Poza kontrolą

Dodano:   /  Zmieniono: 
Demokracja nie oznacza, że można łamać prawo. Nikomu jeszcze nie udało się na ulicy rozwiązać problemów płacowych pracowników czy usunąć kłopotów finansowych zakładu
To, co stało się w Warszawie podczas manifestacji pracowników Łucznika, to nie tylko nieszczęśliwa w skutkach utrata przez organizatorów kontroli nad demonstrującym i agresywnie nastawionym tłumem. Dużo wcześniej - i było to przyczyną problemów, z jakimi rozgoryczeni robotnicy pojawili się w Warszawie - utracono kontrolę nad możliwościami produkcyjnymi zakładu i jego płynnością finansową. Z kolei władze samorządowe oraz prezydent Warszawy stracili kontrolę nad wydawanymi na prawo i lewo zezwoleniami na manifestacje w stolicy.

Wielokrotnie organizowałem i sam brałem udział w protestach i manifestacjach. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się organizować demonstracji, która doprowadziłaby do tak nie kontrolowanego ataku agresji, niszczenia publicznego mienia, stworzenia poważnego zagrożenia dla życia i zdrowia innych. Nigdy protestujący ze mną związkowcy nie wymknęli się spod kontroli organizatorów na tyle, że nie można było w żaden sposób nad nimi zapanować. Nie pozwoliłbym też, żeby w manifestacji brały udział osoby, które piły wcześniej alkohol.
Inną kwestią jest pytanie, z jakimi zamiarami zaopatrzona w metalowe śruby grupa pracowników Łucznika przybyła do Warszawy. Może wcale nie chodziło o przejście ulicami stolicy w obecności kamer telewizyjnych, może atak na służby porządkowe był od początku planowany i zorganizowany. Kto zatem - w tym świetle - odpowiedzialny jest za niepotrzebne nieszczęście?
Fakt, że pracownicy tego upadającego zakładu pojawili się w Warszawie i że całkowicie utracono kontrolę nad ich zachowaniem, jest efektem innych, daleko poważniejszych błędów. Za taką, a nie inną sytuację bytową robotników nie jest odpowiedzialny rząd premiera Jerzego Buzka, ale po prostu osoby zarządzające zakładem, choć słowo "zarządzać" nie jest adekwatne do wyników wieloletnich zaniedbań poprzedniej i obecnej dyrekcji zakładu. Łucznik utracił całkowicie płynność finansową. Długi przedsiębiorstwa sięgnęły już 300 mln zł, a podstawową formą jego działalności jest wymiana barterowa. Zakładu nie uratuje składanie kolejnych obietnic i organizowanie zamówień rządowych. Trzeba jak najszybciej nadrobić zaniechania ostatnich lat, zrestrukturyzować zakład i dostosować go do wymogów współczesnego rynku.
Zupełnie zaskoczyły mnie niektóre komentarze, porównujące ostatnią manifestację robotników z Łucznika z tragicznymi wydarzeniami, do których doszło w Radomiu w 1976 r. Porównywanie obecnej sytuacji w kraju z wydarzeniami sprzed dwudziestu kilku lat uważam za wysoce niestosowne. Tym bardziej że to właśnie dzięki wystąpieniom robotników z Radomia, Gdańska, Szczecina, Ursusa i solidarnościowym manifestacjom w czasie stanu wojennego możemy żyć w demokratycznym kraju. Demokracja nie oznacza jednak, że możemy łamać prawo. Tymczasem demonstranci z Łucznika od samego początku naruszali prawo, zmieniając zgłoszoną wcześniej trasę przejścia, później niszczyli bariery, wyrywali płyty chodnikowe i znaki drogowe, a także próbowali siłą dostać się do budynków administracji rządowej. Po rozwiązaniu manifestacji przez prezydenta miasta protestujący nie rozeszli się, ale zaatakowali policję osłaniającą siedzibę Ministerstwa Obrony Narodowej. Czy takie zachowanie ma coś wspólnego z demokracją?
Policja przez cały czas pilotowała manifestację, wcześniej zamykając niektóre ulice Warszawy, żeby demonstranci mogli spokojnie przejść i żeby nie narazić nikogo na wypadek. Kiedy została zaatakowana śrubami i płytami chodnikowymi, musiała się bronić, tym bardziej że agresja tłumu była coraz większa. Działania policji nie były w żaden sposób skierowane przeciwko ludziom, ale związane z koniecznością przestrzegania prawa. Podjęto je wówczas, gdy organizatorzy demonstracji całkowicie utracili kontrolę nad jej uczestnikami.
Wcześniej jednak kontrolę nad tym, co dzieje się w Warszawie, utracili jej radni, którzy już chyba sami pogubili się w zezwoleniach, jakie wydają grupom chcącym manifestować na ulicach stolicy. Tylko od początku roku władze samorządowe Warszawy wydały ponad osiemdziesiąt zezwoleń na przeprowadzenie manifestacji, pikiet czy innych form protestu.
Nikomu jeszcze nie udało się na ulicy rozwiązać problemów płacowych pracowników czy usunąć kłopotów finansowych zakładu, a organizatorzy protestów powinni mieć świadomość, że kiedy przywożą rozgoryczony tłum do Warszawy, mogą stracić panowanie nad nim. Niestety, łatwo wtedy o nieszczęśliwy wypadek.
Na koniec warto zapytać, komu służyć miała manifestacja i komu szczególnie zależało na jej przeprowadzeniu, skoro dzień wcześniej zakład został poinformowany o deklaracji pomocy w sfinansowaniu dodatkowych dostaw pięciu tysięcy karabinów Beryl dla MON z funduszy Agencji Rozwoju Przemysłu. Zarząd Łucznika i działające w nim związki zawodowe otrzymały tę informację od ministra pracy w środę 22 czerwca.
Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.