderowi i dziesiątkom innych przywódców socjaldemokratycznych. Obok podziału Europy na Prasłowian (ta perfuma na szczęście Polaków nigdy nie pociągała) i Zachód jest drugi podział - na bolszewików (transparenty: NATO, masowy morderca, precz z Iraku i Jugosławii!) i demokrację. Tutaj zarabiamy punkty, albowiem każdy widzi, że Polacy są w swej aprobacie dla działań NATO gdzieś między Francją, Niemcami, Kanadą i Ameryką. Jakaś czkawka po długim treningu w walce o pokój jest przy tym nieunikniona. Nic dziwnego, że specjalista od mediów, p. Raczek, nie zauważa, iż CNN i inni nadający z Jugosławii zaznaczają starannie, że nie mają odpowiednich warunków do sprawdzenia informacji. To pewne, że na wojnie są ofiary wśród ludności cywilnej, ale dlaczego p. Raczek nie może obejrzeć obiektywnego reportażu z Kosowa, dlaczego nawet Milo?sević przyznaje, że popełniono "pewne błędy" w terenie, dlaczego wyrzucił krytycznego Dra?skovicia? Cóż, zapomniało się już, co to jest cenzura, przecież Polacy też cierpieli z powodu sankcji amerykańskich, ksiądz Popiełuszko - według polskiej telewizji - podjudzał, a naród potępiał warchołów z "Solidarności". Dla zrównoważenia zauważmy też czkawkę w "Polityce". Przepytując prezydenta, pp. Baczyński i Ostrowski koncentrują się na czym? "Czy można budować nowy ład bez Rosji? Albo - jak go zbudować z Rosją?". NATO nie zmieniło swojego wizerunku w oczach Rosjan, a wręcz odwrotnie. "Czy to znaczy że Rosja jest dla nas politycznie stracona na najbliższe lata? Dla Rosji pomniejszy partner zbrodniczego NATO to żaden partner". Całe szczęście, że Rosjanie, mając na sumieniu choćby Czeczenię, takich głupstw o NATO nie myślą (politycy oczywiście). A to, że przeciętny Rosjanin jest otumaniony, to już inna sprawa, ale naprawdę radzę "Polityce", aby zapomniała o czasach, kiedy dobra opinia przeciętnego Rosjanina decydowała o przyszłości Polski. Wróciliśmy na dobre czy złe na Zachód i nastał dobry moment, żeby prof. Zagórski, dyrektor CBOS, zapytał naród, czy zgadza się na rozszerzenie NATO o Austriaków, Szwajcarów, Albańczyków, Litwinów i Rosjan. Trochę satysfakcji, że teraz i Polacy decydują, kogo dopuścić na Zachód.

3. Jestem dziś dumny z polskiego narodu z Edelmanem na czele. Oczywiście Komendant, Sułek, Jedlicki, Cimoszewicz, Ikonowicz i Łopuszański mogą wątpić - jednomyślność byłaby podejrzana. To jest też swoista próba wojny, te intelektualne rozważania nad wojną. Byłoby źle, gdyby ich nie było. Oto po raz pierwszy - wbrew podmiotowego "my" pana prezydenta w sprawie paktu warszawskiego - ponosimy odpowiedzialność za to, co robi nasze wojsko, nawet jeśli niewiele może zrobić. Dyskusja jest tylko pozornie abstrakcyjna. Wprawdzie są małe szanse żeby jakiś Serb albo Albańczyk zginął od polskiej kuli, ale duże, że (niestety) jakiś polski saper zginie, rozbrajając Kosowo po wojnie. I trzeba będzie za wojnę zapłacić.

4. W sprawach doczesnych nie ma nieomylnych. Napisałem bezmyślnie, że nie walczymy z Serbami, ale z systemem, itd. To jest oczywiście bardziej zawiłe. Narody to w końcu ludzie, potrafią się zbiesić i oszołomić narodową rakiją. Każdy głupi wie, że dobra rakija jest dobra niezależnie od tego, czy zrobił ją Serb, Chorwat czy Poturczeniec. Szkodzi natomiast ślepa wiara, że swoje jest najlepsze, wtedy można się zatruć takim świństwem, które Serbowie sobie właśnie zaaplikowali. Po Niemcach widać, że choroba jest uleczalna, chociaż do wytrzeźwienia trzeba zastosować dokuczliwe środki. Kiedy pijany dręczy domowników, przyjaciele muszą go ogłuszyć. Nic nie jest ważniejsze od ludzkiego prawa do życia w pokoju i czasami trzeba wojny, aby to prawo wyegzekwować.

5. Zabawne pytanie prof. Sułka: czy politycy mają odpowiadać za to, że swym słusznym działaniem spowodowali złe skutki? Oczywiście, że politycy za to odpowiadają, w demokracji. Milo?sević - jak widać - za skutki swych działań nie odpowiada. Jak odpowiadają? Sułek odwołuje Kwaśniewskiego, ale chyba przedterminowych wyborów prezydenckich nie będzie. Czy jest błędem obstawanie przy wartościach? Minister Beck swym uporem przy niepodległości Polski doprowadził do tego, że ją straciliśmy na kilkadziesiąt lat. "Dobre chęci, skutki opłakane" - jak powiedziałby prof. Jedlicki. Ja jednak chylę czoło przed Becka odmową kompromisu z Hitlerem, choć wolałbym, gdyby wojny w 1939 r. udało się uniknąć. Błąd prawdziwy, jak zauważył prezydent, polega na tym, że dano kiedyś łobuzom prawo weta w ONZ. A z socjologów radzą słuchać Alaina Touraine?a, który napisał, że dzisiaj błąd polega na tym, że się za słabo walczy, a w kompromis ze złem lepiej nie wchodzić.
Więcej możesz przeczytać w 20/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.