Polska dla Francuzów

Polska dla Francuzów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dlaczego Jean-Marc Voi- sier nie wybrał pięć lat temu Sofii, Budapesztu, Moskwy czy Pragi, ale właśnie Warszawę?- Des jolies filles - śliczne dziewczyny - odpowiada ze śmiechem
Za chwilę - jak wymaga polityczna poprawność - szef francusko-polskiej firmy farmaceutycznej Sanofi Biocom dopowie o wyjątkowości polskiego rynku, potencjale ekonomicznym, stabilności, rozwoju, a nawet - co jest już wyjątkową uprzejmością - wspomni o Henryku III, Skłodowskiej-Curie i Napoleonie. Trafił do naszego kraju trochę przez przypadek, a po trzech latach pobytu chce zostać. I nie jest wyjątkiem. - Siedziałem w restauracji w Delhi i tam przeczytałem w lokalnej gazecie, że "upadł" mur berliński. Poczułem, że muszę tu przyjechać - mówi Jean-Franois Denier, dziś właściciel pracowni architektonicznej w Warszawie. Projektuje domy, mieszkania, biura. Jego dziełem jest fabryka francuskiej firmy Onduline w Mielcu. W Polsce ożenił się i znalazł szansę stworzenia własnej pracowni architektonicznej. - Szkoły, biura, domy, strasznie dużo pracy - cieszy się Jean-Fran-ois. Na pytanie, czy chce wrócić do Francji, odpowiada niezwykle poprawną polszczyzną: - Pracuję nad projektem, który zapewni mi jeszcze sporo roboty. Na brak pracy nie narzeka również Denis Chouqet, fotoreporter francuskiej agencji Wostok Press. Po raz pierwszy przyjechał do Polski z misją humanitarną po ogłoszeniu stanu wojennego. W Trójmieście osiedlił się w 1992 r. Z żoną Pauliną (Pol- ką) zamieszkali w gdańskim wieżowcu. - W Warszawie nie czuję się dobrze. Gdańsk to morze, o wiele spokojniejsze życie i klimat jakby łagodniejszy niż w stolicy. Mówię po polsku, tworzę zbitki ze słów francuskich i polskich, wrastam w Polskę - z uśmiechem przyznaje Chouqet. Fotografie jego autorstwa publikują "Libération", "Le Nouvel Observateur", a coraz częściej także prasa polska. - Mimo że mój ojciec przez 60 lat przebywał poza Polską, wiedziałem, że wcześniej czy później zawitam tu na dłużej - mówi Georges Kuta, szef polskiej filii koncernu Alcatel. - Pracowałem we Francji, w Szwajcarii, Indiach. Gdy w Indiach uznawano mnie za Polaka, a nie za Francuza, pomyślałem: dlaczego nie wrócić? Już w 1974 r. moja firma zaczęła nawiązywać kontakt z poznańską Teletrą, a na początku lat 90. utworzyliśmy spółkę w Polsce. Spośród krajów Europy Środkowej Francuzi wybrali Polskę. W żadnym innym państwie regionu wspólne przedsięwzięcia nie rozwijają się tak szybko. Pojawiły się giganty motoryzacyjne (Renault, Peugeot, Citroën), bankowe (Crédit Lyonnais, So- ciété Générale), ubezpieczeniowe (AXA), budowlane (Saint Gobain, Bouygues), elektroniczne (Thomson), energetyczne (EdF), hotelowe (Accor) i dystrybucyjne (Casino, Carrefour, Auchan, Leclerc). France Télécom stał się udziałowcem Centertela, Lafarge kontroluje trzy cementownie, Michelin - fabrykę opon w Olsztynie, a Seita przejęła fabrykę papierosów w Radomiu. Jeszcze dziesięć lat temu młodzi Francuzi na studiach menedżerskich w Ecole Supérieure des Sciences Commerciales d?Angers pytali, gdzie leży Polska. Dziś dla wielu z nich ten nieznany kraj stał się ich miejscem na ziemi. - Dla Francuzów poszukujących dobrej pracy Polska stała się magnesem - ocenia Nicolas de Lacoste z ambasady Francji w Warszawie. - Przyciąga zarówno magią z filmów Krzysztofa Kieślowskiego, dobrze we Francji znanego, jak i wynikami gospodarczymi. Najczęściej jest to przygoda związana z budową nowych firm, wprowadzaniem technologii i wykorzystywaniem istniejącego potencjału. - Trafienie do kraju, w którym wykreowanie ekskluzywnych i drogich marek wydawało się niewykonalne, jest właśnie przygodą życia. Natychmiast widać rezultat każdego z działań. Czy może być coś bardziej podniecającego? - pyta Mathieu Sipp, wprowadzający od trzech lat na polski rynek ekskluzywne kosmetyki, m.in. Lancôme. Do końca 1998 r. firmy francuskie zainwestowały w Polsce ponad 9 mld zł, a Francja znalazła się na trzecim miejscu - po Niemczech i Stanach Zjednoczonych - na liście największych zagranicznych przedsiębiorców. Francuska grupa Casino zainwestowała w naszym kraju 2,2 mld zł, zatrudnia 7,5 tys. osób, a do końca 2001 r. zaprosi Polaków do osiemnastu nowych hipermarketów Géant. - Jeszcze we Francji zobaczyłem film wideo z otwarcia hipermarketu w Krakowie. Ludzie ustawiający się już w nocy, kolejka przed wejściem mierzona w setkach metrów, falujący tłum, emocje, ciekawość. Chciałem w tym uczestniczyć - mówi Philippe Alarcon, od roku sekretarz generalny grupy Casino Polska, zarządzającej siecią hipermarketów Géant. Dziś uczestniczy w rozwoju sieci budującej w podwarszawskich Jankach największe w Europie Środkowej centrum handlowo-rekreacyjne nowej generacji - na 75 tys. m2 powierzchni, za 70 mln USD powstają multikino, restauracje, galerie handlowe. - Przygoda życia - powtarza Alarcon.


