Narośl

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto zarabia na chorych na raka
Według kontrolerów Ministerstwa Zdrowia, Polska Fundacja Europejskiej Szkoły Onkologii niezgodnie z prawem wykorzystuje sprzęt i pomieszczenia warszawskiego Centrum Onkologii. Poważne zastrzeżenia budzą też zasady korzystania z usług lekarzy centrum. Fundacja zarabia krocie, a kasa centrum jest pusta - zadłużenie sięga kilkudziesięciu milionów złotych. Przedstawiciele ministerstwa przyznają, że współpraca obu instytucji jest niekorzystna dla centrum, ale twierdzi, iż niewiele może zrobić. Urzędnicy MZiOS liczą, że tę niezdrową sytuację zmieni trwająca właśnie w Centrum Onkologii kontrola Najwyższej Izby Kontroli.
Inspektorzy NIK sprawdzają zgodność z prawem umów, które centrum zawarło z Polską Fundacją Europejskiej Szkoły Onkologii, a także zasadność zarzutów postawionych podczas wcześniejszej kontroli przeprowadzonej przez resort zdrowia. Kontrolerzy MZiOS ujawnili, że sprzęt będący własnością centrum de facto użytkuje fundacja. - Umowa między centrum a fundacją była nieekwiwalentna. W konsekwencji fundacja rozwinęła działalność, wykorzystując bazę centrum, niewiele oferując w zamian - mówi Andrzej Troszyński, rzecznik prasowy MZiOS.
NIK sprawdza, czy w innych dziedzinach współpracy centrum z fundacją również nie doszło do nadużyć. Chodzi przede wszystkim o publiczną zbiórkę pieniędzy w ramach Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych, którą przeprowadzała fundacja. We wszystkich urzędach pocztowych można było nadać zwolniony z opłat przekaz pocztowy - cegiełkę o wartości 5 zł. Pieniądze trafiały na konto fundacji.
- Ze zbiórki już się częściowo rozliczyliśmy, a wszystkie dokumenty przekazaliśmy do Centrum Onkologii - mówi prezes fundacji Wiesław Różycki. Rzeczywiście 30 listopada 1998 r. Centrum Onkologii otrzymało rozliczenie zbiórki, okazało się, że zebrano ponad 12,3 mln zł, lecz koszty przekroczyły 7,5 mln zł, czyli pochłonęły przeszło 60 proc. zebranych środków. Nie wiadomo dokładnie, co złożyło się na tak wysokie koszty zbiórki. W załączniku do rozliczenia opisano bowiem tylko tzw. koszty własne, które wyniosły niespełna milion złotych, z czego 354 tys. zł wydano na wynagrodzenia dla osób zajmujących się zbiórką, 97 tys. zł zapłacono za "monitorowanie urzędów pocztowych", 38 tys. zł - za sprzęt komputerowy, analiza statystyczna zbiórki pochłonęła 40 tys. zł, a wynagrodzenia za opracowanie "kompleksowej koncepcji zbiórki" - 224 tys. zł. Pozostałe koszty to prawdopodobnie spłata kredytów, które fundacja zaciągnęła na organizację przedsięwzięcia. Zaskoczonym pracownikom Centrum Onkologii przedstawiciele fundacji tłumaczyli, że koszty podobnych zbiórek na Zachodzie są i tak dużo wyższe.


W ramach Narodowego Programu Zwalczania Chorób Nowotworowych zebrano ponad 12,3 mln zł. Przeszło 7,5 mln zł pochłonęły koszty przeprowadzenia zbiórki

Współpraca centrum i fundacji była i jest - podobnie jak akcja sprzedaży cegiełek - tylko pozornie korzystna dla pacjentów. W Centrum Onkologii na niektóre skomplikowane operacje i zabiegi wspomagające leczenie nowotworów trzeba czekać nawet kilka miesięcy; dla chorych oznacza to utratę szans na ratowanie życia. W tej sytuacji zazwyczaj proponuje się im skorzystanie z usług fundacji. Te same operacje i zabiegi można tam wykonać szybko, ale trzeba za nie zapłacić kilka-, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Co ciekawe, przeprowadza się je w Centrum Onkologii i robią to tamtejsi lekarze. Pieniądze nie trafiają jednak na konto centrum, lecz do fundacji.
Fundacja zarabia więc na zdesperowanych pacjentach i ich rodzinach, zaś finansowa sytuacja Centrum Onkologii jest wręcz tragiczna. Kontrola przeprowadzona przez Ministerstwo Zdrowia wykazała, że w ubiegłym roku zadłużenie tej placówki wyniosło ok. 37 mln zł. Wkrótce po kontroli odwołano dyrektora centrum, Andrzeja Kułakowskiego. Zarzucono mu przekroczenie dyscypliny budżetowej oraz to, że w kierowanej przez niego klinice nie respektowano praw pacjenta. Chorzy pisali do Ministerstwa Zdrowia skargi, twierdząc, że m.in. zmuszani byli do kupowania w należącej do fundacji aptece (działającej się na terenie centrum) leków potrzebnych do leczenia w Centrum Onkologii. Z dokumentów resortu zdrowia wynika, że tylko w 1996 r. apteka przedstawiła do refundacji rachunki o wartości 400 tys. zł.
Po ubiegłorocznej kontroli dyrekcji centrum nakazano renegocjację umów dotyczących wynajmowania przez fundację pomieszczeń. Obecnie umowy te oparte są już na komercyjnych zasadach. Nie zmienił się jednak sposób wykorzystywania przez fundację bazy centrum do leczenia pacjentów, którzy nie chcą, a przede wszystkim nie mogą czekać kilka miesięcy na rozpoczęcie terapii.
Wiosną tego roku w Sejmie złożono interpelację poselską w sprawie tragicznej sytuacji finansowej Centrum Onkologii i zasad współpracy z fundacją. Odpowiadając na nią, wiceminister zdrowia Maciej Piróg stwierdził: "Urząd ministra zdrowia musi się ograniczyć do kontrolowania w tym zakresie działań nadzorowanych przez siebie jednostek organizacyjnych. (...) Nadzór nad działalnością fundacji, jakkolwiek przypisany w ich statutach właściwym ministrom, nie uprawnia do kontroli działalności fundacji". - Takie są realia. Nie mamy najlepszego zdania o sposobie funkcjonowania tej fundacji, ale musimy się trzymać litery prawa. Nie możemy ingerować w jej działalność. Takie uprawnienia ma tylko NIK - mówi Andrzej Troszyński. Kontrola NIK w Centrum Onkologii potrwa jeszcze kilka tygodni. Wkrótce wybrany też zostanie nowy dyrektor tej placówki.


Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.