Moda to nie to, co modne

Moda to nie to, co modne

Dodano:   /  Zmieniono: 

To, co utrudnia w Polsce mówienie, pisanie i dyskutowanie o modzie, to, co często uniemożliwia tak porozumienie, jak i polemikę, to język polski. A dokładnie, niebezpieczna bliskość dwóch słów: rzeczownika „moda” i przymiotnika „modny”. Mianowicie przymiotnik ten, należący do tej samej rodziny wyrazów co rzeczownik „moda” i związany z nim pokrewieństwem pierwszego stopnia, sprawia, że o modzie myślimy jako o czymś płochym, próżnym i powierzchownym. Przelotnym i przemijającym. Nieważnym, a może nawet odbierającym powagę.

Modnie jest dziś odwoływać się do „Lalki” Bolesława Prusa, poddawać ją ideologicznej obróbce i wyczytywać z niej to, czego w niej nie ma. A więc i ja się do tej mody (sam wpadając we własne sidła) zastosuję. Powieści Prusa nie będę wywracał, że tak powiem, na prawą stronę. Zacytuję jedynie krótki jej fragment. Fragment poświęcony… modzie.

„Ze smutkiem od kilku lat uważam, że na świecie jest coraz mniej dobrych subiektów i rozumnych polityków, bo wszyscy stosują się do mody. Skromny subiekt co kwartał ubiera się w spodnie nowego fasonu, coraz dziwniejszy kapelusz i coraz inaczej wkładany kołnierzyk. Podobnie dzisiejsi politycy, co kwartał zmieniają wiarę” – tak otwiera swoje „Pamiętniki starego subiekta” Ignacy Rzecki (tu krótka uwaga dla dziennikarzy telewizji śniadaniowych popularnych stacji: Rzecki to postać fikcyjna, nie dopytujcie znajomych, czy go znają).

Oto esencja ciągle jeszcze częstego postrzegania mody. Jest ona przeciwstawiana ideom, czyli trwałym wartościom. Idea to coś doskonałego, wiecznego, nieprzemijającego. W co się wierzy niezmiennie i co się niezmiennie, niezależnie od okoliczności, wyznaje. Moda zaś – zdaniem starego subiekta – to coś, co zmienia się co sezon i po czym nie pozostaje nawet wspomnienie. Nie wiemy, komu jest ona potrzebna, ale wiemy, dla kogo może być niebezpieczna: dla subiektów i polityków. Dlaczego dla subiektów? „W sklepie nie można stroić się w modne kołnierzyki, tylko je sprzedawać, bo w przeciwnym razie gościom zabraknie towaru, a sklepowi gości” – tłumaczy Rzecki. Dlaczego dla polityków? Bo „polityki nie należy opierać na szczęś liwych osobach”. Popularność polityka przemija tak szybko jak popularność nowego fasonu kołnierzyka. A nie popularnością politycznego fasonu powinno się mierzyć wartość polityka, ale trwałością tego, co po sobie pozostawia.

Dziś wiemy, że postrzeganie zarówno handlu, jak i polityki zmieniło się diametralnie. Sklepy z odzieżą pełne są wystrojonych subiektów, polityka – pełna celebryckiej popularności. Czy to oznacza zwycięstwo mody, przed którym ostrzegał Rzecki?

Na szczęście oznacza to raczej zwycięstwo głupoty. Moda jako taka pozostaje jednak na uboczu tego zjawiska. Modzie bowiem niechętni są nawet modni (czytaj: popularni) politycy. Powiedzmy to w końcu wyraźnie: moda to nie jest to, co modne. I nie zamyka się ona w kręgu przemijających, sezonowych trendów. „Moda jest uniwersalną zasadą kształtującą kulturę” – tłumaczy socjolog René König. – „Jest w stanie ona objąć i przekształcić nie tylko całe ciało, ale też wszystkie formy wyrazu człowieka”. A więc i to, co o sobie myślimy, i to, co myślimy o innych, i to, co myślimy na temat relacji nas z innymi. „A jej znaczenie dla kultury daje się zauważyć szczególnie wyraźnie właśnie wtedy, kiedy pod wpływem gwałtownych wstrząsów zaczynają się przeobrażać odwieczne systemy” – pisze dalej König.

Ups! Przemieniać? Systemy? Nie wiem, czy dziś moda jest już dobra dla subiektów, ale na pewno ciągle może być niebezpieczna dla polityków. Bo moda to jest, proszę panów, zwiastun rewolucji! �

* Założyciel i kierownik Katedry Mody Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie

Więcej możesz przeczytać w 17/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.