Lekkomyślność czy bezradność?

Lekkomyślność czy bezradność?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak długo jeszcze będziemy sobie wmawiać, że nasz import ma przede wszystkim charakter inwestycyjny i prorozwojowy?
W roku 1999 - podobnie jak i w roku poprzednim - gospodarkę polską cechuje swoista regularność. Import co miesiąc przewyższa eksport mniej więcej o miliard dolarów. W skali roku deficyt jest zupełnie imponujący: prawie 50 mld zł. To cztery razy więcej niż deficyt budżetowy, który też jest powodem do troski. Wszystko wskazuje na to, że bogaci Polacy nie przejmują się drobiazgami, że stać nas na to, by w razie potrzeby sprzedać jeszcze trochę majątku i nadal kupować drogie samochody i wszystko, co popadnie, łącznie z norweskimi czy fińskimi wykałaczkami. Zupełnie jak dziewiętnastowieczny pseudomagnat sprzedający kolejną wieś na pokrycie przegranej w Monte Carlo.

Do niedawna pocieszaliśmy się tym, że owo ujemne saldo handlu zagranicznego pokrywają wpływy z eksportu bazarowego na Wschód i Zachód. Ale to już historia. čródło tych przychodów wysycha i pokrywa deficyt bilansu handlowego zaledwie w 25 proc. Reszta czeka właśnie na pokrycie sprzedażą majątku, która w tym roku idzie dość opornie (niestety czy na szczęście?). Dodatnie saldo rachunku kapitałowego i finansowego zmniejszyło się w pierwszym kwartale roku 1999 trzykrotnie w porównaniu z tymże kwartałem 1998 r. Śmiać się czy płakać? Ciekaw jestem, jak długo jeszcze zamierzamy uprawiać samooszukiwanie, wmawiając sobie, że nasz import ma przede wszystkim charakter inwestycyjny i - jak to ładnie brzmi - proroz- wojowy? Przecież to wynik zabiegów i oszustw klasyfikacyjnych, a nie odbicie rzeczywistej struktury przywozu. U nas niemal wszystko może uchodzić za import inwestycyjny. Trzeba tylko znaleźć odpowiednią szufladkę i pozycję w taryfie celnej. Czyżbyśmy naprawdę nie wiedzieli, jak nam rośnie import dzięki niebotycznym cenom dostaw zaopatrzeniowych z zagranicznych central do polskich filii różnych koncernów? Czyżbyśmy naprawdę nie wiedzieli, że to jeden z głównych sposobów transferu osiągniętych w Polsce zysków? Przecież nie ma nic łatwiejszego niż - płacąc zawrotne ceny za zaopatrzeniowy import - podwyższać w ten sposób koszty, wykazywać straty i nie płacić w Polsce podatków. Prawie wszystkie wielkie przedsiębiorstwa zagraniczne w Polsce (z wyjątkiem Daewoo) albo ledwie wiążą koniec z końcem, albo "dokładają" do nas. I kto ma w to uwierzyć? Zamiast zająć się poważnie uzdrawianiem polskiego bilansu handlowego i płatniczego, pocieszamy się wzrostem produktu krajowego, znacznymi rezerwami dewizowymi NBP (wyliczając przy tym, jaki import są one w stanie pokryć) i tym, że przecież kiedyś dzięki importowi inwestycyjnemu nasza produkcja i oferta stanie się konkurencyjna, a eksport wzrośnie że ha! Powiedzmy sobie wreszcie szczerze, że nasze sukcesy w walce z inflacją są głównie "efektami zewnętrznymi" - to skutek importu z krajów o niskiej stopie inflacji i stabilnych cenach oraz spadku cen żywności w wyniku kryzysu rosyjskiego, a nie konsekwencja jakichś szczególnych osiągnięć gospodarczych. Związany z tym wysoki kurs złotego jest też głównie zasługą superrentowności polskich papierów skarbowych i opłacalności zakupu polskiego majątku dla inwestorów zagranicznych, a nie rezultatem natężania przez nas muskułów i pomyślunku. Czas więc chyba najwyższy, by zejść na ziemię i podjąć niepopularne decyzje. Nieuchronny jest przecież wzrost różnych form opodatkowania importu, znacznie dokładniejsza jego kontrola i większe wykorzystanie tzw. barier pozataryfowych. Konieczne są znacznie ostrzejsze sankcje prawne i karne za różnego rodzaju oszustwa w transakcjach importowych. Granica celna jest przecież zupełnie nieszczelna. Czas też powiedzieć sobie, że nie stać nas jeszcze na nie opodatkowane wydatki dewizowe, na wzrost konsumpcji szybszy od tempa wzrostu produktu krajowego. Czas skończyć z oszukiwaniem naszych dzieci i wnuków!
Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.