Podwójny kamuflaż

Podwójny kamuflaż

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jesienią 1997 r. na Kaszubach oddział antyterrorystyczny otoczył domek letniskowy należący do znanego gdańskiego gangstera
Ulokowany w gangu konfident poinformował policję, że dojdzie tam do spotkania z przybyszem z Turcji, mającym przywieźć próbki czystej kokainy (ok. 3 kg) i zawrzeć umowę na dostawy hurtowe. W ciągu kilkunastu sekund antyterroryści obezwładnili trzech znajdujących się na zewnątrz ochroniarzy, zaś po kolejnych 30 sekundach przebywający w domku mężczyźni leżeli skuci na podłodze. Znaleziono też kokainę. Uczestników spotkania aresztowano. Po przewiezieniu ich do komendy wyszło na jaw, że przybysz z Turcji był w rzeczywistości oficerem Urzędu Ochrony Państwa, który zaaranżował spotkanie po to, by się dowiedzieć, jakimi kanałami narkotyki z Turcji rozchodzą się w Trójmieście. Kokainę wypożyczono z depozytu UOP. Następnego dnia okazało się, że jednym z ochroniarzy był współpracownik WSI od kilku miesięcy inwigilujący uczestniczącego w spotkaniu gangstera z Sopotu, podejrzewanego przez wojskowe służby o zorganizowanie napadu na magazyn broni (zrabowano kilkadziesiąt pistoletów). Policja, UOP i WSI nie wiedziały, że uczestniczą nie w jednej, lecz w trzech różnych operacjach. Nie wiedziały też, że każda ze służb miała w gangu swoich informatorów. Notabene, konfident WSI za najgroźniejszego członka gangu uznał (i opisał w swoich raportach) współpracownika UOP.


W Polsce nikt nie koordynuje tajnych operacji służb zwalczających zorganizowaną przestępczość

