Widok na Warszawę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z PAWŁEM PISKORSKIM, prezydentem Warszawy, posłem Unii Wolności
"Wprost": - Niemal cały czerwiec Warszawę paraliżowały blokady, demonstracje i manifestacje. Wystosował pan apel do przewodniczącego "Solidarności", by związek zmienił formę protestów, a do premiera i ministra pracy i polityki socjalnej - by nie rozmawiali z protestującymi utrudniającymi funkcjonowanie stolicy. Wierzy pan w skuteczność tego apelu?
Paweł Piskorski: - Mam pewne wątpliwości, czy związki zawodowe przychylą się do racji, które przedstawiłem. Sądzę jednak, że połączone wysiłki rządu i samorządu powinny dać efekty. Sytuacja w Warszawie stała się tak napięta, że jakieś decyzje muszą zostać podjęte.
- Jakie?
- Przede wszystkim rząd może rozmawiać tylko z tymi, którzy postępują zgodnie z prawem. Niestety, ostatnio im ostrzejszy jest protest, im bardziej radykalne przybiera formy - blokowane są drogi, niszczone samochody, wyrywane znaki drogowe - tym jest bardziej skuteczny. A to ośmiela do ponownego łamania prawa.
- Czy nie trzeba pomyśleć o prawnym zakazie blokowania Warszawy? W Niemczech centrum stolicy, główne arterie i okolice gmachów rządowych są strefami zakazanymi dla zgromadzeń i demonstracji. Manifestować można na placach i w parkach na przedmieściach.
- Uważam, że należy ograniczać możliwości demonstracji, zwłaszcza jeśli będą zagrażać życiu i zdrowiu...
- Już zagrażają...
- Są też demonstracje, które nie stwarzają takich zagrożeń, ale paraliżują życie miasta, jak ostatnia, zorganizowana przez pielęgniarki. Mogą się one odbywać, ale tak, by nie blokować ruchu w całej stolicy. Szkoda, że nie ma u nas takiego pola jak w Waszyngtonie przed Kapitolem, gdzie zbierają się demonstracje, nie komplikując życia mieszkańcom. Ale można dla protestujących wydzielić okolice Agrykoli, w pobliżu Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Niestety, ustawa o zgromadzeniach jest niezwykle łagodna, przewiduje możliwość wydania zakazu demonstracji tylko wtedy, gdy jest pewność, że dojdzie do złamania prawa. W innych wypadkach demonstracje jedynie się rejestruje. Trzeba mieć zezwolenie, wydawane przez powiat, na zajęcie pasa drogowego. Moim zdaniem, starosta powiatowy nie powinien wydawać zgody na zajmowanie jezdni. Demonstracja idąca przez całe miasto blokuje nie tylko jedną arterię, ale wszystkie krzyżujące się drogi. Jedna trzecia miasta jest wyłączona z ruchu.
- Często protestujący nie mają zezwoleń, a i tak zajmują ulice. Policja nie potrafi wyegzekwować prawa. Bezkarni są zarówno agresywni demonstranci, jak i kierowcy ciężarówek, którzy przemierzają miasto nie tylko w określonych godzinach, uliczni handlarze czy taksówkowe mafie.
- Z ubolewaniem muszę stwierdzić, że nie mnie podlega policja. Gdyby było inaczej, pewne decyzje już bym podjął. Przywykliśmy do filmowego obrazu burmistrza amerykańskiego miasta, który wzywa komendanta policji, wymyśla mu od najgorszych, ale dzięki temu lokalna policja zaczyna lepiej działać. W wielu krajach burmistrz ma możliwość ustanawiania prawa lokalnego, wpływania na prokuraturę. Ja nie jestem zwierzchnikiem policji, więc muszę szukać "protez". Wiadomo, że praca policjantów w stolicy jest najbardziej niebezpieczna, a koszty utrzymania wysokie. Pensje funkcjonariuszy są natomiast takie same w całym kraju. Wakujące etaty w stołecznej policji trzeba więc obsadzić policjantami spoza stolicy, gdzie nawet ta pensja jest atrakcyjna. Będzie to możliwe dzięki naszej inicjatywie budowy hoteli dla policjantów, na co przeznaczyliśmy już fundusze w budżecie. Mam nadzieję, że w ciągu roku liczba funkcjonariuszy patrolujących ulice zwiększy się o 1200 osób. Od lipca policja rozpoczęła wspólne patrole ze strażą miejską. Mamy też plany innych działań, ale wszystko to są substytuty. Prawo powinno dać większe możliwości działania samorządom i władzom miast.
- Czy tak rozbudowana, zagmatwana i niesprawna struktura jak samorząd warszawski powinna mieć większe kompetencje?
- Uprawnienia, o których mówimy, przysługiwałyby władzy wykonawczej. Ustawodawcza musiałaby zatwierdzić budżet, a nie sądzę, by były z tym kłopoty - sprawy bezpieczeństwa są ponad podziałami.
- Zostając prezydentem Warszawy, uratował pan stolicę od zarządu komisarycznego, ale może mniej demokratyczna forma władzy byłaby dla miasta bardziej korzystna. Znamienne, że najbardziej zasłużyli się stolicy zarządcy komisaryczni: Sokrates Starynkiewicz i Stefan Starzyński.
