Kilka miesięcy temu pojawiła się informacja, że w Polsce powstanie kolejna fabryka samochodów. Niestety, wbrew obietnicom do dziś nie poszły za tym żadne konkrety. Dowodzi to, że tego typu inwestycje lubią ciszę, rozgłos mocno im szkodzi. Oby tak się nie stało w tym przypadku.
Inna sprawa, że coraz rzadziej będą się zdarzać inwestycje typu greenfield, czyli budowane od zera. Dziś spora część koncernów motoryzacyjnych ma wolne moce produkcyjne w swoich fabrykach i chętnie podejmie się produkcji na zlecenie. Takie rozwiązanie jest nie tylko tańsze od budowania zakładu od początku, lecz także dużo szybsze – fabryki są gotowe, a przygotowanie linii produkcyjnej do innego samochodu zajmuje dużo mniej czasu niż budowa. Przykłady tego typu kooperacji można mnożyć, znajdziemy je także na krajowym podwórku – w tyskiej fabryce Fiata na tej samej linii co model 500 są produkowane Fordy Ka, a w zakładzie w Gliwicach równolegle z Oplem Agilą powstawały m.in. Suzuki Wagon R+. W obu przypadkach auta są dość mocno spokrewnione, ale nie ma problemu, by przestawić się na produkcję zupełnie innego modelu.
Wielkość rynku wewnętrznego
Jest jeszcze jeden, bardzo istotny czynnik, który sprawia, że niestety dość często przegrywamy wyścigi o lokalizację nowej fabryki samochodów. I nie są to ani restrykcyjne przepisy, ani brak odpowiedniej infrastruktury. Chodzi o popyt wewnętrzny, czyli liczbę samochodów, jakie można sprzedać na lokalnym rynku. A w Polsce ta sprawa nie wygląda najlepiej. Po latach prosperity ze szczytem w 1999 r. nasz rynek wciąż się kurczy. W 2013 r. sprzedano w Polsce jedynie niecałe 290 tys. nowych samochodów. A eksperci szacują, że nasi rodacy mogą rocznie ich kupować nawet milion! Wystarczy porównać Polskę np. z Czechami. Kraj ten ma 10 mln mieszkańców – czterokrotnie mniej niż Polska – a w ubiegłym roku Czesi kupili niemal 165 tys. nowych samochodów. W przeliczeniu na tysiąc mieszkańców daje to 16,5 auta. W Polsce ten wskaźnik wynosi zaledwie 7,25! Czy kogoś jeszcze dziwi, że nowe inwestycje lądują u naszych południowych sąsiadów, a nie u nas?
Problem słabego popytu wewnętrznego widać jak na dłoni, gdy się przyjrzymy produkcji tyskiej fabryki Fiata – w 2013 r. powstało w niej niemal 296 tys. samochodów. Z tej liczby 99,5 proc. trafiło na eksport. Dla porównania, w 2009 r. w Tychach wyprodukowano 298 tys. samych Pand, a wszystkich aut – ponaddwukrotnie więcej – 606 tys.!
Ratują nas części
Na szczęście dla naszej gospodarki fabryki samochodów to nie samotne wyspy i bez ogromnego łańcucha dostawców nie mogą istnieć. A to oznacza dziesiątki tysięcy miejsc pracy. Na naszą korzyść działa tu położenie geograficzne – niedaleko jest do Czech, Niemiec czy Słowacji. Dzięki temu producenci podzespołów poza zaopatrywaniem rynku lokalnego całkiem sporo eksportują. Takim zakładem jest m.in. fabryka Toyoty w Wałbrzychu. Produkowane w niej silniki trafiają do Czech i Francji, gdzie są montowane do modeli Yaris i Aygo. Skrzynie biegów z polskiej fabryki zaopatrują, poza wymienionymi, także zakłady japońskiej marki w Wielkiej Brytanii, Turcji, a nawet RPA. Do tych samych fabryk (z wyjątkiem czeskiej) trafiają też silniki z innego polskiego zakładu Toyoty, w Jelczu-Laskowicach. Niektóre części (np. wały korbowe) wykorzystywane przez jelczańską fabrykę dostarcza… Toyota z Wałbrzycha.
