Burzliwe dzieje złotego

Burzliwe dzieje złotego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Historię pieniądza w równym stopniu wyznaczają wynalazki zmierzające do udoskonalania jego formy i sposobu funkcjonowania, jak i nieustanne starania o to, by zachował on swoją wartość. Burzliwe dzieje złotego wskazują jednak, że nasi przodkowie nie zawsze potrafili radzić sobie z tym zadaniem.

W kulturach pierwotnych relacje międzyludzkie o charakterze gospodarczym opierały się na handlu wymiennym – prostej wymianie towar za towar. Sprawdzał się on w małych społecznościach, mających bardzo ograniczone potrzeby konsumpcyjne i dysponujących niewielkim katalogiem środków (towarów) służących do ich zaspokajania. Wraz z rozwojem cywilizacyjnym i technologicznym oraz przenikaniem się różnych kultur okazało się jednak, że barter nie spełnia już swojej funkcji: jest niewygodny (np. w transporcie) i powoduje wiele problemów (trudności w znalezieniu kontrahenta, w określeniu ekwiwalentności wymiany lub wartości różnej jakości produktów itd.). Tak zrodziła się potrzeba znalezienia uniwersalnego towaru, który miałby pewną powszechnie uznaną wartość i byłby na tyle wygodny (np. łatwy do przenoszenia i podzielenia na mniejsze elementy), że mógłby służyć jako pośrednik w wymianie handlowej (wymienialny na każdy inny produkt).

Odpowiedzią na tę potrzebę były różnego rodzaju płacidła. W kulturach rolniczych rolę tę odgrywało m.in. zboże, w myśliwskich – np. futra, skóry czy miód, w pasterskich – bydło. Dużą popularnością w późniejszych stuleciach (od XII w.) cieszyła się także sól w postaci grudek (krusz). Żadne z tego typu płacideł nie było jednak pozbawione pewnych istotnych wad: były albo niewygodne (np. ze względu na rozmiary), albo trudne do podzielenia na mniejsze części (przez co nie nadawały się do dokonywania drobniejszych transakcji), albo okazywały się niezbyt trwałe. Dlatego w wielu zakątkach świata zaczęto zwracać uwagę na metal – materiał powszechnie ceniony, którym łatwo się posługiwać ze względu na małe rozmiary, łatwo też podzielny, a przy tym bardzo trwały. Te cechy ostatecznie zdecydowały o jego sukcesie: stopniowym wypieraniu z handlu innego typu płacideł i przejmowaniu roli pieniądza, czyli towaru powszechnie uznanego za środek wymiany gospodarczej, służący m.in. do wyrażania cen i wartości wszystkich pozostałych towarów.

OBRÓBKA METALU

Od chwili, gdy ludzie uznali metal za najlepszy środek płatniczy, do momentu pojawienia się pierwszych monet w kształcie takim, jaki znamy dziś, minęło zapewne sporo czasu. Początkowo posługiwano się zwykłymi, nieobrobionymi bryłkami żelaza, miedzi oraz ich stopów. Później pojawiły się też metale szlachetne – srebro i złoto. Osoba robiąca zakupy – np. w starożytnym Egipcie, Babilonii lub Asyrii – musiała posiadać przy sobie całe oprzyrządowanie służące do ważenia i odcinania odpowiednich kawałków metalu. Z czasem rolę pieniądza zaczęły przejmować specjalnie odlewane w metalu przedmioty – np. ozdoby czy narzędzia, przy czym liczyła się waga kruszcu, a nie np. wartość artystyczna czy użytkowa. Taka forma płacenia nie była zbyt wygodna, gdyż wiązała się z koniecznością posługiwania się dużymi kawałkami metalu, od którego przy każdej transakcji trzeba było odłączać odpowiednią część. Poszukując bardziej dogodnych form metalowego pieniądza, część handlujących wpadła na pomysł, by płacić za towary małymi kulkami – o tej samej wadze i z identyczną zawartością kruszcu. Broniąc się przed fałszerzami i oszustami, którzy od zawsze, nawet na etapie handlu wymiennego, byli nieodłącznym elementem życia gospodarczego, kupcy zaczęli wybijać na metalowych kulkach swoje stemple. Miał to być widoczny znak, dający gwarancje odpowiedniej wagi i zawartości kruszcu. Tak narodziły się pierwsze monety.

