Jaka Polska w jakiej Europie?

Jaka Polska w jakiej Europie?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Odkładanie członkostwa poza przełom lat 2002-2003 może oznaczać odłożenie go ad Kalendas Graecas
 "Zjednoczona Europa państw"
Jacques Chirac


Powiedzenia używane przez Francuzów miewają cechę trwałości. Do dziś funkcjonują zgrabne bon moty Króla Słońce Ludwika, najniższego cesarza Francuzów Napoleona czy najwyższego dotychczas prezydenta generała de Gaulle'a. Obecny i wywodzący się z gaullistowskiej formacji politycznej prezydent Francji nie użył słów o zjednoczonej Europie państw przypadkowo i w ten właśnie sposób określił swój i Francji stosunek do niegdysiejszych projektów politycznych. Zobaczmy, czy zwrot Chiraca wejdzie do słownika politycznego równie trwale jak Europe des Peuples Charles'a de Gaulle'a. Ale - odbija stanowisko wielu krajów członkowskich Unii Europejskiej. I stanowi rozwinięcie kierunku, jaki zauważyliśmy w liście Kohla i Chiraca, skierowanym poprzez Blaira do państw członkowskich tuż przed Cardiff.
Słychać w Polsce narzekania na brak wizji unii, do której zmierzamy. Nigdy nie jest tak, aby nie mogło być lepiej, ale - na Boga - nie jest też i tak, że nie wiemy, czego chcemy. Przyjęta przez Polskę formuła negocjacji (warto uważniej czytać opening statement wypowiedziany w marcu ustami ministra Geremka w Brukseli) - konsekwentnie podtrzymywana przez Jana Kułakowskiego - wyraża w znacznym stopniu, w jakiej unii chcemy uczestniczyć. Określenie unii jako zjednoczonej Europy państw stanowi dobre i plastyczne wyobrażenie także naszej wizji. Europa ma się składać z państw, ale ma być zjednoczona. Ma być Europą zjednoczoną, ale pozostać Europą państw. Jeśli utrzymają się państwa jako podmioty unii, to znaczy, że państwo polskie pozostanie suwerennym i niepodległym państwem polskim, zarazem par excellence europejskim, jak inni obecni i przyszli członkowie. I tak proces integracji będzie się pogłębiał, czyniąc europejski
organizm integracyjny jeszcze bardziej swoistym (prawnicy mówią sui generis - swego rodzaju), spoza tradycyjnej politycznej tablicy Mendelejewa. Wszystko to ma znaczenie dla naszych negocjacji. Ich "twardość" nie mieści się w logice kierującej klasycznymi traktatami międzypaństwowymi. Wciąż nie dość powtarzać, że na polski interes narodowy składa się - z jednej strony - możliwie rychłe członkostwo w UE, z drugiej zaś - silna pozycja konkurencyjna zreformowanego państwa na starcie członkostwa. I że odkładanie członkostwa (i reformy) na później - poza założony sobie przełom lat 2002-2003 - może oznaczać odłożenie członkostwa ad Kalendas Graecas.

Europa ma się składać z państw,ale ma być zjednoczona. Ma być Europą zjednoczoną,
ale pozostać Europą państw



Paradoks tych negocjacji (co wciąż do niektórych nie dociera) polega na tym, że podobnie formułuje swe cele i swój interes polityczny Unia Europejska. Słabość członków to słabość unii. Warto rozróżniać cele i interes polityczny samej unii i poszczególnych państw członkowskich. Władze unii - rady, parlament, komisja - analizują szanse i zagrożenia pod kątem efektywności zjednoczenia europejskiego. Państwa członkowskie dokonują analizy swego partykularnego (można powiedzieć - egoistycznego) interesu, wiedząc jednak, że długofalowy interes własny ściśle jest związany z sukcesem zjednoczenia, czyli sukcesem unii. Dlatego też i one - zwłaszcza gdy nie trawi ich gorączka wyborcza - analizują swój "egoistyczny" interes narodowy z uwzględnieniem szansy, jaką niesie rozszerzenie.
Przestrzegano nas na wstępie negocjacji, że 10 proc. wysiłku skupimy na negocjacjach z unią jako taką, 20 proc. - na pertraktacjach z państwami członkowskimi, zaś pozostałe 70 proc. zajmie nam dyskusja Polaków z Polakami. Dyskusja o tym, czy i jak szybko godzimy się na potrzebne Polsce reformy. W wypadku reformy samorządowej już się to potwierdziło.
Więcej możesz przeczytać w 30/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.