EKSPORT WIDMO

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fikcyjne firmy, zakłady pracy chronionej, towar znikający bez śladu po przekroczeniu wschodniej granicy - to tylko niewielka część długiej listy sposobów, za pomocą których Polacy wyłudzają zwrot podatku od towarów i usług (VAT). Prokuratury w całym kraju prowadzą kilkadziesiąt postępowań karnych przeciwko podejrzanym o przestępstwa podatkowe. W ślad za oszustwami podążają rozporządzenia ministra finansów mające zmniejszyć liczbę nadużyć. Ministerstwo jednak przegrywa ten wyścig.
21 oskarżonych - celnicy i osoby, które wyłudziły zwrot podatku VAT - stanie wkrótce przed szczecińskim sądem. Z powodu ich działalności skarb państwa stracił ponad 1,6 mln zł z tytułu nienależnego zwrotu VAT-u i 9,5 mln zł wskutek nieuiszczenia opłat celnych.
- Oskarżeni przeprowadzili operację fikcyjnego eksportu kosmetyków z Niemiec na Łotwę. W rzeczywistości produkty te sprzedawane były w Polsce przez jedną z warszawskich firm - mówi prokurator Anna Gawłowska-Rynkiewicz z Prokuratury Wojewódzkiej w Szczecinie. Szczecińska prokuratura prowadzi kilkanaście innych spraw dotyczących oszustw podatkowych. W większości z nich podejrzani tworzyli fikcyjne firmy, dokonując rzekomych transakcji, dzięki którym mogli się ubiegać o zwrot podatku.
Pierwsze sygnały o nielegalnych operacjach związanych z VAT-em dotarły do urzędów skarbowych na początku
1994 r., czyli pół roku po wejściu ustawy w życie. Dziś nie sposób ustalić, ile firm powstało wyłącznie po to, by za pomocą kilku operacji wyłudzić pieniądze i natychmiast zaprzestać działalności. Sposobów jest wiele. "Na lumpa" - to jeden z popularniejszych. Osobę bez stałych dochodów i zatrudnienia, spędzającą czas głównie pod budką z piwem, należy nakłonić do zarejestrowania firmy w gminie lub sądzie rejestrowym.
- Zakład kupuje tani towar obłożony dwudziestodwuprocentowym VAT-em, który następnie odkupujemy, tym razem jak najdrożej - mówi jeden z doradców podatkowych. - Zakup jest oczywiście fikcyjny, ale nie jest ważna gotówka, lecz faktura. Sprzedajemy towar za wschodnią granicę, jego dalszy los jest bez znaczenia. Na granicy dostajemy dokument SAD (jest podstawą zwrotu podatku) potwierdzający, że towar opuścił Polskę. Z tym dokumentem udajemy się do urzędu skarbowego, prosząc o zwrot VAT-u, czyli 22 proc. sumy, którą wpisaliśmy przy zakupie towaru od "lumpa". Jeśli urząd przekroczy ustawowy termin, naliczone zostają odsetki. Właściciel fikcyjnej firmy powinien był odprowadzić VAT od transakcji sprzedaży, ale nie zrobił tego. Nie ma grosza, a urząd skarbowy nie jest w stanie wydobyć od niego pieniędzy.
- Pomysł można wykorzystać na mniejszą skalę. Nie od razu wpłyną wielkie pieniądze, ale za to bez droczenia się z urzędem skarbowym - dodaje urzędnik Ministerstwa Finansów. - Przedsiębiorca handluje z czterema firmami jak najbardziej wiarygodnymi. Kupuje towar, wysyła go za granicę, odbiera VAT. Urząd skarbowy już sprawdził rzetelność transakcji, przyzwyczaił się do próśb o zwrot VAT-u. Wtedy wprowadza się "lumpa", piątego dostawcę. Prawdopodobnie uda mu się wyciągnąć sporo pieniędzy, nim urząd zreflektuje się, że "lump" nie odprowadza podatku od swoich transakcji.
Żeby utrudnić dokonywanie oszustw wykorzystujących ten schemat, dwa lata temu minister finansów zdecydował, że jeśli sprzedawca nie odprowadził VAT-u, kupujący nie będzie mógł go odzyskać. Najpierw urząd musi się jednak zorientować, że sprzedający oszukuje. Szanse na to są niewielkie, tym bardziej że urząd skarbowy może kontrolować tylko podmioty działające na jego obszarze, zaś współpracujące ze sobą firmy można zarejestrować na przeciwległych krańcach Polski. Często oszuści tworzą kilkadziesiąt powiązanych interesami firm, a fikcyjne przedsięwzięcia znajdują się gdzieś w środku tej operacji. - Dla uwiarygodnienia fikcji oszuści mnożą dokumenty: wydania i przyjęcia towaru, transportu - przyznaje inspektor kontroli skarbowej. - To stanowi dla nas sygnał, że coś jest nie tak; przy rzeczywistych transakcjach zazwyczaj się tego nie stosuje.
Gdy faktury krążą po kraju, każdy sprzedający może się upomnieć o zwrot pieniędzy. Nieprzypadkowo pomyślano jednak o eksporcie (najlepiej na wschód), wtedy bowiem najłatwiej zatrzeć ślady nielegalnej transakcji.W ubiegłym roku rzeszowska firma Kolmer Holding sprzedała na Ukrainę
100 tys. płyt analogowych, po 10 zł każdą, które kupiła płacąc grosz za sztukę. Po przekroczeniu granicy towar zakopano w ziemi. Firma ukraińska miała zapłacić 70 wagonami bukowej tarcicy. Wagony nigdy do Polski nie dojechały, bo dotrzeć nie mogły, choćby z tego powodu, że na Ukrainie buki nie rosną. Tymczasem polska firma bez kłopotów odzyskała 400 tys. zł, a prokuratura rzeszowska umorzyła postępowanie w tej sprawie. Do sprawy powróciła prokuratura w Tarnobrzegu, odkrywając kolejne pomysły Kolmeru na zarobienie łatwych pieniędzy.