Przez długie lata za wynalazców monet uznawano mistrzów handlu – Fenicjan. W rzeczywistości jednak najstarsze okazy pochodzą ze starożytnej Grecji: w VII w. p.n.e. posługiwano się nimi w Lidii (dzisiejsze zachodnie wybrzeże Turcji; monety z elektronu – stopu złota i srebra) oraz w Argolidzie (Peloponez; monety srebrne). Najstarsza znaleziona moneta posiada stempel złotnika z Efezu, a więc emitentem była osoba prywatna. Bardzo szybko jednak władcy państw zaczęli dążyć do przejęcia monopolu w tej dziedzinie, orientując się, że bicie własnej monety daje im możliwość sterowania strumieniem pieniędzy na rynku, że własny pieniądz to nie tylko jeden z ważniejszych symboli władzy, ale i jedno ze skuteczniejszych narzędzi jej sprawowania. Nic dziwnego, że wynalazek Greków stopniowo zawojowywał resztę świata – w VI w. p.n.e. pojawił się w Persji, w IV w. p.n.e. w Rzymie, w III w. p.n.e. w Kartaginie... I niemal w niezmienionej formie dotrwał do naszych czasów.

RÓŻNE OBLICZA DENARA

Na ziemiach polskich monety pojawiły się stosunkowo wcześnie wraz z przybyłymi Celtami, a później rzymskimi, niemieckimi czy arabskimi kupcami. Jeszcze przed X w. wymiana pieniężna była tu już całkiem dobrze znana i opierała się na srebrnych monetach obcych. Liczyła się jedynie ilość kruszcu, przy czym jako jednostkę wagi przyjmowano ciężar arabskiego dirhema – monety na tyle dużej, że przy mniejszych transakcjach trzeba było ją ciąć na połówki i ćwiartki. Wybite ok. 980 r. przez Mieszka I pierwsze polskie monety, srebrne denary, nie pojawiły się zatem w całkowitej próżni. Podobnie jednak jak denary jego syna Bolesława Chrobrego nie miały one większego znaczenia dla ówczesnej gospodarki. Emitowane w niewielkich ilościach służyły jedynie do obdarowywania gości, opłacania wojów, przekupywania nieprzyjaciół itp. W handlu powszechnie na co dzień wciąż posługiwano się natomiast rozmaitymi płacidłami, m.in. futrami i skórkami (np. kun i wiewiórek) czy od XII w. kruszami soli. Sytuacja ta utrzymywała się przez dłuższy czas (w kruszach soli pobierano np. kary sądowe – stąd pochodzi powiedzenie „słono zapłacić”, zaś jeszcze w XII w. futerkami opłacano podatki).

Pojawienie się świadomej i przemyślanej polityki monetarnej w Polsce historycy wiążą z postacią Bolesława II Śmiałego (Szczodrego), który ok. 1070 r. rozpoczął emisję własnych monet (korzystając z rodzimych złóż srebra), mającą na celu wyparcie znajdujących się w obiegu pieniędzy obcych. Bolesław oraz kolejni władcy przyjęli system niemiecki: z grzywny srebra o wadze 183 g wybijano 240 monet – denarów. Jednostkami obrachunkowymi oprócz grzywny były: wiardunek (60 denarów) oraz skojec (10 denarów).

Warto pamiętać, że jednym z głównych celów, jaki przyświecał emisyjnym działaniom władców, był... zarobek. Cel ten osiągano dzięki obniżaniu wagi monet oraz zmniejszaniu zawartości srebra (przez dodanie tańszej miedzi). Co jakiś czas zarządzano też poprawę pieniądza i zarabiano na wymianie starych denarów na nowe. Z wybitnych umiejętności w zakresie dokonywania tego typu operacji zasłynął Mieszko Stary. W XII w. zaczęto bić już brakteaty – monety na tyle cienkie, że można było je stemplować tylko z jednej strony. Sto lat później z jednej grzywny srebra bito już nie 240, ale 1400 denarów. Na postępującej inflacji wciąż tracili poddani, ale paradoksalnie – na ówczesnym etapie rozwoju – zjawisko to odegrało także bardzo pozytywną rolę. Pojawienie się w obiegu dużej liczby drobnych, niskowartościowych monet znacznie bowiem przyczyniło się do rozpowszechnienia pieniądza (nawet wśród chłopów), który ostatecznie zastąpił we wszelkich relacjach handlowych rozmaite płacidła.

