Róg Waszyngtona i Kaczyńskiego

Róg Waszyngtona i Kaczyńskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 

Kraj, który okazuje wobec innego zwyczajową nienawiść lub zwyczajową sympatię, jest do pewnego stopnia zniewolony. Jest niewolnikiem swojej wrogości lub sympatii, a każda z nich wystarczy, by sprowadzić go z drogi obowiązków i własnych interesów” – powiedział w 1796 r. Jerzy Waszyngton („Pożegnalna mowa Jerzego Waszyngtona, którą wygłosił, opuszczając stanowisko prezydenta Stanów Zjednoczonych”, Warszawa 1920). Ta oracja była swego rodzaju testamentem, a może nawet bardziej instrukcją obsługi kraju dla przyszłych prezydentów USA; instrukcją – jeśli przyjrzeć się amerykańskiej polityce na przestrzeni 200 lat – ciągle i konsekwentnie realizowaną. A co ważniejsze – z sukcesami. Pomyślałem, że przez optykę narzuconą przez Waszyngtona warto przyjrzeć się polskiej polityce współczesnej. Jeśli on miał rację (a historia amerykańskich aliansów pokazuje, że miał), to znaczy, że i my powinniśmy się stosować do tej zasady. Zwłaszcza jeśli nie chcemy – jak to pięknie powiedział pierwszy prezydent USA – sprowadzić kraju z drogi obowiązków i własnych interesów.

Gdy Waszyngton wygłaszał swoją mowę, Rzeczpospolita od roku pozbawiona była niepodległości. Z 217 lat, które upłynęły do dziś, 173 spędziła w stanie niewoli lub silnego ograniczenia wolności, czyli tylko 44 z nich były wolne. Wynika z tego jasno, że niepodległość to w nowoczesnej historii Polski dar rzadki, który powinien zostać uznany za podstawowy interes. W geopolitycznej sytuacji Polski nie da się go zapewnić – co wiemy aż nazbyt dobrze – będąc niewolnikiem nienawiści i wrogości wobec dwóch naszych sąsiadów: Niemiec i Rosji, jednocześnie. W tym kontekście aktywność PiS (czyli partii, która ciągle przewodzi w przedwyborczych sondażach w Polsce) i jej lidera Jarosława Kaczyńskiego (który chce być kolejnym premierem), polegająca na równoczesnym oskarżaniu Rosji o zamach na prezydenta RP, a Niemcy o próby uczynienia z Polski swojego lenna, należy uznać za – idąc za myślą Waszyngtona – sprowadzanie naszego kraju z drogi jego podstawowego interesu, jakim jest niedopuszczanie do aliansu rosyjsko-niemieckiego. Trudno sobie wyobrazić, by ewentualny rząd Kaczyńskiego – który zdołał już wypowiedzieć wystarczająco wiele obraźliwych słów wobec Putina i Merkel – był w stanie się temu aliansowi przeciwstawić. A przeciwstawić mu się można tylko współpracą, a nie buńczucznym wymachiwaniem szabelką. Między bajki należy włożyć to, że Rosja zatrzęsie się w posadach od polskiego sojuszu z Gruzją, a Niemcy – od polskiego sojuszu z Węgrami. Jeśli oba te kraje się zatrzęsą, to wyłącznie ze śmiechu, bo Polska pod rządami PiS będzie równie mocarstwowa jak Kaczyński wysoki.

Interes Polski to sprawa nadrzędna wobec subiektywnych uprzedzeń, jakie niosą indywidualne życiorysy polityków. Od trzech lat prezes PiS niemal codziennie daje dowody na to, że przede wszystkim jest bratem, a dopiero później politykiem (przez bycie politykiem rozumiem tu oczywiście działalność publiczną, polegającą na gotowości do poświęcenia własnych celów osobistych na rzecz dobra wyższego, jakim jest służenie społeczeństwu na najwyższych stopniach władzy, a nie bezwzględne i cyniczne manipulowanie przestrzenią publiczną, by tę władzę – w celu rekompensaty własnych niedoborów ambicjonalnych i emocjonalnych – zdobyć). Fatalne psychoemocjonalne uwikłanie Jarosława Kaczyńskiego po 10 kwietnia 2010 r. jest zrozumiałe; w wyniku katastrofy smoleńskiej prze- żył on wielką tragedię, która zasługuje na współczucie i szacunek. Jednak współczucie człowiekowi, który cierpi z powodu śmierci brata, i szacunek do niego znikają, kiedy pojawia się Jarosław Kaczyński rozgrywający śmierć brata dla korzyści politycznych i dopuszczający się szantażu emocjonalnego wobec rodaków (kto nie jest z Lechem Kaczyńskim – którego pod względem duchowym, intelektualnym, a nawet genetycznym zastępuje brat bliźniak – jest godnym potępienia i nienawiści zdrajcą Polski).

Wracając do słów Jerzego Waszyngtona: „kraj, który okazuje wobec innego nienawiść, jest niewolnikiem swojej wrogości”, zastanówmy się, kiedy kraj najłatwiej okazuje swoją nienawiść? Czyż nie wówczas, gdy jego przywódca przepełniony jest nienawiścią? I to wymierzoną nie tylko w „innego” zewnętrznego (Rosja, Niemcy), ale przede wszystkim w „innego” wewnętrznego (zdrajcy, lemingi, wykształciuchy, współczesna targowica itp.)? Czyż owa z każdym dniem puchnąca nienawiść nie sprowadza Polski z drogi jej interesów? Czy chcemy z tej drogi schodzić coraz bardziej? Dokąd to nas zaprowadzi? Proszę w bieganinie codzienności nie gubić tych pytań. Mądre odpowiedzi mogą tę codzienność uczynić lepszą. I jeszcze jedno: to nieprawda, że wybory są co cztery lata. Wybory mamy każdego dnia. ■

Więcej możesz przeczytać w 44/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.