Polski cud stoczniowy

Polski cud stoczniowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Trawestując Marka Twaina – informacje o śmierci polskich stoczni okazały się mocno przesadzone. Branża jest w natarciu, zatrudnia już ponad 30 tys. osób.

Chciałbym stanowczo zaprotestować przeciw stwierdzeniu, że ten przemysł „odżywa”. Nie przestał istnieć, a teraz szybko się rozwija – mówi Jerzy Czuczman, dyrektor Biura Związku Pracodawców „Forum Okrętowe”, które skupia pięć stoczni i prawie 50 kooperujących firm. – Ktoś przedwcześnie nas uśmiercił – dorzuca Marek Siemaszko, prezes stoczni Safe z Gdańska. – A przecież upadły tylko przedsiębiorstwa państwowe. Te prywatne, które z nimi współpracowały, przerzuciły się na usługi dla stoczni zagranicznych i zaczęły produkować statki. Nie robimy wielkich masowców, ale lepszy mniejszy specjalistyczny statek niż dziesięć stalowych pudeł do przewozu ładunku. Nasz przemysł stoczniowy wraz z firmami kooperującymi miał w 2014 r. ponad 10 mld zł przychodów. Na Polskę przypada 12 proc. wartości remontów statków i 5 proc. budowy nowych jednostek w Europie. – Daje nam to drugie miejsce w Europie po Niemczech i piąte na świecie – przekonuje Przemysław Roth, członek zarządu Rolls-Royce Polska.

Więcej możesz przeczytać w 31/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.