GROSZ I ZŁOTY WKRACZAJĄ NA SCENĘ

Niska wartość polskich denarów bardzo szybko stała się przeszkodą przy transakcjach większych, np. międzynarodowych. Spowodowało to wzrost zainteresowania kupców monetami obcymi – zwłaszcza solidnym, srebrnym groszem praskim (od łacińskiego słowa grossus – gruby), który zyskał w Polsce dużą popularność. Dodatkowo w obiegu pojawiły się niezwykle użyteczne w handlu międzynarodowym monety złote, o stałej zawartości tego kruszcu: dukaty bite w Wenecji oraz floreny emitowane we Florencji. W tej sytuacji Władysław Łokietek zdecydował się na wypuszczenie nowych denarów o stałej zawartości srebra, przyjmując zasadę, iż 12 denarów będzie stanowiło 1 grosz (grosz był tu tylko jednostką przeliczeniową, a nie osobną monetą), w przybliżeniu odpowiadający wagowo groszowi praskiemu. Około 1320 r. wyemitował także pierwsze polskie złote monety – dukaty. Nie odegrały one jednak większej roli, a groszowa reforma Łokietka bardzo szybko została rozmieniona na drobne przez jego następców – już za Kazimierza Wielkiego, który pierwszy zaczął bić monety groszowe (a także półgroszki), zawartość srebra w polskim pieniądzu zmniejszyła się prawie o jedną trzecią. Pozostające w obiegu monety złote zaczęto potocznie określać mianem „złoty”. Funkcjonujący wyłącznie jako jednostka obrachunkowa złoty polski (zwany też florenem; dukaty nazywano złotymi czerwonymi) był równy 30 groszom.

Wraz z panowaniem kolejnych władców, kolejnymi kosztownymi wojnami oraz wciąż rosnącymi potrzebami skarbca wartość grosza nieustannie spadała – aż do ok. 1620 r., kiedy to w całej Europie nastąpiło załamanie gospodarcze. Polski rynek dodatkowo zaczęła psuć konkurencja ze strony jeszcze gorszej jakości pieniędzy z krajów sąsiednich. Wojny szwedzkie pogłębiły te problemy, rujnując finanse państwa. Sejm, próbując temu zaradzić, postanowił zwiększyć dochody czerpane z bicia monety. Ponieważ jednak z marnej jakości srebrnego grosza nie dało się już wiele wycisnąć, postanowiono w 1659 r. wyemitować miedziane szelągi (monety o wartości jednej trzeciej grosza, wcześniej bite ze srebra). Zadanie to powierzono zarządcy mennicy krakowskiej Tytusowi Liwiuszowi Boratiniemi. W latach 1659-1668 monety te, zwane boratynkami, dosłownie zalały Rzeczpospolitą (Boratini dopuścił się przy tym oszustw, wypuszczając na rynek znacznie więcej monet, niż mu zlecono; problem pogłębiały liczne fałszerstwa). Podobny los spotkał inny projekt monetarny króla Jana Kazimierza – emisję srebrnego złotego (w latach 1663-1666), pierwszej w dziejach monety o tej nazwie. Już w samym założeniu tego projektu zawarte było oszustwo: 1 złoty miał być równy 30 groszom, ale w rzeczywistości wartość zawartego w nim srebra wynosiła co najwyżej 15 groszy. Jakby tego było mało, zadanie bicia monet powierzono Andrzejowi Tymffowi, dzierżawcy mennic koronnych, który podobnie jak Boratini dopuścił się nadużyć (musiał zresztą z tego powodu uciekać z Polski). Pozostające w obiegu ogromne ilości niewiele wartych boratynek i tymfów (lub tynfów) jeszcze przez wiele lat (nawet w XVIII w.) przyczyniały się do pogłębiania chaosu gospodarczego i monetarnego w Polsce. Do dziś w języku polskim pozostał ślad ówczesnych zdarzeń w postaci powiedzeń: „znać kogoś jak zły szeląg” czy „dobry żart tynfa wart”.

