Drogi pokusiciel

Drogi pokusiciel

Dodano:   /  Zmieniono: 
Co miesiąc muszą założyć kilkanaście kont i sprzedać kredyty za kilkaset tysięcy złotych. Żeby wyrobić normę, zrobią wszystko. Bez tego praca doradcy bankowego traci sens.

W tej pracy najbardziej kręciła mnie kasa. Można było dużo zarobić. Bardzo dużo. Miesięcznie wyciągałam nawet 30 tys. zł. I to z samych prowizji od wartości sprzedanych kredytów, lokat, liczby założonych kont. Miałam jedne z najlepszych wyników w moim oddziale. Wiedziałam jak sprzedawać dużo i dobrze – mówi Anna, do niedawna doradca finansowy w warszawskim oddziale jednego z dużych banków.

Krzysztof z Łodzi cieszy się, że pracuje w placówce położonej na jednym z widzewskich osiedli. – Tutaj rano kręci się mnóstwo starszych osób, a to najlepsi klienci. Przychodzą do banku tylko po to, żeby wpłacać albo wypłacać pieniądze z konta. A ja wtedy podchodzę i pytam, czy nie chcieliby wpłacić ich na lokatę. Można na nich dobrze zarobić – opowiada. – Miałem klienta, który dzięki mnie wrzucił na lokatę 200 tys. zł. Mnie przypadało z tego 3,5 proc. prowizji. W jeden dzień zarobiłem dwa razy tyle, ile moja mama wyciąga w szpitalu w ciągu miesiąca – mówi Łukasz z Krakowa. Wszyscy rozmówcy pracują lub do niedawna pracowali w bankach w trzech różnych miastach w Polsce. Jedni są prawdziwymi doradcami, inni ,,doradzaczami”, przez których tysiące ludzi wpadło w pułapkę polisolokat i kredytów we franku. Postanowili nam opowiedzieć, jak łowią klientów i jak na nich zarabiają. I czy naprawdę, żeby sprzedać, muszą wciskać kit.

Zarzucanie pętli

Więcej możesz przeczytać w 25/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.