Zawód negocjator

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kto wprowadza Europę Środkową do Unii Europejskiej
W migawkach telewizyjnych z Brukseli wszyscy negocjatorzy - w nienagannie skrojonych garniturach i z zawsze gotowym uśmiechem - wyglądają tak samo, zwykle posługują się ogólnikami. Współczesna dyplomacja Unii Europejskiej niewiele ma wspólnego ze stylem uprawiania polityki przez takie osobowości, jak Talleyrand, Churchill, Kissinger czy zastępca sekretarza stanu USA - Richard Holbrooke. Tu większy wpływ na przebieg rokowań mają biurokratyczne procedury. Żmudne kreślenie kartek i zestawianie liczb ciągnie się latami, ale później przychodzi dzień, kiedy wszystko zależy od umiejętnej prezentacji stanowiska, trafnego argumentu, osobowości i wpływów. Kim są ludzie, którzy podczas negocjacji reprezentują kraje ubiegające się o przyjęcie do UE?
- Dramaturgia wzrasta podczas ostatnich rund, gdy na stole rokowań leżą najbardziej kontrowersyjne tematy - zapewnia ambasador Gregor Woschnagg, który w 1994 r. negocjował warunki wstąpienia Austrii do Unii Europejskiej. Wtedy niezbędne są cechy Holbrooke'a: twardość, umiejętność użycia odpowiednich argumentów, szybkość reakcji, bystrość umysłu i znajomość przeciwnika. Właśnie podczas decydujących maratonów poprzedzających podpisanie traktatów członkowskich zabłysły gwiazdy takich negocjatorów, jak Manuel Marin z Hiszpanii, Jaime Gama z Portugalii czy Manfred Scheich i Gregor Woschnagg z Austrii. Czy teraz będzie podobnie?
- Negocjacje z Unią Europejską należą do najbardziej brutalnych, z jakimi się zetknąłem - wspomina Andrzej Olechowski, były minister spraw zagranicznych, jeden z głównych negocjatorów układu stowarzyszeniowego Polski z UE. - Unia Europejska bezlitośnie obnaża brak profesjonalizmu - dodaje Jarosław Mulewicz, który na początku lat 90. także negocjował układ stowarzyszeniowy. - Dyskutuje się o sprawach konkretnych i często bardzo szczegółowych, na przykład o pieczarkach surowych lub w zalewie octowej. Negocjatorzy powinni zatem reprezentować najwyższy poziom przygotowania fachowego.
Różnie z tym profesjonalizmem bywało. Na początku lat 90. Polska rozmawiała z Brukselą na temat warunków stowarzyszenia z UE. W skład delegacji oprócz zaledwie kilku wytrawnych negocjatorów (Andrzej Olechowski i Jacek Saryusz-Wolski) wchodzili głównie urzędnicy średniego szczebla bez doświadczenia w rozmowach z Brukselą i słabo rozumiejący istoty procesu integracji europejskiej.
- Teraz stopień trudności jest o wiele większy i większe wymagania stawiane są przed negocjatorami - mówi szef polskich negocjatorów Jan Kułakowski. Specyfika negocjacji z Unią Europejską polega na tym, że nie są to rozmowy pomiędzy dwoma równorzędnymi partnerami; dyskusje prowadzi się z grupą państw. Rozmowy dotyczą reguł działania klubu, do którego chcemy przystąpić. A reguły te minister Kułakowski zna doskonale.
Jego współpracownicy zapewniają, że przed Kułakowskim wszystkie drzwi stolicy Europy stoją otworem. - Jest on tutaj osobą bardzo popularną. Umawiając się na spotkanie z najważniejszymi osobistościami, nie musi tłumaczyć, kim jest - mówi Ewa Haczyk, doradca ministra. Dobrze zna na przykład głównego negocjatora UE Eneko Landaburu. Czy na przebieg negocjacji mogą mieć wpływ nieformalne układy? - Nie wiem, czy bezpośrednio, lecz na pewno pomagają w tworzeniu klimatu wzajemnego zaufania - ocenia Kułakowski. - Gdy się kogoś zna, wie się, gdzie leży granica, której nie można przekroczyć.
Sam Kułakowski tak określa cechy dobrego negocjatora:
- Nie ulega naciskom partnera po drugiej stronie stołu. Przy czym twarda postawa musi iść w parze z chęcią znalezienia kompromisu - wyjaśnia.
Czasem zdarzają się jednak sytuacje nie do przewidzenia. - Pamiętam, jak w lipcu 1991 r. o mały włos negocjacje nie zostały zerwane. Uratował nas... pucz Janajewa w Moskwie. Bruksela, przerażona jego ewentualnymi konsekwencjami, złagodziła swoje stanowisko i powróciliśmy do stołu rokowań. Żartowaliśmy wtedy, że gdyby pucz trwał dłużej, to uzyskalibyśmy więcej w krótszym czasie - mówi Jan Kułakowski.