Co roku budżet państwa traci kilkaset milionów złotych na skutek oszustw związanych
z podatkiem VAT

Tym razem chodziło między innymi o fikcyjny handel odzieżą na wagę, samochodami osobowymi i dostawczymi, tarcicą i sprzedaż-kupno nakładów inwestycyjnych. Prokuratura dotarła do powiązanych z Kolmerem firm z Warszawy i Szczecina. - Ta działalność znacząco uderzyła w interesy skarbu państwa - mówi prokurator Zygmunt Ziółkowski z Prokuratury Wojewódzkiej w Tarnobrzegu. Powiązania kapitałowe i personalne Kolmeru odkryła także prokuratura w Kielcach. Tu kłopoty z prawem mają firmy, które między innymi na niby wyeksportowały linię do produkcji dyskietek. Okazało się, że w sprawę zamieszane są również dwie znane firmy ze stolicy, przy czym jedna przygotowuje się właśnie do wejścia na giełdę.
Po to, by wyłudzić zwrot VAT-u, powstały niektóre zakłady pracy chronionej. Zgodnie z prawem są one zwolnione z obowiązku uiszczania podatku. Mają jednak pełną swobodę w podejmowaniu decyzji dotyczących opodatkowania swoich kontrahentów. Mechanizm działa następująco: zakład pracy chronionej wystawia fakturę z bardzo wysoką ceną netto i bardzo wysokim podatkiem, którego zgodnie z zarządzeniem nie płaci. Firma kupująca towar eksportuje go, domagając się następnie zwrotu VAT-u, czyli sumy nigdy przez zakład nie wpłaconej. Na skutek tylko jednej transakcji, dokonanej cztery lata temu w Bydgoszczy, gdzie wykorzystano ten schemat, skarb państwa stracił milion złotych.
Prokuratura wrocławska po dwóch latach śledztwa skierowała akt oskarżenia przeciwko 27 osobom, które wykorzystały ustawowy zapis o zakładach pracy chronionej do oszukiwania urzędów skarbowych. W 1994 r. Andrzej S. kupił wrocławską "Deltę", zakład pracy chronionej. Następnie sprzedał jej za 100 mln zł dyskietkę z programem "Kompleksowe prowadzenie działalności gospodarczej". Będąc jej autorem, był zwolniony z płacenia podatku VAT. Następnie odsprzedał dyskietkę czternastu firmom. Pięć z nich było jego własnością, w pozostałych współpracowało z nim
26 osób. Zakłady występowały o zwrot podatku po dokonaniu kolejnych transakcji. Wspólnicy dzielili się odzyskanym VAT-em. Od trzech urzędów, którym transakcje nie wydały się podejrzane, wyłudzili 660 tys. zł.
W zeszłym roku Andrzeja S. aresztowano ponownie (kilka miesięcy wcześniej otrzymał list gratulacyjny "z okazji wejścia do elitarnej grupy największych polskich biznesmenów"). Zarzucono mu wyłudzenie zwrotu VAT-u w wysokości 240 tys. zł i usiłowanie wyłudzenia
619 tys. przez pozorowany leasing kapitałowy. Na podstawie faktur wystawionych przez aresztowanego leasingobiorcy występowali o zwrot VAT-u. Tego typu nadużycia skłoniły Ministerstwo Finansów do podjęcia decyzji, by faktury wydawane przez zakład pracy chronionej były sygnowane specjalnym znakiem. Od kilku lat nie schodzi z łamów gazet nazwisko Krzysztofa H., prowadzącego rozległe interesy w całym kraju. W kilkunastu prokuraturach toczą się postępowania w sprawie spółek, których jest udziałowcem i które zajmują się prawie wyłącznie wyłudzaniem VAT-u. Prokuratura Wojewódzka w Olsztynie oskarżyła Krzysztofa H. o wyłudzenie ok. 4 mln zł. Akt oskarżenia sformułowała także prokuratura siedlecka. - Na to nazwisko są wyczulone urzędy skarbowe w całym kraju - przyznaje jeden z urzędników.
Nie tylko polski fiskus stracił na "przedsiębiorczości" Polaków. Aktem oskarżenia przeciwko pięciu osobom skończyło się w tym roku śledztwo w Petrochemii Płock. Oszustwo odkryli czescy celnicy z Liberca. Podczas kontroli dokumentów importu oleju opałowego przez firmę z Ołomca okazało się, że cena tego paliwa importowanego z Polski jest znacznie niższa, niż ta, którą płacą inne czeskie firmy. Faktury z zaniżoną ceną były podstawą do naliczania przez Czechów cła i podatku. Z tego powodu Czechy przez tylko jedno przedsiębiorstwo straciły ponad 6 mln koron. W sprawę zamieszanych było także siedem firm z Niemiec, Cypru, Austrii, Norwegii i Holandii. Referentka Petrochemii zafałszowała w sumie kilkaset faktur celnych.
W Polsce jest zaledwie 2 tys. inspektorów kontroli skarbowej, zaś w dużym województwie zarejestrowanych jest 200 - 300 tys. firm. Wiele urzędów skarbowych nie ma komputerów gromadzących dane z całego kraju. Nie wiadomo, ile wykrywa się oszustw podatkowych. Według NIK, w trzech czwartych wypadków urzędy skarbowe zwracają VAT bez wcześniejszej kontroli.


Więcej możesz przeczytać w 31/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.