Dla Francuzów poszukujących dobrej pracy Polska stała się magnesem

Christophe Defoux służbę wojskową odbył w Polsce - uczył języka we francuskim Centrum Kształcenia Kadr (CEFFIC) w Warszawie. Po szesnastu miesiącach służby postanowił zostać w naszym kraju. Pracuje w Danone. Jego atutem był francuski dyplom finansisty i znajomość języka polskiego. Powierzono mu przygotowywanie budżetu i wycenę kosztów produkcji firmy. Dziś zajmuje się inwestycjami i marketingiem. Z żoną Polką rozmawiają w domu głównie po francusku. Ich córka Magda ma cztery lata i na razie lepiej posługuje się językiem mamy. Chodzi do polskiego przedszkola. - Do szkoły francuskiej musielibyśmy jechać przez całą Warszawę - mówi Defoux. - Francuzi integrują się bardzo szybko, są też otwarci na inne nacje, szczególnie gdy zaczynają tworzyć w Polsce rodziny. Jest ich zbyt mało, aby mogło być inaczej - mówi Nicolas de Lacoste. - Każda ze wspólnot chce kultywować własny język, żyć wydarzeniami w obrębie wspólnoty, ale prędzej czy później wżenia się w nią - ocenia Georges Kuta. Szef Alcatela nie akceptuje zamykania się we "własnym, francuskim sosie": - Jak w Indiach, tak i w Polsce trzeba wykazać minimum wysiłku, aby dostosować się do miejscowych realiów, w przeciwnym wypadku nie przeżyjemy. To, że jesteśmy Francuzami, z czego jesteśmy dumni, zachowajmy więc dla siebie. I uczmy się polskiego, poznajmy kraj, zwłaszcza jeśli chcemy zostać tu na dłużej. Mijają czasy, gdy ze względu na naszą nieznajomość języka zebrania dużych zespołów polskich fachowców prowadzono po francusku czy angielsku - mówi. Prawie 700 firm francuskich działających w naszym kraju zatrudnia łącznie ponad 55 tys. osób. Znaczną część wyższych kadr stanowią Polacy. - Są chłonni wiedzy, nowoczesnych technologii. Planując kadry następnych hipermarketów, promujemy polskich współpracowników. W sieci Géant obejmują oni kierowanie finansami, zasobami ludzkimi, kolejnymi hipermarketami - mówi Philippe Alarcon. - I wy, i my jesteśmy "białymi katolikami". Wolę rozmawiać z Polakami niż z pracującymi w Polsce Amerykanami czy Anglikami - mówi Jean-Marc Voisier. Podobnie jak on rozumuje duża część społeczności Francuzów w Polsce. - Kościół podczas mszy w języku francuskim jest pełny - zauważa Alarcon. - Nasze kraje są tak podobne, dosyć szybko zaaklimatyzowały się tu zarówno piątka moich dzieci, jak i żona, choć na początku narzekali na długie zimowe noce. - A dla mnie nieznośną rzeczą było mieszkać w kraju, w którym nie miałam prawa wyborczego. Teraz mogę głosować - mówi Nathalie Bolgert, która po dziewięciu latach pobytu właśnie otrzymała obywatelstwo polskie. Przyjechała do naszego kraju w 1990 r. jako ekspert wspierający organizacje pozarządowe. - Inicjatywy obywatelskie to promowanie pomysłów ludzi bez oglądania się na pieniądze rządu. W Polsce to fascynujące wyzwanie - cieszy się Nathalie. Trzy lata temu wraz z czterema dziennikarzami prasy francuskiej założyła "Le Courrier de Varsovie", najpierw tygodnik, dziś zaś miesięcznik wydawany w naszym kraju w języku francuskim. - Nie mam powodu, aby wyjeżdżać. W Polsce czuję się Polką - śmieje się, odpowiadając. Na swój paszport wciąż czeka Jean-Michel Zarnowiec. Ma 25 lat, pracuje we francuskiej firmie Poldrim, do której należą sklepy Elektroland. - Koledzy w szkole mówili mi, że Polska to nic ciekawego, że biedna i szara. Chciałem udowodnić, że tak nie jest. To tutaj założyłem rodzinę i tu mam przyjaciół - dodaje. - We Francji brakowało mi wyzwań - mówi Robert Ilasz. Pochodzi z rodziny polskich emigrantów, w której mówiło się mieszanką obydwu języków. Na początku lat 90. do Polski przyciągnęła go możliwość rozwoju zawodowego. - Tu się tak szybko wszystko rozwija - tłumaczy. Pracował we francuskiej agencji reklamowej Publicis, w której nadzorował duże budżety reklamowe L?Oréal, Bic, Carrefour, Danone. Ostatnio z kolegą Amerykaninem założyli własną agencję reklamową VA Strategic Advertising. Swoje losy ostatecznie związał z Polską, dostał nawet polski paszport. - Wrócić do Francji? Po co? Tam wszystko jest ustabilizowane, nie ma szans na rozwój - mówi. Delikatny akcent zdradza pochodzenie. W domu z żoną Polką rozmawia po polsku, z córką - wyłącznie po francusku. Trzyletnia Cécile biegle posługuje się obydwoma językami.

Więcej możesz przeczytać w 29/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.