Bij warszawiaka

Dodano:   /  Zmieniono: 
Warszawiacy nigdy nie byli lubiani za bufonadę i obnoszenie się z pieniędzmi
 W miarę jednak wzrostu dysproporcji między zamożną Warszawą i resztą Polski ta typowa dla całej Europy niechęć do "ludzi ze stolicy" coraz częściej przybiera brutalne formy. Szczególnie wyraźnie widać to latem, kiedy Warszawa "jedzie w Polskę".
Dwóch warszawskich studentów podróżowało po kraju koleją. Ze Starego Sącza dotarli do Gniezna, gdzie zaczepiło ich 20 wyrostków. "Skąd przyjeżdżacie?". "Z Sącza" - padła odpowiedź. "No to macie, k..., szczęście. Szukamy warszawiaków, żeby pokazać im, jak ich tu kochamy" - usłyszeli. W Kątach Rybackich dwóch młodych ludzi z prawobrzeżnej części stolicy zaczepiła w piwiarni grupka podchmielonych Ślązaków. "Skąd jesteście?". "Z Pragi". "No to wasz fart, że nie z Warszawy. Wypijemy razem piwo?". Awantury to codzienność tego lata w Mikołajkach, Giżycku, Łebie, Ustce, Zakopanem, Szczyrku. - Młodzież szuka pretekstu do wyładowania agresji. Skończyły się czasy podkultur i znaków plemiennych, więc młodzi znajdują sobie "nowych wrogów". Pochodzenie stało się jednym z wielu powodów do ataku - uważa doc. dr hab. Anna Wyka, socjolog kultury z PAN. - Warszawiacy są uznawani za najbogatszych mieszkańców kraju. Ich bogactwo kłuje w oczy - mówi dr Antoni Dudek, krakowianin z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Mieszkańcy innych miast zazdroszczą warszawiakom zarobków i perspektyw. Znają dane mówiące o tym, że tutaj zarabia się o 25-30 proc. więcej. W pierwszym kwartale tego roku w stolicy stopa bezrobocia wynosiła 2,8 proc., w Malborku - 30 proc., a w Piszu - 31,3 proc. - Rozwarstwienie społeczne to bomba z opóźnionym zapłonem. Zawiść i poczucie krzywdy uruchomią ogromne pokłady agresji w ludziach biednych, bez perspektyw - przewiduje Jacek Santorski, psycholog biznesu.
- Syndrom stolicy występuje w wielu społecznościach. Paryżanie i londyńczycy też nie są lubiani przez Francuzów i Brytyjczyków - mówi prof. Jacek Leoński, socjolog z Uniwersytetu Szczecińskiego. - Wszyscy mieszkańcy prowincji i dużych miast uważają, że metropolia stwarza większe możliwości. Stereotyp warszawiaka na wakacjach: modnie ubrany, z wypchanym portfelem, podróżuje dobrym samochodem i wciąż narzeka na pogodę i nie spełniający jego oczekiwań poziom usług gastronomicznych czy hotelarskich. W rozmowie często używa sformułowań: "u nas, w stolicy", "my, warszawiacy",
"a w Warszawie...". Budzi ogólną niechęć stylem bycia. - Fatalną opinię wyrabiają stolicy głównie przyjezdni, którzy w Warszawie tylko pracują - uważa prof. Jan Miodek, językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego. - Okazują wyższość nawet w swoich rodzinnych miejscowościach, gdzie potrafią się popisywać nabytą warszawskością - zgadza się prof. Leoński. - Na wakacjach to przyjezdni się awanturują: Ślązacy, łodzianie, gdańszczanie kłócą się z "tymi ze stolicy" - zauważa dr Krzysztof Łopaciński, dyrektor Instytutu Turystyki, rodowity gdańszczanin.
Warszawiacy potrafią ostentacyjnie komentować bezguście wystroju wnętrz lokalu. Dają powody do agresji. - Nierzadko słyszę: "Przyjadą z Warszawki i będą rozrabiać". Ale do incydentów nie dochodzi dlatego, że ktoś jest z Warszawy czy Łodzi, ale dlatego że zachowuje się prowokacyjnie - podkreśla podinspektor Jan Szymański z komendy policji w Zakopanem. Nadkomisarz Juliusz Brant, zastępca komendanta powiatowego policji w Giżycku, często słyszy: "Warszawiaków nie lubimy, bo uważają się za kogoś wyjątkowego tylko dlatego, że mają pieniądze". - Ile w tym prawdy? Statystyki nie dzielą awantur na wywołane z powodów animozji między mieszkańcami różnych miast - mówi Brant.
Socjologowie alarmują, że agresja stała się głównym sposobem rozmowy w młodym pokoleniu. - Agresywny język ciała stosuje się zamiast słów - zauważa doc. dr hab. Anna Wyka. - Ale za brak sympatii młodzieży do warszawiaków odpowiadają także politycy. Niechęć do polityki, jako wybranej kariery życiowej (deklarowana zarówno przez młodzież, jak i starsze pokolenie), siłą rzeczy ściąga odium na stolicę. Warszawa ucieleśnia to, co bolesne w przemianie systemowej. - Uprzedzenie do Warszawy w starszym pokoleniu bierze się także z niechęci do tego, co robili politycy ancien régime. Dostawała największe dotacje, "cały naród budował swoją stolicę". Wszystkie teatry poza Warszawą i Krakowem były prowincjonalne - podkreśla prof. Jacek Sójka, kulturoznawca z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
- Gdybym urodził się w Polsce C, prawdopodobnie nienawidziłbym wszystkich warszawiaków i ciąłbym nożem opony w ich dżipach i mercedesach - puentuje Jacek Santorski.
Więcej możesz przeczytać w 34/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.