Także na początku lat 90. pierwsze kroki w dyplomacji stawiał o 35 lat młodszy od Kułakowskiego szef czeskich negocjatorów Pavel TelicŠka. W 1990 r. doradzał delegacji Czechosłowacji podczas rokowań w sprawie tekstu Układu Europejskiego. Rok późnej trafił do Misji Czech przy Wspólnotach Europejskich w Brukseli, a w 1993 r. awansował już na zastępcę szefa tej placówki. Po powrocie do Pragi został wiceministrem spraw zagranicznych.
Czesi zamknęli aż trzynaście rozdziałów negocjacyjnych (o jeden więcej niż Słowenia i o dwa więcej niż Polska i Węgry). - Dużo więcej będziemy jednak wiedzieć, gdy policzymy tylko te tematy, które od początku uznawane były za najtrudniejsze - uważa TelicŠka. Z dumą wskazuje na "swobodny przepływ towarów", który Czesi załatwili jako jedyni z szóstki kandydatów.
Dla Alara Streimanna, głównego negocjatora Estonii, największym dotychczasowym sukcesem jest dogadanie się z unią w sprawie swobodnego przepływu kapitału. - Na razie nikt oprócz Estonii nie osiągnął kompromisu w tej kwestii - mówi Streimann. Estończyk, podobnie jak TelicŠka, jest zawodowym dyplomatą z dziesięcioletnim stażem. Jako radca w Departamencie Handlu MSZ negocjował układy handlowe, między innymi z Polską, Szwecją i Szwajcarią. Później pracował w placówce dyplomatycznej w Sztokholmie, a w 1996 r. przeniósł się do centrali MSZ w Tallinie, gdzie awansował na stanowisko podsekretarza stanu ds. Unii Europejskiej.
Dyplomaci z krajów kandydujących są zgodni, że lepszym instrumentem oceny postępów powinna być tzw. tablica wyników, która po raz pierwszy ma zostać zaprezentowana na grudniowym szczycie UE w Nicei. Jak mówią urzędnicy Komisji Europejskiej, w tym uzupełnianym na bieżąco dokumencie znajdzie się dokładny obraz stanu negocjacji i przygotowań do wejścia do unii w każdym z krajów kandydackich. Z tablicy rządy państw piętnastki będą się mogły łatwo zorientować, na jakim etapie dostosowawczym jest dany kraj. - Jeżeli umożliwi to obiektywną ocenę postępów kandydatów, to będzie to krok w dobrym kierunku. Na tym etapie potrzebny jest już instrument, który pokaże, kto z nas jest bliżej, a kto dalej celu - uważa Janez PotocŠnik.
Czterdziestodwuletni Słoweniec jest dyrektorem Instytutu Analiz Makroekonomicznych i Rozwoju w Lublanie. Przyznaje, że na początku brakowało mu doświadczenia dyplomatycznego, lecz szybko udało mu się nadrobić zaległości.
W miarę zbliżania się daty końca rokowań zaostrzać się będzie konkurencja między kandydatami. Bruksela każdy kraj oceni osobno i zdecyduje o kolejności przyjęcia do swojego grona. - Jeżeli przy ocenie zastosowane zostaną obiektywne kryteria, to na pewno do pierwszej grupy nie wejdą wszystkie państwa znajdujące się teraz w poczekalni - mówi Alar Streimann. - Estonia czy Słowenia są małymi krajami, z mniejszymi problemami. Przyjęcie nas będzie Brukselę dużo mniej kosztować. Ten argument przemawia do unijnego podatnika - dodaje Janez PotocŠnik. Gdyby o kolejności rozszerzenia decydowało kryterium polityczne, to Polska znalazłaby się na czele stawki kandydatów. - Macie największe problemy, lecz przy tym na pewno największą siłę polityczną - twierdzą Streimann i PotocŠnik.
Czy prymusi protestowaliby, gdyby Bruksela przedłużała z nimi rokowania, aby słabsze kraje mogły dołączyć do czołówki? - To się wiąże ze zbyt dużym ryzykiem politycznym - argumentuje PotocŠnik. - My wiele obiecujemy społeczeństwu, lecz jednocześnie wymagamy sporych poświęceń. Jeżeli dokonamy tego wysiłku i na czas zakończymy negocjacje, a później posadzą nas w poczekalni nie wiadomo na jak długo, to ludzie się zawiodą i ogarnie ich zniechęcenie - twierdzi .
Główni negocjatorzy spotykają się regularnie od prawie trzech lat. Gospodarzem ostatniego spotkania w Krakowie był Jan Kułakowski. Czy negocjatorzy dalej będą się spotykać i wymieniać między sobą informacje? - Chcemy kontynuować naszą współpracę na tyle, na ile będzie to możliwe. Nie znaczy to oczywiście, że wykładać będziemy wszystkie karty na stół - mówi Kułakowski. - Każdy kraj ma swoje interesy i tajemnice. - Konkurencja jest częścią życia. Lecz powinniśmy się starać, żeby była uczciwa - dodaje Janez PotocŠnik.

Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.