Twarde lądowanie na lotnisku widmie

Twarde lądowanie na lotnisku widmie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Samorządy płacą teraz za mocarstwowe ambicje. Utopiły setki milionów złotych w lotniska, które świecą pustkami. A nóż w plecy wbija im jeszcze Bruksela.

Ma długi na 2 tys. metrów pas startowy, pokaźny terminal z kawiarniami, sklepami duty free, granicą celną i VIP-roomem. Obok stoją wozy służb utrzymania ruchu, strażaków i duma wszystkich – najnowocześniejszy sprzęt do odśnieżania norweskiej firmy Øveraasen. W środku 140 pracowników czeka na pasażerów. Tyle że wciąż ich nie ma. I tak już od maja ubiegłego roku, gdy formalnie otwarto Port Lotniczy Radom, lotnisko widmo. – To największy projekt od czasu doprowadzenia do Radomia kolei – zachwalał były już prezydent miasta Andrzej Kosztowniak, pomysłodawca inwestycji. Port miał obsłużyć 100 tys. pasażerów już w pierwszym roku działalności i 600 tys. w roku 2020, odbierając ruch stołecznemu Okęciu i Modlinowi, m.in. za sprawą – tak kalkulowali włodarze miasta – rzadziej występujących tu mgieł. Mało kto wierzy jednak w sukces przedsięwzięcia. – W odległości 100-150 km od Radomia znajdują się cztery już działające lotniska: w Warszawie, Modlinie, Łodzi i Lublinie. Na warszawskie Okęcie można dotrzeć w niewiele ponad godzinę – zauważa Zbigniew Sałek, wiceszef Międzynarodowego Stowarzyszenia Menedżerów Lotnisk. Rezonu nie traci rzecznik lotniska Kajetan Orzeł. Jak zapewnia – spółka ma już pięć umów z przewoźnikami i samoloty wystartują w tym roku. Tyle że podobne deklaracje słychać już od dawna.

Więcej możesz przeczytać w 16/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.