Jak krzyż z półksiężycem

Jak krzyż z półksiężycem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jeśli ktoś dopuszcza się obrażania uczuć religijnych Polaków, bezprawnie posługując się krzyżem, to na pewno nie jest to Katarzyna Kozyra, lecz szaleniec z oświęcimskiego żwirowiska
O antywojennych billboardach Katarzyny Kozyry dowiedziałem się z telewizji. Pokazano je we wszystkich serwisach informacyjnych, a w Jedynce zobaczyłem nawet krótki reportaż z wypowiedziami autorki i jej siostry, która pozowała nago do zdjęcia. Jak zwykle w wypadkach wydarzeń artystycznych wykraczających poza stereotyp informację zaopatrzono od razu w komentarz (hierarchów kościelnych) oraz protesty (m.in. Polskiego Czerwonego Krzyża).

Billboard młodej i lubiącej prowokacje plastyczki składa się z dwóch części. Jedna przedstawia nagą kobietę leżącą na czerwonym krzyżu, otoczoną główkami kapusty. Druga - również nagą kobietę, która leży w skurczu na tle czerwonego półksiężyca i jest otoczona - dla odmiany - kalafiorami. To sama Katarzyna Kozyra. Ta w kapuście to jej siostra. Oba zdjęcia, choć zaskakujące, są pięknie skomponowane i wykonane z wielką dbałością o estetykę. Niepokoją jednak niczym głośne plakaty Benettona. Każą się zatrzymać. Zrozumieć. Nie wszyscy rozumieją. Ci właśnie protestują najgłośniej. Tak przecież jest zawsze. Znowu pojawiają się głosy o obrażaniu uczuć religijnych Polaków (bo w kompozycji pojawił się krzyż) i naruszaniu praw do znaku firmowego (organizacji charytatywnych Czerwony Krzyż i Czerwony Półksiężyc). Pobożny prezydent Gdańska wydał zakaz rozlepiania plakatu na ulicach rządzonego przez niego miasta. Narasta atmosfera skandalu. Zanim całkiem nie zwariujemy, proponuję, żebyśmy przez chwilę zastanowili się, czym naprawdę jest zaskakujący billboard (czyli wielki plakat) Katarzyny Kozyry? Jest szokująco prostym przypomnieniem, co tak naprawdę leży u źródeł konfliktu o Kosowo i wojny w Jugosławii: walka dwóch religii. Chrześcijaństwa z islamem. Wbrew temu, co sądzimy, historia świata przypomina: wiara częściej dzieliła ludzi, niż ich łączyła. To wojny z innowiercami okazywały się zwykle najdłuższe i najkrwawsze. Gdy próbujemy zrozumieć zawziętość Serbów wobec kosowskich Albańczyków i zawziętość poprzysięgających tym pierwszym zem- stę Albańczyków (Armia Wyzwolenia Kosowa), musimy pamiętać o historii. Bitwa na Kosowym Polu była dla Serbów tym, czym dla nas odsiecz wiedeńska - walką z muzułmańską potęgą Turcji próbującej podbić Europę. Tyle że królowi Janowi Sobieskiemu udało się zwyciężyć, a serbski książę Lazar uległ, co stało się przyczyną wielowiekowej tureckiej niewoli Serbów na tych ziemiach (do bitwy doszło w XIV wieku). Powstały legendy, pieśni, poematy. Pragnienie przywrócenia Kosowa chrześcijaństwu uczyniono głównym filarem serbskiego patriotyzmu. Jego symbolem. To pod panowaniem muzułmańskich Turków do Kosowa napłynęli w XVII wieku inni muzułmanie - Albańczycy. Zajęli te ziemie i uznali za swoje. Gdy w wyniku I wojny światowej Serbia odzyskała utracone Kosowo, Albańczycy w nim pozostali. W 1990 r. ogłosili swoją niepodległość. Dla Serbów wojna o Kosowo to wojna o wszystko. O prawo do narodowej tożsamości. To także wlokąca się przez wieki wojna z innowiercami, czyli również z inną kulturą i mentalnością. Dlatego są do tego stopnia zdesperowani, że w patriotycznym zapale posuwają się do zbrodni na Albańczykach. Okaleczona kobieta, która leży na czerwonym półksiężycu, właśnie o tym przypomina. Ale także na czerwonym krzyżu leży kobieta. Bez stopy. To zwrócenie uwagi, że i po drugiej stronie giną ludzie. Z tym, że oni są ofiarami interweniowania NATO w imię pokoju! W codziennych serwisach informacyjnych słyszymy o spowodowanej przez Serbów tragedii Albańczyków z Kosowa. Dlaczego jednak nie słyszymy o tragedii Serbów, zgotowanej im przez nas wszystkich, obywateli państw członkowskich NATO, popierających naloty, bombardowania i liczne pomyłki taktyczne wynikające z brakoróbstwa wywiadów i wojsk natowskich? Dlaczego jednych zmarłych opłakujemy, a na innych machamy ręką? Dlaczego uważamy, że zabijanie w imię obrony praw człowieka jest słuszne, a w imię interesów wewnętrznych państwa - nie? Śmierć to śmierć i nigdy nie ma usprawiedliwienia dla tych, którzy są jej sprawcami! O tym przypomniał mi billboard Katarzyny Kozyry i nie widzę w nim nic skandalicznego, zaś komentarze na temat tego, że obraża on uczucia religijne katolików, uważam za niepoważne. Zastanawiam się raczej, czy prowadzona w imieniu tychże katolików wojna i zabijanie ludzi nie obrażają uczuć religijnych. Czy nie czas, żeby zrewidować nadmierne przywiązanie do symboli, które - obrosłe tradycją, legendą i emocjami - przynoszą więcej szkody niż dobrodziejstwa? Czyż nie w obronie tychże prowadzono kiedyś krwawe wojny krzyżowe? To rozlewanie w Jugosławii krwi Albańczyków, Serbów, a nawet Chińczyków jest skandalem, nie zaś billboard Katarzyny Kozyry. Jeśli natomiast ktoś dopuszcza się obrażania uczuć religijnych Polaków, bezprawnie posługując się krzyżem, to na pewno nie jest to Kozyra, lecz szaleniec z oświęcimskiego żwirowiska - Kazimierz Świtoń.
Więcej możesz przeczytać w 22/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.