Smutek tundry

Dodano:   /  Zmieniono: 
Stary wysłużony autobus wyjeżdża z osady Sowieckaja w kierunku Workuty
Jedziemy przez tundrę, mijając co pewien czas walące się domy i opustoszałe zakłady pracy - to pozostałości dawnej "świetności" imperium. Rozgoryczeni pasażerowie autobusu z dumą wspominają świetlane lata przeszłości: drogę wybudowaną tu w 1960 r., kopalnię węgla kamiennego, regularnie wypłacane - prawie dwukrotnie wyższe w porównaniu z resztą Rosji - pensje. - Żyło nam się dobrze, dopóki nie przyszedł Gorbaczow - mówi z żalem jedna z pasażerek. - Mieliśmy pracę, mieszkania, były pieniądze... A co dzisiaj z tego pozostało? Proszę zobaczyć!

W 1998 r. rząd rosyjski wycofał się ostatecznie z kontynuacji breżniewowskiej polityki utrzymywania na Północy wydobycia węgla za cenę gigantycznych dotacji z budżetu państwa. Zupełne ich wstrzymanie spowodowało jednak, iż z trzynastu pracujących kiedyś w Workucie kopalń pozostało siedem, a zatrudnienie w górnictwie spadło z 200 tys. do 130 tys. osób. Dzisiaj już nikt nie chce drogiego workuckiego węgla. Powszechnym zjawiskiem w tutejszych kopalniach stała się dzisiaj korupcja. Powstały firmy pośredniczące w sprzedaży węgla. Jak mówi emerytowany oficer milicji Olga Michajłowna Mylnikowa, "dyrektorzy kopalń pełnią swoje funkcje do momentu, kiedy zapełnią dolarami zagraniczne konta, potem znikają i wszelki ślad po nich ginie". Tymczasem górnicy przez wiele miesięcy nie otrzymują pensji. Na początku roku w kopalniach Siewiernyj oraz Ajag Jaga wypłacono pieniądze za... luty ubiegłego roku. Aleksiej Szewczenko, od jedenastu lat górnik z kopalni Ajag Jaga, dopiero po kilku miesiącach mógł pojechać do ciężko chorej matki w Krasnojarsku, gdyż wcześniej nie było go zwyczajnie stać na bilet. Jego żona ze łzami w oczach pokazuje nam odcinek ostatniej wypłaty oraz kupony żywnościowe, które w przyzakładowej stołówce mogą zamienić na chleb i mleko. Nieregularnie, zwykle z dwumiesięcznym opóźnieniem dostaje 440 rubli, a to nie wystarcza na utrzymanie rodziny. Ceny w workuckich sklepach po sierpniowym kryzysie wzrosły bowiem kilkakrotnie. Dzisiejsza Workuta to niemal dwustutysięczne miasto, położone 180 km za kręgiem polarnym, wybudowane na niedostępnych obszarach syberyjskiej tundry przez tysiące więźniów sowieckiego Gułagu. W latach 70. przyjechało tutaj dobrowolnie wielu ludzi skuszonych wysokimi zarobkami. Poza pensją władze wypłacały wówczas regularnie tzw. siewiernyj, czyli osiemdziesięcioprocentowy "dodatek północny". Stanowiło to rekompensatę za mrozy, zamiecie i brak słońca za kołem polarnym. Ludziom tym przysługiwały tanie mieszkania, bezpłatne przejazdy, długie urlopy. Dzisiaj stali się ofiarami "księżycowej gospodarki" i zakładnikami obecnego kryzysu. Grozę ich położenia potęguje fakt, że gromadzone przez nich latami oszczędności z dnia na dzień zupełnie straciły na wartości. Jak wspomina Irina Bojkowa - jedna z niewielu żyjących już w Workucie Polek - z 15 tys. rubli które miała na książeczce jeszcze w latach osiemdziesiątych, po denominacji, czyli "obcięciu trzech zer", pozostało jej 15. Skończyły się marzenia o kupnie samochodu i domku na południu Rosji. Dzisiaj za te pieniądze można kupić niespełna dwa litry mleka. Pogłębiająca się pauperyzacja społeczeństwa Północy kontrastuje z ogromnymi bogactwami naturalnymi tej ziemi. W rozpoznanych już złożach Dalekiej Północy występuje 13 proc. światowych zapasów ropy naftowej i 42 proc. gazu ziemnego. Tutaj skoncentrowało się prawie całe wydobycie rosyjskiego złota, srebra, diamentów, ołowiu, apatytów, rtęci, molibdenu, bizmutu i kamieni szlachetnych. Na obszarach tych znajduje się jedna trzecia światowych zapasów niklu i platynoidów, połowa palladu. W regionach północnych pozyskuje się prawie połowę przemysłowego drewna, dużą ilość futer i ryb. Jak mówi Igor Szpiektor, mer Workuty i prezydent Związku Miast Północy, to Północ karmi dzisiaj Rosję, a nie na odwrót. Tutaj wypracowuje się 20 proc. dochodu narodowego państwa, stąd pochodzi 60 proc. dochodów Rosji z eksportu, zatem ekonomiczne bezpieczeństwo Rosji to dzisiaj Północ. Tymczasem wraca do nas tylko 20 proc. tego, co wypracujemy. Tak dalej być nie może - dodaje. Aby obniżyć koszty transportu i podwyższyć atrakcyjność rynkową rosyjskich surowców, planuje się m.in. budowę na arktycznym wybrzeżu portów z terminalami naftowymi. Projekt taki powstaje dla Ust?