Skała Herkulesa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Odzyskanie Gibraltaru jest dla Hiszpanii kwestią narodowego honoru, ale mieszkańcy "skały" nie chcą o tym słyszeć
Jest noc 27 stycznia 1999 r. Sto metrów przed wejściem do portu w Gibraltarze i niecałe dwieście metrów od brytyjskiej atomowej łodzi podwodnej "Turbulent" hiszpański kuter "Pirańa" z pobliskiego portu w Algeciras prowokacyjnie zarzuca sieci. Nadpływa kuter brytyjskiej straży przybrzeżnej. Jego załoga zwraca uwagę hiszpańskim rybakom. W odpowiedzi słyszy obelgi. Chwilę potem hiszpański kuter zostaje wzięty na hol, a czternastu rybaków trafia do aresztu.

Ten pozornie drobny epizod rozpoczął najpoważniejszy incydent dyplomatyczny pomiędzy Hiszpanią a Wielką Brytanią od czasu piętnastoletniej blokady Gibraltaru, zarządzonej przez generała Franco w 1969 r. Madryt przedstawił Londynowi ultimatum, żądając podpisania w ciągu 72 godzin porozumienia wykluczającego istnienie gibraltarskich wód terytorialnych. Minister spraw zagranicznych Abel Matutes użył słów, do których niezwykle rzadko ucieka się międzynarodowa dyplomacja. Nazwał Gibraltar "ośrodkiem przemytu, którego gospodarka opiera się na działalności przestępczej". Dodał, że Gibraltar "żyje pasożytniczo na gospodarce Hiszpanii i sprzyja przestępstwom podatkowym".
Na ultimatum Londyn w ogóle nie odpowiedział, uznając, że jest nie do przyjęcia. Co więcej - i w Gibraltarze, i w Londynie panowało przekonanie, że incydent mógł zostać sprowokowany przez hiszpańskie służby specjalne. Hiszpania poszła jednak za ciosem: na początku marca premier Jose Maria Aznar przedstawił premierowi Wielkiej Brytanii Tony?emu Blairowi dokumenty dotyczące rzekomego prania brudnych pieniędzy przez gibraltarskie spółki finansowe, a minister Abel Matutes wysłał do przewodniczącego Komisji Europejskiej Jacques?a Santera listę 66 łamanych przez brytyjską kolonię dyrektyw Unii Europejskiej.


Hiszpania nie uznaje nawet numeru kierunkowego do Gibraltaru. Z całego świata wykręca się 00350, a z Hiszpanii - 9567