Jakość kontra polityka
Nasze fabryki samochodów mają znakomitą opinię na europejskim (i nie tylko) rynku. Jakość produkowanych w Polsce samochodów jest tak wysoka, że zakłady w Gliwicach czy Tychach są stawiane innym za wzór. Niestety, wysoka jakość to nie wszystko, o czym przekonała się załoga fabryki Fiata w Tychach. Produkowany tam Fiat Panda był nieustannie chwalony, ale kolejna generacja tego modelu powstaje we Włoszech. Równie dobrą opinią cieszy się zakład Opla w Gliwicach. Niestety, dziś moce produkcyjne tego zakładu są wykorzystywane zaledwie w 60-70 proc. I to mimo że powstaje tam naprawdę szeroka paleta modeli – Astra w czterech odmianach i kabriolet Cascada. Volkswagen na tyle ufa pracownikom swojego zakładu w Poznaniu, że produkcja modelu Caddy odbywa się tylko tam. ■
Polski przemysł motoryzacyjny
Paweł Barański, dyrektor w Dziale Doradztwa Podatkowego w KPMG w Polsce
Przemysł motoryzacyjny w Polsce ma inny charakter niż w krajach zachodnioeuropejskich. Nie mamy własnych marek samochodów osobowych, a znaczący polscy producenci w innych segmentach branży są stosunkowo nieliczni. Mimo to produkcja motoryzacyjna w Polsce rozwija się niezwykle dynamicznie - od 2003 r. jej wartość wzrosła blisko trzykrotnie. Kilkanaście lat temu światowa motoryzacja odkryła Polskę jako doskonałe miejsce do ulokowania bazy produkcyjnej, do czego przyczyniły się niskie koszty pracy oraz możliwość skorzystania z mechanizmów wsparcia inwestycji. Od pewnego czasu widać, że polskie fabryki motoryzacyjne wyróżniają się jakością i wydajnością pracy w swoich grupach kapitałowych, zyskując renomę, co nie tylko przyciąga nowe inwestycje, ale także odbiorców na świecie.
Roboty w służbie człowieka
W produkcji samochodów są dwie szkoły – pierwsza zaleca maksymalne wykorzystanie człowieka w procesie produkcyjnym, druga stawia na robotyzację. Która jest lepsza? Odpowiedź nie jest jednoznaczna.
Z pewnością robot jest zdecydowanie dokładniejszy - żaden człowiek nie jest w stanie zapewnić takiej dokładności czy powtarzalności czynności. Oczywiście, na końcu i tak niezbędny jest człowiek, by sprawdzić, czy praca została wykonana jak należy, zareagować w przypadku awarii itp. Żeby jakość była jak najwyższa, w większości zakładów produkujących samochody wprowadzono nagrody dla pracowników, którzy zauważą jakąś nieprawidłowość czy usterkę. W takiej sytuacji powinno się natychmiast zatrzymać taśmę w celu ustalenia przyczyny problemu, a pracownik, który go zauważył, nie tylko nie jest karcony, jak to bywało w innym systemie, ale wręcz nagradzany. Oczywiście nie zawsze warto inwestować w linie produkcyjne wykorzystujące roboty. Jeśli skala produkcji jest niezbyt duża, a siła robocza niedroga i dostępna – nie ma sensu na siłę automatyzować produkcji. Za to przy masowej produkcji czy w przypadku masowej rezygnacji pracowników z powodu wyjazdu do pracy za granicę (takie przypadki w branży motoryzacyjnej się zdarzały) – zdecydowanie warto rozważyć robotyzację przynajmniej niektórych procesów produkcyjnych.

Komentarze