Casus Jurczyka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Od bojownika o wolność należy oczekiwać gotowości do złożenia najwyższej ofiary. Polskie społeczeństwo zna jednak cenę tak pojmowanego heroicznego romantyzmu

I cóż z tego, że podpisał oświadczenie o współpracy, jeśli nie "kapował"? "Czy nie lepiej pozornie się ugiąć, gdy grozi pobicie lub śmierć?" - zastanawiają się jedni. "Ale zawód polityka polega też na tym, aby nawet w obliczu zagrożenia życia wykazać odwagę" - osądzają inni. Casus Mariana Jurczyka - jednego z historycznych przywódców "Solidarności", a obecnie senatora i prezydenta Szczecina, którego oświadczenie lustracyjne zostało negatywnie zweryfikowane przez sąd lustracyjny - nie jest jednoznaczny. Jurczyk twierdzi, że podpisał zgodę na współpracę ze służbami specjalnymi PRL pod groźbą utraty życia, lecz tej współpracy nie podjął. W myśl tradycji romantycznej od bojownika o wolność należy oczekiwać heroizmu i gotowości do złożenia najwyższej ofiary. Polskie społeczeństwo zna jednak cenę tak pojmowanego heroicznego romantyzmu. Wielu obywateli uważa, że lepiej pod przymusem pójść na pozorną współpracę, a potem "robić swoje", niż rzeczywiście zaliczać się w poczet martwych bohaterów. Jednak już opinia o tym, czy taki polityk powinien informować swych wyborców o złożeniu podpisu, jest jednoznaczna. Dlatego bez względu na to, czy Jurczyk podjął rzeczywistą współpracę, czy też nie, można uznać, że uczynił błąd, zatajając ten fakt ze swojej przeszłości. Ludzie współczują prześladowanym, więc Jurczyk sprawę podpisu mógł uczynić jednym z pozytywnych fragmentów swej opozycyjnej biografii. Zamiast tego sąd lustracyjny dopisuje mu erratę.

Więcej możesz przeczytać w 49/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.