Dokumenty te rząd Gibraltaru nazwał "kłamstwami w 95 proc., mającymi uzasadnić aneksję". Sir Richard Luce, brytyjski gubernator, stwierdził, że "kontrola spółek finansowych jest w Gibraltarze ostrzejsza niż w jakimkolwiek innym ośrodku off-shore". Peter Caruana, premier lokalnego rządu gibraltarskiego, przygotował odpowiedź, w której dowodził, że 39 spośród 66 "zaskarżonych" dyrektyw UE Gibraltar wypełnia, czternaście nie dotyczy Gibraltaru, trzy są wymienione podwójnie, dwie nie istnieją, a pozostałych osiem zostanie wprowadzonych w życie w ciągu najbliższych trzech miesięcy. W ostatnim czasie Aznar i Blair spotykali się kilkakrotnie na szczytach NATO i UE, a 11 kwietnia wspólnie (wraz z żonami i dziećmi) spędzili weekend w Che- quers koło Oksfordu. Obaj premierzy lubią się, mimo że znajdują się na politycznych antypodach. W imię owej sympatii kwestii Gibraltaru podczas wszystkich spotkań unikali jak ognia.
Tymczasem konsekwencje styczniowego incydentu są odczuwane nadal. Najbardziej widomym jego skutkiem są wielogodzinne kolejki na granicy. Hiszpańscy celnicy najpierw na rozkaz Madrytu szykanowali kierowców z Gibraltaru, twierdząc, że wydane tam prawa jazdy są nieważne w Hiszpanii i Unii Europejskiej, a ostatnio drobiazgowo sprawdzają każdy samochód, zwłaszcza w drodze powrotnej, kiedy oczekiwanie na przejazd do La Linea de la Concepción trwa nawet sześć godzin.
Dla Hiszpanii odzyskanie owych 6 km kw. skały o prawie pionowych ścianach jest prawdziwą obsesją, kwestią narodowego honoru. Usiłował wymusić to na Wielkiej Brytanii generał Franco, a później wszyscy kolejni premierzy socjalistyczni. Władanie Gibraltarem jest również strategicznym celem premiera Aznara, mimo zadeklarowanego przesunięcia jego Partido Popular (Partii Ludowej) z prawicy ku centrum. Hiszpania stosuje więc wobec Gibraltarczyków szykany, które bardziej pasowałyby do jakiejś "republiki bananowej" niż do jednego z ważniejszych państw Unii Europejskiej. Nie tylko nie pozwala na utrzymywanie z "Penonem" (jak nazywa się Gibraltar) regularnych połączeń promowych i lotniczych, ale także nie uznaje gibraltarskich klubów sportowych i stowarzyszeń, tamtejszych dokumentów, a nawet numeru kierunkowego do Gibraltaru. Z całego świata wykręca się "00350", a z Hiszpanii - "9567", używając numeracji okolicznych miasteczek andaluzyjskich.
"Gibraltar jest ostatnią kolonią w Europie, jest kompletnym anachronizmem" - stwierdził minister Abel Matutes, przedstawiając plan pięćdziesięcioletniej wspólnej hiszpańsko-brytyjskiej administracji nad europejską "kolumną Herkulesa", a następnie przyznania jej - już jako integralnej części państwa hiszpańskiego - daleko idącej autonomii, podobnej do tej, jaką cieszy się Kraj Basków czy Katalonia. Gibraltarczycy nie chcą o tym słyszeć. Podczas przeprowadzonego w 1967 r. referendum 12 138 osób spośród 12 182 głosujących opowiedziało się za przynależnością do Wielkiej Brytanii, a 44 za przynależnością do Hiszpanii. Zdaniem premiera Caruany, proporcje te nie zmieniły się do tej pory. Niemniej jednak status kolonii przestał zadowalać Gibraltarczyków. Sprawujący władzę od 1996 r. rząd Petera Caruany opracował projekt zmiany konstytucyjnych stosunków łączących Gibraltar z Wielką Brytanią. Jego celem jest uzyskanie statusu ,,terytorium zależnego od Korony", podobnie jak wyspy Man, Jersey i Guernsey. Na razie rząd Jej Królewskiej Mości odnosi się do tego projektu z rezerwą.


Nec plus ultra

Dla starożytnych Greków gibraltarska skała była jedną z dwóch (obok góry Jebel Musa po stronie afrykańskiej) "kolumn Herkulesa", za którymi kończył się znany świat. Rzymianie ukuli powiedzenie "Nec plus ultra", by ostrzec żeglarzy, że z drugiej strony "nic nie ma". Nazwa "Gibraltar" pochodzi od arabskiego "Jebel Tarik" (Góra Tarika) i wiąże się z nazwiskiem gubernatora Tangeru Tarika-ibn-Zeyada, który w 711 r. rozpoczął trwające ponad siedem stuleci arabskie panowanie na Półwyspie Iberyjskim. Hiszpanie odbili "skałę" od Arabów w 1462 r. w ramach rekonkwisty. Podczas wojny o sukcesję (1702-1713) Gibraltar stał się obiektem gwałtownych walk między dwoma pretendentami do hiszpańskiego tronu: Filipem Andegaweńskim i habsburskim arcyksięciem Karolem. Angielsko-holenderska flota zajęła Gibraltar w 1704 r., a dziewięć lat później Hiszpania zrzekła się tego terytorium "na zawsze" w traktacie z Utrechtu. Później wielokrotnie usiłowała odbić "skałę" Brytyjczykom, m.in. podczas trwającego 52 lata "wielkiego oblężenia", rozpoczętego w 1727 r. W czasie obu wojen światowych Gibraltar był strategiczną bazą Brytyjczyków. Wprawdzie stracił wiele ze swojego znaczenia, nadal jednak jest ważną bazą wojskową Wielkiej Brytanii i NATO.
Więcej możesz przeczytać w 24/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.