SZANSA NA SUKCES

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pary, które bezskutecznie próbują mieć dziecko, a na razie nie potrafią się zdecydować na konsultacje z lekarzem, mogą skorzystać z testu służącego do określania terminu owulacji. Pozwala on dyskretnie ustalić najlepszy dzień na zajście w ciążę. Pierwszy tego typu test wprowadzono właśnie na polski rynek.
Z dokładnością do dwóch, trzech dni określa on czas, kiedy kobieta może zajść w ciążę. Jest niezawodny w 98 proc.
Pary, które bezskutecznie próbują mieć dziecko, a na razie nie potrafią się zdecydować na konsultacje z lekarzem, mogą skorzystać z testu służącego do określania terminu owulacji. Pozwala on dyskretnie ustalić najlepszy dzień na zajście w ciążę. Pierwszy tego typu test wprowadzono właśnie na polski rynek.
Z dokładnością do dwóch, trzech dni określa on czas, kiedy kobieta może zajść w ciążę. Jest niezawodny w 98 proc. Jego wyniki są jednoznaczne i łatwe do zinterpretowania nawet dla osób nie mających jakiegokolwiek przygotowania medycznego. Badanie przeprowadza się w ciągu zaledwie pięciu minut. Bez żadnych problemów można je wykonać w domu. Test monitoruje stężenie hormonu luteinizującego w moczu kobiety. Związek ten jest produkowany przez przedni płat przysadki mózgowej. Jego zawartość w surowicy krwi oraz w moczu zmienia się w ciągu cyklu miesięcznego. 12-24 godziny przed owulacją obserwuje się największe stężenie hormonu. Pod jego wpływem w jajniku pęka pęcherzyk jajnikowy i wydostaje się z niego dojrzała komórka jajowa.


- Test wykrywający termin owulacji może być przydatny w leczeniu niepłodności jajnikowej. Wykorzystać go również można w metodach wspomaganego zapłodnienia - jeśli stwierdza się maksymalne stężenie hormonu luteinizującego, pobiera się komórkę jajową i przystępuje do zabiegu - tłumaczy prof. Marian Szamatowicz, dyrektor Instytutu Położnictwa i Chorób Kobiecych AM w Białymstoku. Używanie testu zmniejsza zatem liczbę wizyt u lekarza i uciążliwych badań, a tym samym redukuje koszty leczenia. - Jest to istotne z tego względu, że Ministerstwo Zdrowia nie uznało technik służących wspomaganiu rozrodu za metody lecznicze, które należałoby objąć choćby częściową refundacją - dodaje prof. Szamatowicz. Tymczasem na Węgrzech zwraca się pieniądze za leki stosowane podczas pięciu cykli miesięcznych, a w Czechach - w trakcie trzech.
Specjaliści podkreślają, że z każdym rokiem rośnie liczba par, które nie mogą począć dziecka. Światowa Organizacja Zdrowia uznała niepłodność za chorobę społeczną. Z tego powodu cierpi bowiem 12-18 proc. par w krajach rozwiniętych, w Polsce - 1,2 mln par. Co piąte małżeństwo nie może doczekać się potomstwa. Ginekolodzy podkreślają, że za problemy z poczęciem dziecka odpowiada zarówno kobieta, jak i mężczyzna. Jedynie co drugiej parze pomagają metody farmakologiczne.
W wielu wypadkach kobieta nie zachodzi w ciążę, mimo że z medycznego punktu widzenia "wszystko jest w porządku" - zarówno ona, jak i jej partner są zdolni do prokreacji. Ginekolodzy uznali, że głównym czynnikiem ograniczającym płodność kobiet jest wiek. Badania przeprowadzone w Melbourne wykazały, że w drugiej połowie lat 80. liczba pań rodzących po 35. roku życia wzrosła o 40 proc. Tymczasem niektórzy naukowcy uważają, że wówczas kobieta zaczyna wkraczać w okres menopauzy. Najlepszy czas na urodzenie dziecka przypada między 20. a 25. rokiem życia, kiedy kobiety zajęte są raczej robieniem kariery zawodowej. W wypadku aż 40 proc. par za problemy z poczęciem dziecka odpowiedzialni są mężczyźni. Jeszcze kilkanaście lat temu w mililitrze spermy większości panów znajdowało się 60 mln plemników, teraz - zaledwie 20 mln. Ginekolodzy obawiają się, że jeżeli nic się nie zmieni, już niedługo każda kobieta będzie zachodziła w ciążę przy pomocy specjalistów.
Problem ten niepokoi naukowców już od wczesnych lat 70. Światowa Organizacja Zdrowia wezwała wówczas specjalistów, by opracowali proste metody pozwalające określić termin owulacji. Na podstawie badań ustalono wkrótce zależności między okresem płodności u kobiet a pojawianiem się określonych hormonów we krwi i w moczu. Dzięki tym obserwacjom opracowano dostępny od kilku lat na rynkach krajów Europy Zachodniej test określający termin owulacji na podstawie obecności w moczu dwóch hormonów: luteinizującego (LH) i estrogenu (nie został on jednak wprowadzony na polski rynek ze względu na zbyt wysoką cenę). Zmiany stężenia tych związków pozwalają wyznaczyć początek i koniec płodnego okresu kobiety.
Hormony decydujące o dniach płodnych kobiety znajdują się nie tylko w moczu, lecz także w krwi i ślinie. Badanie krwi w warunkach domowych byłoby jednak zbyt kłopotliwe. Przecież nie każdy potrafi wykonać zastrzyk. Natomiast w ślinie znajduje się zbyt mała ilość hormonów, by interpretacja wyników nie pozostawiała żadnych wątpliwości. Z tego względu za pomocą domowych testów bada się stężenie hormonów w moczu. Szybko, skutecznie, choć mało romantycznie.
Test wykrywający podwyższony poziom hormonu luteinizującego pozwala określić, kiedy dojdzie do owulacji, a tym samym "podpowiada" parom, kiedy najlepiej podjąć współżycie.
- Można go także wykorzystać jako metodę antykoncepcji. U kobiet mających nieregularne cykle płciowe pozwala wykryć tzw. naturalną niepłodność poowulacyjną - przypomina doc. Romuald Dębski, kierownik Kliniki Położnictwa i Ginekologii CMKP w Warszawie.
Więcej możesz przeczytać w 29/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.