Polityka handlowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto zarobi na kupowaniu polskich towarów w polskich sklepach?
Włosi nie potrzebują zachęty, by kupować własne makarony, mięso czy sosy, gdyż uważają, że mają one niezrównany smak. Francuzi, znani z miłości do wszystkiego, co rodzime, innego wina niż francuskie nawet nie powąchają. - Kupując towar, klient kieruje się pewnymi skojarzeniami. Chcemy, by oprócz ceny czy jakości takim skojarzeniem było polskie pochodzenie produktu - mówi poseł Stefan Niesiołowski, polityk Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, które rozpoczyna akcję promocyjną pod hasłem "Kupuj polskie towary w polskich sklepach". Politycy ZChN nie tylko chcą rozwiesić na ulicach tysiące plakatów, ale i zmienić prawo, by chroniło polski rynek. - Zamiast się bić z Unią Europejską o konkretne produkty, powinniśmy postawić sprawę jasno: oddajemy rynek, a dostajemy kompensatę pozwalającą na zbudowanie konkurencyjnej polskiej gospodarki. Zamiast tego mamy do czynienia z realizacją celów poszczególnych grup nacisku - uważa Jan Krzysztof Bielecki, przedstawiciel Polski w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Hasło obrony rodzimego rynku od lat głoszą przedstawiciele kolejnych partii. W życie chciał je wprowadzać Waldemar Pawlak, gdy jako premier przesiadł się - na krótko - do poloneza i przywdział polskie garnitury. Hasło to nieobce jest też społeczeństwom krajów UE, a zwłaszcza rolnikom. Wystarczy przypomnieć, jak francuscy farmerzy wyrzucali na szosę hiszpańskie truskawki, do rowów wylewali włoskie wino, zaś włoscy rolnicy protestowali przeciw importowi mleka. Prawna ochrona rynków wewnętrznych jest jednak w krajach unii niemożliwa. Prowadzona jest natomiast stała ochrona wspólnego rynku unijnego. Ostatnio pojawiły się nawet dyskietki komputerowe z apelem o kupowanie towarów europejskich. Poszczególne kraje piętnastki, przede wszystkim Francja, starają się chronić rynek audiowizualny, natomiast USA - rynek samochodowy. W Stanach Zjednoczonych przed utworzeniem wspólnego rynku z Meksykiem i Kanadą również trwała dyskusja o ochronie "własnego podwórka". Administracja Billa Clintona postawiła jednak sprawę jasno - rynek Stanów Zjednoczonych jest otwarty. Nie przeszkodziło to jednak prezydentowi ograniczyć importu stali brazylijskiej i mięsa baraniego, oferowanych - według Amerykanów - po cenach dumpingowych. Obawy przed zalewem "cudzych bubli" nie od dziś wykorzystują politycy. Hasło obrony rynku amerykańskiego głosił konserwatywny kandydat na prezydenta USA Pat Buchanan, we Francji powtarza je prawicowy Front Narodowy. - W Polsce jest to sposób na przejście przez upokorzenia okresu negocjacji z unią - ocenia Jan Krzysztof Bielecki. Hasło może być tym bardziej opłacalne politycznie, że - jak wynika z badań SMG/KRC - prawie 70 proc. Polaków woli kupować polskie produkty, a tylko trochę ponad 1 proc. zdecydowanie nie zgadza się ze stwierdzeniem "wolę kupować produkty polskie". - Mówimy "kupuj polskie", a nie "kupuj tylko polskie" - tłumaczy Stefan Niesiołowki. Twierdzi również, że zjednoczenie nie ma zamiaru zwalczać zagranicznych inwestorów produkujących u nas. - Polski towar to przede wszystkim taki, którego produkcja tworzy miejsca pracy w Polsce - uważa Niesiołowski. Jego partyjny kolega Tomasz Szyszko, organizator akcji, przyznaje jednak, że nade wszystko akcja jest skierowana przeciwko super- i hipermarketom. - Żeby powstało miejsce pracy w wielkim sklepie, trzeba zlikwidować nawet siedem innych stanowisk tłumaczy Szyszko i dodaje, że sprawa jest o tyle ważna, że w Polsce praktycznie nie ma polskich sieci wielkich sklepów. Dlatego ZChN nie poprzestanie na rozpowszechnieniu 20 tys. (potem nawet 100 tys.) plakatów namawiających do zakupów polskich towarów w polskich sklepach. Gotowy jest już projekt ustawy o wielkopowierzchniowych obiektach handlowych, ograniczającej możliwość budowy takich sklepów, zaś posłowie pracują nad projektami rozwiązań dotyczących cen minimalnych (według ZChN, wielkie sklepy narzucają dostawcom zbyt niskie ceny) i terminów płatności, które w wypadku supermarketów bywają bardzo długie. Nie wydaje się, by nawiązujące do ręcznego sterowania gospodarką projekty miały szansę na przerodzenie się w ustawy, lecz akcja przyniesie z pewnością różnorakie rezultaty. Pomysłodawcom przysporzy trochę wyborczych głosów, zwłaszcza środowisk polskich producentów i handlowców. Już dziś właśnie te środowiska współfinansują kampanię plakatową. Niektórym klientom pomoże w dokonaniu wyboru na korzyść produktów made in Poland - i przypomni, że polskie może być dobre. Równocześnie negocjatorom z Unią Europejską może utrudnić tłumaczenie, że polska gospodarka otwiera się na świat. 

Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.