PAPIEROWY WYNALAZEK

W czasie, gdy państwo polskie borykało się z ogromnymi problemami politycznymi i finansowymi, a Polacy próbowali poradzić sobie z zalewem boratynek i tymfów, w Europie zaczęto powszechnie stosować w transakcjach handlowych kwity i noty depozytowe emitowane przez różne instytucje (np. banki), poświadczające złożenie w depozyt stosownej kwoty w pieniądzu kruszcowym. Posiadacz kwitu lub noty mógł w każdej chwili wymienić je u emitenta na równowartość w monetach. Mógł też nimi płacić swoim kontrahentom. W ten sposób doszło do wykształcenia pierwszych papierowych pieniędzy, banknotów, które z czasem stały się – na równi z monetami – pełnoprawnym środkiem płatniczym. Początkowo prawo emisji przysługiwało wielu różnym podmiotom, ale z uwagi na liczne oszustwa i fałszerstwa, a także przypadki prowadzenia zbyt ryzykownej strategii emisyjnej, poszczególne państwa z czasem starały się precyzyjnie regulować ten segment rynku i znacznie ograniczyć liczbę emitentów. W ten sposób doszło do wykształcenia państwowych banków emisyjnych (centralnych). Pierwszym emitentem banknotów był powstały w 1668 r. Bank Szwecji (upadł w tym samym roku z powodu zbyt dużej emisji papierowych pieniędzy niemających pokrycia w kruszcu). Niewiele młodszy jest od niego Bank Anglii powołany do życia w 1694 r. i funkcjonujący nieprzerwanie do dziś (w chwili powstania mógł jednak emitować banknoty tylko w Londynie).

Podejmowane w czasach Stanisława Augusta Poniatowskiego próby uzdrowienia sytuacji politycznej, militarnej, ale także gospodarczej i monetarnej państwa z wielu powodów przyniosły ograniczone efekty. W ówczesnych dyskusjach na ten temat przewijały się m.in. wątki związane z postulatami wprowadzenia banknotów, aktywnej polityki emisyjnej państwa czy powołania do życia polskiego banku centralnego (odpowiedni projekt stworzył wówczas warszawski bankier Jędrzej Kapostas), ale nie znalazło to odzwierciedlenia w rzeczywistości. Pierwsze pieniądze papierowe – bilety skarbowe nominowane w złotych polskich – zostały wyemitowane dopiero w 1794 r. w Warszawie, podczas powstania kościuszkowskiego, niejako z konieczności. Miały służyć sfinansowaniu ogromnych potrzeb władz insurekcji, które nie dysponowały odpowiednimi środkami w pieniądzu kruszcowym. Ich żywot, tak jak i powstania, był zresztą krótki. W czasach Księstwa Warszawskiego, również przez krótki okres, wprowadzono papierowe talary. W ten sposób banknoty na stałe weszły już do obiegu.

PIERWSZY POLSKI BANK CENTRALNY

Dyskusje toczone w Polsce pod koniec XVIII w. dotyczące powołania do życia jednej instytucji będącej emitentem pieniędzy i kreatorem jego siły odżyły na nowo w Królestwie Polskim. W 1828 r. ówczesnemu ministrowi skarbu księciu Ksaweremu Druckiemu-Lubeckiemu udało się stworzyć Bank Polski – powołaną dekretem carskim instytucję państwową, której celem miało być „zaspokojenie długu narodowego i rozszerzenie przemysłu i handlu”. Co ciekawe – polski bank centralny powstał wcześniej niż rosyjski (dopiero w 1860 r.). Pierwszym prezesem został Ludwik Jelski. Bank zaczął wprowadzać do obiegu papierowe bilety – złote polskie, wymienialne na srebrne monety. Okazały się one pieniądzem bardzo solidnym, stabilnym i cieszącym się powszechnym zaufaniem (tylko raz – w 1831 r., podczas powstania listopadowego, jego kurs wyraźnie spadł). Oprócz działalności emisyjnej Bank Polski trudnił się także m.in. obsługą długu publicznego i typowymi dla banków operacjami finansowymi – w tym, w dużym zakresie, prowadzeniem akcji kredytowych (był największą instytucją finansową Królestwa Polskiego; to dzięki jego kredytom powstały m.in. liczne drogi oraz Kanał Augustowski).

Polski pieniądz był emitowany jeszcze do 1841 r., kiedy to na terenach zaboru rosyjskiego podstawową jednostką pieniężną stał się rubel. Od tej chwili banknoty Banku Polskiego musiały mieć dwujęzyczne napisy. Po klęsce powstania styczniowego stopniowo też wygaszano działalność samego Banku, który po raz ostatni wprowadził do obiegu pieniądze w roku 1866. W 1870 r. władze carskie odebrały mu prawo do emisji (przejął je rosyjski Bank Państwa). Bank Polski ostatecznie zlikwidowano 1 stycznia 1886 r. (jego majątek przejął rosyjski Bank Państwa). Na swój pieniądz oraz własne instytucje finansowe przyszło Polakom czekać długie lata – aż do 1918 r. �

WYPEŁNIJ ANKIETĘ NA WPROST.PL/NBP I WYGRAJ KSIĄŻKI EKONOMICZNE LUB MONETY OKOLICZNOŚCIOWE KOLEJNY TEKST CYKLU, CIĄG DALSZY HISTORII ZŁOTEGO, UKAŻE SIĘ 27 PAŹDZIERNIKA 2014 R.

