Poród kleszczowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wcale nie jest pewne, czy w końcu wytworzy się specyficzna "europejskość" odrębna od "zachodniości". Nie ułatwia tego równoległe z globalizacją nasilanie się regionalizmów
Kiedy powstanie zjednoczona Europa? Zapewne wtedy, gdy zjednoczą się Europejczycy. A czy oni się jednoczą? To zależy. Czy na przykład istnieje już europejska opinia publiczna z prawdziwego zdarzenia, czyli taka, która nie jest prostą sumą nastawień poszczególnych narodów w poszczególnych sprawach, lecz wyrazem specyficznie europejskich postaw, wynikających ze wspólnych europejskich doświadczeń? Na łamach "Le Monde" zabrała na ten temat niedawno głos bardzo kompetentna w tej dziedzinie osoba - Pierre Giacometti, dyrektor instytutu badań opinii publicznej Ipsos. Ma on w interesującej nas sprawie poważne wątpliwości, ale zauważa też w ostatnich latach "ruchy opinii, które stopniowo wprowadzają podobieństwo między europejskimi obywatelami i konsumentami". Cóż zatem można powiedzieć o powstawaniu europejskiej opinii publicznej na podstawie sondaży? Przede wszystkim to, że kształtuje się ona najłatwiej i najwyraźniej oczywiście tam, gdzie mieszkańcy UE mają najwięcej wspólnych doświadczeń, bo integracja zaszła najdalej - czyli w poglądach na stan gospodarki i jej perspektywy. Kiedy porównuje się wyniki sondaży z ostatnich trzech lat, rzuca się w oczy przede wszystkim zbliżenie ocen owych perspektyw. Zaledwie trzy lata temu aż trzydzieści punktów procentowych dzieliło kraje, których respondenci wykazywali w tej dziedzinie największy optymizm, od tych, które były nastawione najbardziej pesymistycznie. Obecnie - a więc po upływie okresu niesłychanie krótkiego historycznie - rozziew ten wynosi tylko piętnaście punktów. Celowo nie wnikam, czy jest to rezultat spadku optymizmu tych pierwszych, czy wzrostu optymizmu tych drugich, a może jednego i drugiego - bo w tym wypadku istotniejsze od kierunku zmian jest to, że stanowią one wyraz postępującego ujednolicenia odczuć respondentów co do swojej sytuacji ekonomicznej w skali makro. To jedna z najważniejszych podstaw poczucia się członkami jednej rodziny, dzielącej wspólny los. Innym silnym czynnikiem integrującym mieszkańców UE jest naturalnie euro. Wszyscy mają już świadomość, że lada dzień będzie ono rutynowym elementem polityki. Idzie za tym aż zaskakujące zharmonizowanie nastawień do tej waluty we wszystkich krajach unii, włącznie z Wielką Brytanią, która do strefy euro nie należy, a brytyjscy politycy często traktują tę strefę z demonstracyjną podejrzliwością. Wszędzie większość respondentów Ipsos wyraża poparcie dla wprowadzenia euro. Ponieważ euro nie jest jeszcze w praktyce czymś namacalnym, można podejrzewać, że bardziej niż wyraz aprobaty dla pieniądza, może to być wyraz poczucia, iż "oto mamy wszyscy coś wspólnego i to jest niegłupie". Poczucie wspólnoty buduje się jednak w Europie - jak i zresztą zwykle w każdym innym kontekście - nie tylko na "dążeniu do", ale i na wspólnym "uciekaniu przed". Sondaże wskazują, że Europejczycy mają szczególnie nasilone niektóre wspólne lęki: o bezpieczeństwo osobiste w dużych miastach, przed zagrożeniem swojego zdrowia na skalę przemysłową i - co się z tym w dużej mierze wiąże - przed skażeniem środowiska; wreszcie - przed zagrożeniami natury socjalnej, zwłaszcza bezrobociem i możliwością utraty środków utrzymania. Wojna w Jugosławii "połączyła" ich też w niepokoju o bezpieczeństwo całego kontynentu, a ponieważ jako źródło tego zagrożenia postrzegano w większości wypadków politykę Belgradu, zatem powstało szerokie poparcie dla interwencji zbrojnej udaremniającej realizację tej polityki. Akurat to poparcie trudno jednak uznać za postawę specyficznie europejską. To była raczej postawa, którą można by określić jako zglobalizowaną postawę zachodnią. Zresztą i w wypadku pozostałych postaw mających źródło w lękach, wpływy tożsamości europejskiej z trudem dają się oddzielić od wpływów ogólniejszej tożsamości zachodniej i właściwie wcale nie jest pewne, czy w końcu będzie mogła się wytworzyć specyficzna "europejskość" odrębna od "zachodniości". Tym bardziej że takiego procesu nie ułatwia równoległe z globalizacją nasilanie się rozmaitych regionalizmów i mininacjonalizmów. Wyłanianie się "europejskości" zostało niejako wzięte w kleszcze tych dwóch przeciwstawnych jej - a i sobie nawzajem - tendencji. Wydobycie się z tego kleszczowego chwytu byłoby możliwe chyba dopiero wtedy, gdyby powstały realne podstawy i symbole swoistego patriotyzmu europejskiego. Euro i poczucie wspólnych losów ekonomicznych to może już jakieś zalążki, ale na razie obywatel niekoniecznie musi mieć wrażenie, iż Europa jest czymś spójnym, zwłaszcza w swojej polityce. Nie widzi też postaci, które by w powszechnym odczuciu uosabiały dzisiejszą Europę i jej dążenia integracyjne. Tendencje tendencjami, ale europejski Kowalski często wcale nie odpowiedział sobie jasno na pytanie, czy wolałby być przede wszystkim mieszkańcem "globalnego miasteczka", czy Europejczykiem, Austriakiem, Szwedem, Korsykaninem lub Baskiem. I czy jedno z drugim i trzecim na pewno się w obecnych warunkach kłóci.

Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.