- To są niebezpieczne pokusy poszukiwania zbyt łatwych, niedemokratycznych rozwiązań. Oczywiście, nie byłoby tych wszystkich sporów, można by szybko, bo jednoosobowo, podejmować decyzje, ale przyjęcie tego za regułę jest niebezpieczne. Bardziej potrzebna jest odwaga, by zmieniać polskie prawo. Długo dyskutowano, do jakiego stopnia policja powinna być powiązana ze strukturami lokalnymi, w końcu przyjęto połowiczne rozwiązania. Uważam, że prezydent wybrany w sposób demokratyczny może skutecznie egzekwować prawo, o ile będzie miał większe kompetencje. Z powodu problemów z ustrojem Warszawy ta kadencja jest najtrudniejsza. Do obecnego rozgardiaszu dodano jeszcze starostwo powiatowe, którego funkcje zazębiają się z zadaniami miasta. Spodziewane jest także rozdzielenie funkcji zarządu miasta i zarządu gminy. Przyszła ustawa warszawska musi uprościć struktury i dać takie uprawnienia samorządom, aby mogły one wkraczać, gdy prawo jest łamane. Do tego czasu będę się domagał, by wszyscy, którzy mają kompetencje do egzekwowania prawa, wykorzystywali je.

Demonstracje nie mogą blokować ruchu w całej stolicy. Dla protestujących można by wydzielić okolice Agrykoli

- Jak się rządzi stolicą, gdy wiadomo, że prezydencki fotel zajmuje się prawdopodobnie tylko na chwilę?
- Pracuję ciężko, by wykorzystać każdą chwilę i nie zmarnować żadnej szansy. Staram się rozwiązywać problemy, a nie działać doraźnie. Żaden polityk nie może być pewny, jak długo będzie zajmował stanowisko, dlatego trzeba robić to, co uważa się za słuszne.
- Jak długo jeszcze miastem będą rządzić inwestorzy? Miasto rozbudowuje się chaotycznie, bez wizji i koncepcji urbanistycznej.
- Zapowiedziałem porządkowanie miasta w różnych wymiarach, by było bezpieczniej, ładniej - bez targowisk na głównych placach - i "luźniej" dzięki uporządkowaniu systemu parkowania. Wszyscy o tym od dawna mówili, ale nikt nie miał odwagi wprowadzać zmian, bo one rodzą konflikty. Ważną częścią porządkowania będzie opracowanie, z mojej inicjatywy, po raz pierwszy w historii miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego dla całej gminy Centrum. Dzięki temu w pierzei ulicy nie wyrośnie nagle pięćdziesięciopiętrowy budynek. Sytuacja jest jednak trudna, bowiem do czasu ich opracowania i przyjęcia na gruntach prywatnych można budować z bardzo niewielkimi ograniczeniami. Na przykład na terenach wzdłuż Alei Jerozolimskich należących do PKP, które zostały sprzedane lub wydzierżawione, za chwilę zaczną wyrastać kolejne wieżowce. Miasto będzie miało duże trudności, by zapewnić w tym rejonie sprawną komunikację.
- Wieżowce o architekturze odpowiedniej dla miast amerykańskich wznoszone są wszędzie. A warszawiacy, jak przed laty, mogą się wybrać jedynie do Łazienek. W innych miejscach jest albo brudno i niebezpiecznie, albo przeraźliwie drogo.
- Moja wizja rozwoju stolicy zakłada, że powstanie wiele miejsc publicznych, niekomercyjnych. Dążę do utworzenia na Polach Mokotowskich rodzaju Central Parku, Powiśle tylko w niewielkim zakresie powinno być zabudowane komercyjnie, przede wszystkim chciałbym, by stało się dzielnicą uniwersytecką. Wysokościowce nie powinny powstawać w rejonach zabytkowych. Mam pełną wizję różnych części Warszawy, łącznie z odbudowaniem pałaców Brühla i Saskiego. Miasto, korzystając z koniunktury gospodarczej, powinno się stać miejscem życzliwym dla mieszkańców.
- Wybrany ponownie w wyborach powszechnych burmistrz Budapesztu Gabor Demszky - w trakcie jego rządów rozbudowano metro, wybudowano obwodnicę i nowy most - szczyci się tym, że do pracy przyjeżdża miejską komunikacją. Czy ostatnio miał pan odwagę jechać autobusem?
- Kilka dni temu. Może jeździłbym częściej, ale nie ma miejskiej komunikacji pomiędzy moim domem a placem Bankowym. Rzeczywiście, najbardziej dramatycznym problemem, który może zastopować rozwój miasta, jest komunikacja. Myślę, że paraliż komunikacyjny zostanie przełamany - dwa mosty, metro i nowe arterie, w tym obwodnice, są w budowie. Na to potrzebne są jednak fundusze znacznie przekraczające możliwości warszawskich samorządów. Dlatego zamierzam się domagać dla Warszawy takiego kontraktu, jaki powstał dla Śląska. W innych stolicach europejskich duże inwestycje infrastrukturalne są finansowane z budżetu centralnego.
- Ma pan 31 lat, pozycję jednego z przywódców polskich liberałów, duże już doświadczenie polityczne i chyba jeszcze większe ambicje. W potocznej opinii polityk pełni albo dziejową misję, albo dba o swoją karierę. Czy pana zdaniem - jednego z reprezentantów młodego pokolenia polityków - ten podział jest jeszcze żywy?
- Wydaje mi się, że w coraz mniejszym stopniu. Ważne jest, aby polityk na każdym etapie czy to kariery, czy też misji politycznej sprawdzał się w działaniu. Wyłącznie wtedy wyborca jest w stanie ocenić jego umiejętności. Taki model uprawiania polityki powinien w Polsce obowiązywać. Politycy muszą być weryfikowani nie tylko przez gadanie, nawet najmądrzejsze, ale i przez konkretne działania - pracę w rządzie, działalność we władzach regionów i miast. Tak też traktuję swoją pracę. 
Więcej możesz przeczytać w 28/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.