***

HISTORIA W SŁOWACH ZAPISANA

Sformułowanie „płacić pieniędzmi” wydaje nam się dziś banalne i nie dostrzegamy, że zawarte są w nim świadectwa bardzo odległych zdarzeń oraz zjawisk. Sam wyraz „pieniądz”, który dzisiejszą postać zawdzięcza skomplikowanym procesom językowym, pochodzi od łacińskiego słowa „pecunia” (pieniądz, majątek, bogactwo), które powstało na bazie również łacińskiego określenia „pecus”, oznaczającego bydło, owce, zwierzęta domowe. Zawarty jest w nim zatem ślad prowadzący do zamierzchłej epoki, w której bydło stanowiło środek płatniczy będący swoistym płacidłem (według „Iliady” Homera w czasach wojny trojańskiej za zbroję trzeba było zapłacić dziewięć wołów). Podobne, choć dużo młodsze tropy odnajdziemy w słowie „płacić”. Pochodzi ono od chusteczek z płótna, niemających zastosowania użytkowego, które w połowie X w. w Czechach stosowano jako środek wymiany handlowej (coś w rodzaju płóciennych płacideł). Słowo „płacić” wskazuje, że chusteczki te przywędrowały także do Polski, gdzie chętnie się nimi posługiwano w transakcjach.

DO CZARTA Z NIMI...

Psucie pieniądza, fałszerstwa, oszukańcze wymiany monet zarządzane przez władców – wszelkie tego typu działania zawsze budziły wściekłość wśród ludności, która doskonale zdawała sobie sprawę, że prowadzą one do inflacji, a więc uszczuplenia – z reguły i tak już bardzo wątłego – majątku zwykłych zjadaczy chleba. Nic dziwnego, że mincerze, zarządcy mennic, a także fałszerze byli przez społeczeństwo darzeni niezwykle „gorącymi” uczuciami, czemu często dawano wyraz w ulotnej ludowej twórczości literackiej. Przykładem takiego „wyznania uczuć” może być wierszyk ułożony przez współczesnych „na cześć” twórców śmieciowych ortów (ort – srebrna moneta równa 18 groszom), tynfów (srebrnych złotówek) i boratynek (miedzianych szelągów):...Ale nas zbaw od Tymfa i Boratyniego/ I poszlij ich do czarta, piekła przeklętego,/ Bo któż tynfom z oratami, także z szelągami,/ Nikt bardziej nie winien, tylko oni sami.

PERFEKCJA NIEWSKAZANA

O tym, że polityka monetarna musi być dobrze wyważona, dotkliwie przekonał się król Stanisław August Poniatowski. Podjął on wysiłki na rzecz zakończenia długiego okresu panowania chaosu monetarnego w Polsce, inicjując wielką reformę polskiego pieniądza. Chciał, by polski pieniądz był pod każdym względem solidny i mocny, ale także piękny. Do tego zadania podszedł jak perfekcjonista: zainwestował w najlepszych specjalistów i w najlepsze rozwiązania. W efekcie monety, które zaczęły wychodzić z założonej w 1766 r. warszawskiej mennicy, były prawdziwymi cackami przypominającymi dzieła sztuki. Dotyczyło to zwłaszcza srebrnych talarów. Król strzegł też, by utrzymywały one wysoką jakość i wartość, pilnując raz wybranej – jak się okazało, błędnej – stopy menniczej. Polski pieniądz był po prostu zbyt dobry. Bardzo szybko nasze znakomite i cenne talary stały się obiektem ataku zagranicznych spekulantów, którzy wysysali je z polskiego rynku, w zamian zapełniając go marnej jakości pieniądzem obcym. Do 1787 r. wypuszczono w sumie 43 mln srebrnych monet. Za granicę wywieziono z tego aż 40 mln. To nie mogło trwać długo, gdyż groziło całkowitą klęską finansów państwa. Dlatego w 1787 r. król zdecydował się na kontrolowane zepsucie pieniądza (zwiększenie nominału i jednoczesne obniżenie zawartości srebra). Dopiero takie działania uspokoiły rynek. (Wykorzystano informacje zawarte w publikacji „Polski pieniądz przez wieki”, Magazyn Historyczny „Mówią Wieki” przy współpracy z NBP 2010)

Więcej możesz przeczytać w 38/2014 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.