Ciepłe kraje

Dodano:   /  Zmieniono: 

Jesteśmy więc po najdłuższym długim weekendzie w całym roku. Trzeba przyznać: należy się nam! Około 23 grudnia wszyscy już ledwo widzą na oczy, a nic tak nie jest w stanie dobić zmęczonego jak latanie w płaszczach i szalach po przegrzanym i zawalonym TK Maxxie. 24 grudnia zaczynamy więc robić sobie wolne, które na dobrą sprawę (przy pewnych zdolnościach) można zakończyć aż po Trzech Królach. Za oknem pada deszcz, jest ciemno, mokro i zimno. Tylko położyć się z książką w środku dnia i zasnąć. Albo wyjechać do ciepłych krajów i zafundować sobie mały kawałek lata.

Sam też przez wiele lat tak robiłem – wyjeżdżałem na Kubę, do Brazylii, do Malezji, Tajlandii czy Omanu. Moje zdziwione, białe ciało wystawiane było na zabójcze promieniowanie słoneczne, nos, który jeszcze wczoraj wdychał wigilijne zapachy, przypominał sobie nagle zapach olejków do opalania, wody i burzy. Chroniczne zatoki, czerwone gardło i wysypka od kaloryferów znikały zdziwione. Za to na pospiesznie opalonej skórze pojawiały się ukłucia komarów, na bosych nogach zadrapania... Słońce, kąpiele, seks, drinki, i to wszystko za tak niewielką kasę, jaką z nudów w okresie przedświątecznym non stop wydajemy w centrach handlowych. Nagłe miłości do kogoś na drugiej półkuli, kto za tydzień będzie czymś bardziej odległym niż zeszłoroczny śnieg. Nagłe dyspensy od diety, od wszystkich obostrzeń, bo przecież raz się żyje, leje się rum cuba libre, pali się cygara, leżąc w jacuzzi, to chyba nie będziemy liczyć kalorii? I tak północny Europejczyk co zimę daje się oszukać, daje się zabrać do krainy z fototapety, a potem ląduje na tyłku na jakże północnym i zasypanym śniegiem lotnisku, z opalenizną niknącą w oczach jak pieniądze diabła Wolanda w „Mistrzu i Małgorzacie”, z ukąszeniami komarów, które – ani się spostrzeżemy – stają się wysypką z powodu zbyt suchego od kaloryferów powietrza. Wraca zakochany w kimś, kogo nigdy więcej nie zobaczy, zarażony chorobami, których u niego w osiedlowym ośrodku zdrowia nie będą potrafili zdiagnozować, wraca spłukany i musi zderzyć się ze styczniem. Od Trzech Króli wszystko wraca do normy, oni niosą nam nie złoto, kadzidło i mirrę, tylko ranny dźwięk budzika, zapchane metro bez szans na miejsca siedzące i ibuprom zatoki na pocieszenie...

Tak więc przestałem jeździć na zimę do ciepłych krajów. Dla naszego ciała jest to szok, ciało nie rozumie, co się dzieje, rytm dobowy zostaje całkowicie zachwiany, pewne procesy obronne, które nasz organizm zaczął już wytaczać do walki o przetrwanie w zimie, nagle trafiają jak kulą w płot, nawet obrastanie tłuszczem miało jakiś sens tylko w zimnie. Ale to tylko początek argumentów przeciw. Ludzie w takich kurortach traktują nas jak chodzące portfele, są wstrętnie, sztucznie uprzejmi i usłużni, a ty się czujesz jak kolonialna księżniczka z ubogiego kraju. Na Kubie kilka razy po rozmowach z miejscowymi uświadamiano mi, jakie ta osoba teraz może mieć przeze mnie kłopoty, biorąc pod uwagę, że co drugi sąsiad donosi. Ten znowu coś kręcił z jakimiś turystami, na pewno kradnie i sprzedaje cygara cohiba albo siebie, albo swoją córkę, albo jeszcze coś innego...

Leżymy na ręcznikach, przy basenach, pijemy pretensjonalnie ustrojone parasoleczkami oraz palmami drinki, we włosach („już niemłodych”) mamy sztuczny kwiat i myślimy o naszych zarastających kurzem, odległych, przegrzanych mieszkaniach, o szarym widoku z okna oraz o zamarzniętych autach i nagle tylko to wydaje nam się rzeczywiste... ■

Więcej możesz przeczytać w 2/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.