Z „kaznodzieją nienawiści”, jak ochrzciły Anjema Choudary’ego brytyjskie media, umówić się na spotkanie jest zaskakująco łatwo. Wysyłam mu e-maila i po niedługim czasie mam już numer jego komórki. Spotkanie? Jasne! Nawet dziś. Może trzynasta? Jadę do Ilford w północno- -wschodnim Londynie. Najpierw 20-minutowy spacer przez arabską dzielnicę. O wiele czyściej niż w centrum. Pachnie orientalnym jedzeniem. Sklep z owocami jakby żywcem wyjęty z rynku w Islamabadzie. Na miejsce spotkania kierują mnie pakistańscy chłopcy okupujący kawiarenkę internetową. Z Choudarym mam się spotkać w cukierni, którą zasugerował. Przestronna, z pstrokatym wystrojem. Za ladą mozaika różnokolorowych słodyczy z Bliskiego Wschodu. W dźwiękowym tle arabska stacja z plastikową muzyką popową. Pytam kelnera, czy będzie mu przeszkadzał dyktafon, bo umówiłem się tu z... Ale nie pozwala mi dokończyć. Wszystko już wie, wszystko ustalone. Choudary, stały klient, dzwonił dziś rano. Zaraz wejdzie do środka w długiej, tradycyjnej szacie. Powita mnie po polsku, a potem już po angielsku wytłumaczy, że w moim kraju też będzie szariat. Ale jeśli będę posłuszny, to nikt nie utnie mi ręki.
ZDERZENIE CYWILIZACJI
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.