-Indydze, do której zamierza się pociągnąć tory kolejowe od magistrali Moskwa-Workuta-Łabytnangi. Po połączeniu jej ze szlakami kolejowymi Syberii Zachodniej port w Ust?-Indygu stałby się najkrótszym wyjściem ładunków z Chin i Syberii na Europę Zachodnią. Są to jednak jedynie plany, do których urzeczywistnienia potrzeba olbrzymich pieniędzy, a tych nie ma. Stojąc wśród bloków z wielkiej płyty w sercu syberyjskiej tundry, zaczynamy rozumieć, że nieszczęście rosyjskiej Północy rozpoczęło się w momencie, gdy wdarła się tutaj cywilizacja miejska, przemysłowa - zupełnie obca dla natury i rdzennej ludności tego regionu. Ich potomków pozostało już niewielu - 200 tys. przedstawicieli 30 narodów. Na jednej z workuckich ulic spotykamy Nieńca - to właśnie jeden z nielicznych już aborygenów rosyjskiej Północy. Przy zaprzęgu z reniferami sprzedaje skóry i mięso tych zwierząt. Nasze zauroczenie egzotyką pryska jednak natychmiast, kiedy okazuje się, że jest on kompletnie pijany. Za zrobienie zdjęcia żąda "dienieg" (pieniędzy) - to jedyne słowo, jakie zna po rosyjsku. Nie chce dolarów. Stojący obok Rosjanin tłumaczy nam, że on nie wie, co to jest. Dajemy mu więc ruble, ale i tak jest chyba nazbyt pijany, aby rozumiał, co się wokół niego dzieje. Średnia długość życia tych ludzi to 42 lata. Czukczowie żyją jeszcze krócej, bo zaledwie 31 lat. Nadal prowadzą oni koczowniczy tryb życia, zajmując się hodowlą reniferów. "Cywilizacja" przyniosła im jedynie plagę chorób i alkoholizmu. Nie jest to jedyny dowód ignorowania naturalnych praw Północy przez władze dawnego systemu. Kolejny odkrywamy już następnego ranka, wyjeżdżając samochodem w kierunku osady Siewiernaja. Po drodze słuchamy prognozy pogody: przewidywana temperatura, siła wiatru, ciśnienie. Jest coś jeszcze... stopień napromieniowania, który dzisiaj wynosi 14 mikrorentgenów na godzinę. To efekt sąsiedztwa poligonu atomowego na Nowej Ziemi. "Eto w normie" - uspokaja nas jednak kierowca. Tłumaczy nam, że dopuszczalne napromieniowanie dla człowieka wynosi 28 mikrorentgenów. Zastanawiamy się, czy jest to norma światowa, czy tylko... rosyjska. Zdaniem Jewgieni Chajdarowej, która kiedyś zajmowała się tą problematyką, promieniowanie jest tutaj znacznie wyższe i wynosi 24 mikrorentgeny. Przemysłowe regiony Północy dotknięte są też ogromnym zanieczyszczeniem środowiska. Zimą miejscowa rzeka Workuta nie zamarza przy ponadtrzydziestostopniowym mrozie. Do jakiego stopnia należało ją zanieczyścić, aby było to możliwe? Częściowo odpowiedź uzyskujemy w zarządzie miasta, gdzie mer Workuty Igor Szpiektor przyznaje, że problem zanieczyszczenia środowiska "jest bardzo poważny". Jako przykład podaje oczyszczalnię ścieków, którą Workuta wybudowała tutaj pierwsza. Dziennie wyławia ona z wody niemal czterdzieści ton węgla. Przedtem wszystko to płynęło do Morza Karskiego - dodaje Szpiektor. Oto obraz osiągnięć siedemdziesięciu lat władzy radzieckiej w tym regionie - zdegradowane środowisko naturalne oraz zniszczone i oszukane narody. Największym jednak nieszczęściem, jakie pozostawił tu system komunistyczny, jest u ludzi brak wiary we własne siły oraz nieufność wobec jakiejkolwiek władzy. Optymizmem napawa natomiast ogromna życzliwość tutejszych mieszkańców oraz pomoc okazywana sobie nawzajem. Tylko dzięki temu udaje im się przetrwać wśród nieprzyjaznej przyrody i przeciwności losu.

Więcej możesz przeczytać w 25/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.