- Byliśmy bardzo zdziwieni, gdy jeden z najważniejszych na Pomorzu Zachodnim organizatorów przemytu kradzionych w Niemczech samochodów okazał się wieloletnim współpracownikiem wojskowych służb specjalnych. Podejrzewamy też, że przez kilka lat (na początku lat 90.) dla WSI pracował numer jeden szczecińskiego podziemia - mówi oficer Komendy Głównej Policji. Podczas procesu Marka K. (ps. Oczko) do współpracy z UOP przyznał się jeden z jego najbardziej zaufanych ludzi, Artur R. (ps. Tuła). Także jeden z uczestniczących w tym procesie świadków incognito - na co dzień również członek gangu - był przez lata informatorem policji. Problemem jest to, że poszczególne służby nie przekazują sobie informacji o tym, iż mają informatorów w gangach. Tymczasem w pracy operacyjnej bardzo często posługują się prowokacjami, w których tajni współpracownicy odgrywają główne role. Informatorzy innych służb, nie wiedząc, że chodzi o prowokacje, przedstawiają je swoim przełożonym jako rutynowe działania gangów. Kiedy policja, UOP lub WSI wkraczają do akcji, okazuje się, że przeszkadzają partnerom. - Informator w gangu, szczególnie w kręgu przywódców, jest tak cenną zdobyczą, że zwykle się tego faktu nie ujawnia konkurencji - mówi oficer kontrwywiadu UOP. - Ponadto nigdy nie można mieć pewności, że partnerzy będą równie rygorystycznie chronić dane informatora jak rodzima służba. A każdy przeciek oznacza dla niego wyrok śmierci. W praktyce dochodzi nie tylko do kolizji interesów, lecz nawet do tolerowania niektórych przestępstw. Operujący w pobliżu szczecińskiej komendy policji dealerzy narkotyków nie byli przez długi czas niepokojeni przez policjantów, gdyż jeden z ich informatorów twierdził, że wszystko kontroluje UOP zamierzający się dobrać do hurtowników. Podobnie było z gangiem złodziei samochodów działającym w dawnych województwach zielonogórskim, wrocławskim i jeleniogórskim. Policja wiedziała o ich działaniach, lecz sądziła, że ma do czynienia z prowokacją przygotowaną przez Straż Graniczną. Zdarza się też, że konfidenci oszukują swoich mocodawców i pomagając w jednej sprawie, kamuflują inne przestępstwo. Kontrolowany przerzut kradzionych samochodów jest wówczas na przykład doskonałą przykrywką dla przemytu narkotyków lub broni. Nieinformowanie się różnych służb o własnych działaniach operacyjnych jest wyjątkowo kosztowne, gdy obiektem ich zainteresowania są interesy na styku gangów i biznesu lub związki nielegalnego biznesu i polityki. Czasem działania operacyjne trwają kilka lat, po czym okazuje się, że były niepotrzebne - obiekt od dawna współpracuje z innymi służbami. Od pewnego czasu UOP interesował się na przykład pewnym biznesmenem z południowo-wschodniej Polski, utrzymującym zażyłe stosunki z ważną jeszcze kilka lat temu osobistością z SLD (przez pewien czas byli zameldowani pod tym samym warszawskim adresem). Przyjaźnił się też z innym biznesmenem, który niedawno wyszedł z aresztu. Dobrze znał również Pershinga, domniemanego szefa gangu z Pruszkowa (wszyscy panowie zrobili sobie pamiątkowe zdjęcie w jednym z krajów śródziemnomorskich). UOP po raz pierwszy zainteresował się naszym biznesmenem, gdy skradziono mu luksusowego mercedesa, a znajomy polityk sprawił, że przemyt auta przez granicę był praktycznie niemożliwy. Po raz drugi biznesmenem zainteresowano się, gdy jego dom nawiedzili gangsterzy, którzy z ukrytego w kominku sejfu zabrali ważne dokumenty, m.in. listę dłużników pewnej bardzo znanej przed kilku laty firmy (kierował nią wspomniany już wspólnik biznesmena w niektórych interesach) i czek na milion dolarów podpisany przez zaprzyjaźnionego polityka. O znalezienie sprawców obrabowany poprosił Pershinga. Jego "żołnierze" szybko ich znaleźli i stosując tortury, zmusili do wyjawienia nazwisk zleceniodawców. Odzyskano listę dłużników znanej firmy, a nasz biznesmen podjął się ściągania długów. Kiedy funkcjonariusze UOP mieli go "na widelcu", złożyli mu propozycję współpracy. I tu spotkała ich niespodzianka - kandydat na współpracownika był już "zajęty" przez inną służbę, którą interesowali i interesują jego przyjaciele. Pewne podejrzenia pojawiły się zresztą już wcześniej, gdy biznesmen odwiedził w szpitalu przyjaciela ze wspólnego zdjęcia. Przy bramie pokazał bowiem przepustkę MSW. Wtedy sądzono, że fałszywą. Innym znanym biznesmenem, posiadającym m.in. zezwolenie na handel sprzętem specjalnym, czyli bronią, zainteresował się wywiad UOP. Chciał go prosić o zgodę na ulokowanie wywiadowcy w jednej ze spółek działających w Rosji (handlowała rosyjską bronią). Wkrótce w zarządzie wywiadu UOP zjawił się wysoki oficer WSI, by uświadomić partnerów, że obiekt ich zainteresowania od kilkunastu lat pracuje dla wojskowych służb specjalnych. Odstręczano też oficerów UOP od lokowania agentów w pewnej wiedeńskiej firmie handlującej m.in. zbożem i posiadającej udziały w jednej z sieci supermarketów. Przestrzegano również, by przestali namawiać do współpracy pewnego znanego kiedyś sportowca, a obecnie biznesmena. Przy okazji wyszło na jaw, że przynajmniej trzy przeprowadzone w ostatnich miesiącach przez obie służby operacje nie udały się z powodu kontrakcji partnera, nieświadomego, że chodziło o prowokację. Dotychczas w Polsce nie było żadnej instytucji, która umożliwiałaby koordynację działań wszystkich służb zajmujących się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości. Dochodziło więc do absurdów: zamiast bandytów aresztowano współpracowników służb specjalnych, przejmowano nielegalne transporty spirytusu, które organizowali inspektorzy celni, by wykryć wszystkie ogniwa tego procederu, strażników granicznych podszywających się pod przemytników nielegalnych imigrantów brano za prawdziwych szmuglerów ludzi itp. Tymczasem, kiedy w ubiegłym roku pojawił się pomysł utworzenia Krajowego Centrum Informacji Kryminalnej - ośrodka zbierającego wszystkie informacje i koordynującego prace poszczególnych służb - uznano to za próbę powołania kolejnej tajnej policji, gromadzącej głównie informacje o politykach. - Apolityczną instytucję, z pożytkiem działającą w wielu krajach Unii Europejskiej, do której powołania bylibyśmy zapewne zobligowani po wstąpieniu do unii, uznano za inicjatywę polityczną. To całkowite nieporozumienie - mówi Krzysztof Bondaryk, wiceminister w MSWiA. Przeciwnikom powołania centrum praktycznie udało się zablokować jego rozwój. Niejasny jest nawet prawny status tej instytucji. A KCIK miało być zorganizowane na wzór brytyjskiej Państwowej Służby Wywiadu Kryminalnego (NCIS), która może się pochwalić poważnymi sukcesami w zwalczaniu najgroźniejszych form zorganizowanej przestępczości. - Powołanie wywiadu kryminalnego jest niewątpliwie decyzją polityczną. W wielu krajach umożliwiło to - wskutek skoordynowania działań różnych służb i instytucji - zebranie dowodów na istnienie "niebezpiecznych związków" świata polityki i nielegalnego biznesu. Wywiad kryminalny nigdy nie interesował się jednak politykami, lecz przestępcami. A przestępcy są tym groźniejsi, im bardziej politycy są uwikłani w interesy z nimi - mówi wysoki oficer NCIS.

Więcej możesz przeczytać w 30/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.