Anioły powracającej fali

Anioły powracającej fali

Dodano:   /  Zmieniono: 
W "Wyśnionym życiu aniołów" obserwacja życia codziennego odbywa się w wielkim stylu, staje się wręcz poezją
Tomasz Raczek: - Panie Zygmuncie, mamy wreszcie okazję dobrze mówić o kinie francuskim. Na nasze ekrany wszedł film "Wyśnione życie aniołów". Został on uhonorowany Cezarem, Felixem oraz Złotą Kamerą w Cannes, a także podwójną nagrodą aktorską dla Elodie Bouchez i Natachy Regnier. Czy zasłużenie?
Zygmunt Kałużyński: - Zasłużenie! Najwyższy czas, panie Tomaszu, by kino francuskie ruszyło z martwego punktu, bo ostatnie sezony były pod tym względem przygnębiające. Szczególnie dla starego amatora kina, takiego jak ja, który ma najpiękniejsze wspomnienia dotyczące właśnie tej kinematografii.
TR: - Muszę jednak przyznać, że kiedy oglądałem film "Wyśnione życie aniołów", którym jestem zresztą szczerze zachwycony, nie opuszczało mnie wrażenie, że należy on do nurtu ambitnego kina brytyjskiego spod znaku Kena Loacha, którego symbolem stały się ostatnio "Sekrety i kłamstwa".
ZK: - Prawda jest taka, że to, co pan tak szanuje w kinie angielskim, pochodzi z Francji, gdzie się zaczęło od tzw. nowej fali, która została przez Anglików ciepło przyjęta, a nawet rozbudowana. Tymczasem kino francuskie po twórczej eksplozji nowej fali nagle się zapadło. Ciągnie się w nim - co prawda - ów realizm życia codziennego, co było wielką specjalnością nowej fali, ale jest on spsiały, sztuczny i mizerny: dziewczyna spotyka kloszarda i zaprasza go do siebie, żeby go ratować; kochają się, ale się nie rozumieją... Dużo jest takich filmików, niby to ciągle w tamtym duchu, czyli dających obserwację życia codziennego, ale robiących to byle jak.
TR: - W "Wyśnionym życiu aniołów" ta obserwacja zrobiona jest jednak w wielkim stylu, staje się wręcz poezją. Film opowiada historię dwóch dwudziestoletnich dziewczyn bez pracy, właściwie jeszcze nie umocowanych w społeczeństwie, przy czym bardzo różniących się charakterami.
ZK: - Kiedy tak słucham, jak pan opowiada o tym filmie, to się zastanawiam, dlaczego się on wyróżnia. Podobnych historyjek widziałem w ciągu ostatnich lat dziesiątki, i w kinie, i w telewizji. Na czym więc polega różnica? Tutaj docieramy do tego, co jest wielką tradycją kina francuskiego. Wszystkie inne podobne filmy mają dwie cechy: sentymentalizm i posłanie.
TR: - Szczególnie filmy amerykańskie hojnie są obdarzane tymi przyprawami. Lecz tutaj tego nie ma!
ZK: - I to jest cecha nowej fali, od której zresztą ten nurt się zaczął. Bo kiedy w latach 60. reżyserzy Truffaut, Godard, Chabrol rozpoczęli ten program, wyglądał on następująco: będziemy się przyglądali życiu codziennemu, życiu na ulicy, ale nie będziemy wyciągali żadnych wniosków, nie będziemy dorabiali żadnej ideologii i nie będziemy się wzruszali. A to wszystko do tej pory kino robiło! Ilekroć zajmowało się życiem codziennym, tylekroć starało się albo wmówić nam jakiś program społeczny, albo wycisnąć nam łzy z oczu; my odwrotnie - będziemy tego unikali jak pyłu atomowego - mówili nowofalowcy.
TR: - Tym razem, panie Zygmuncie, łez nie ma, ale pozostaje silne wrażenie, wynikające nie tyle z opowiedzianej historii, ile ze sposobu jej pokazania.
ZK: - Ten film okazuje się dziedzicem nie tylko nowej fali, ale wręcz mentalności francuskiej w sztuce, której cechą charakterystyczną nie jest pokazywanie ludzi jako typów coś symbolizujących, lecz ich psychologii, ich autentycznych uczuć. Widzimy tutaj całą historię poprzez charakter Isy. Stąd bierze się absolutnie przekonująca prawda o wnętrzu psychicznym tej dziewczyny.
TR: - Powiedzmy więc, kim jest Isa. To dwudziestolatka o wielkim poczuciu wolności, z niczym i z nikim nie związana, bardzo optymistycznie patrząca na świat. Nie jest z nikim skłócona, nie jest zbuntowana, nie bierze narkotyków, nie pije alkoholu. Znajduje się co prawda trochę na marginesie, ale nie dlatego, że społeczeństwo ją odrzuciło, lecz dlatego, że tam się czuje najswobodniej.
ZK: - Idzie o to, że ona naprawdę jest niezależna. Przyjeżdża do robotniczego Lille, a cały jej bagaż to niewielki plecak. Jeżeli się pochodzi z dobrego domu, jeżeli się odziedziczyło po tatusiu gotówkę, jeżeli się ma wykształcenie, wygląda się inaczej. To jest dziewczyna, która tego wszystkiego nie ma, ale ma siebie samą i swój niezależny charakter. Nie jest przy tym osobą upokorzoną albo dającą się wykorzystywać.
TR: - A jednocześnie robi to w taki sposób, że choć nie zostaje wpuszczona na koncert, ów wykidajło się w niej zakochuje. Druga dziewczyna, Marie, nie patrzy już tak optymistycznie na świat. Jest przeciwieństwem Isy.
ZK: - Tak, ale jej los również obserwujemy oczami Isy. Isa, która jest zainteresowana życiem, wciąga się w pomoc dla dwóch osób. Jedną z nich jest dziewczyna leżąca w szpitalu w agonii, po katastrofie samochodowej. Isa odwiedza ją, pozorując, że jest jej przyjaciółką.
TR: - Tymczasem wcale jej nie zna. Po prostu opiekuje się mieszkaniem tej dziewczyny pod jej nieobecność.
ZK: - Zresztą zostaje później z niego usunięta, bo matka chorej zginęła w tym samym wypadku. Drugą osobą, którą opiekuje się Isa, jest Marie - nerwowa, słaba, neurasteniczna, z poczuciem nieszczęścia życiowego, nie potrafiąca sobie dać rady z codziennością; jej los jest zresztą tragiczny. Nasza Isa usiłuje pomóc jednej i drugiej. Kino dociera do nas ostatnio głównie przez świetnie robione spektakle hollywoodzkie, a tu nagle przywołano hasło nowej fali, żeby film się nie zaczynał i nie kończył.
TR: - Mówił pan, że wyzwolenie nowej fali polegało na rezygnacji z sentymentalizmu i propagandy, tymczasem ostatnia scena tego filmu, kiedy widzimy Isę w fabryce, po przejściach z tymi dwiema podopiecznymi, stanowi wymowne zakończenie.
ZK: - Tak, kamera przesuwa się od niej, uczącej się pracować w montażowni elektronicznej, do innych podobnych jej dziewcząt. Drugiej, trzeciej, czwartej, piątej. I nagle pojawia się coś, co moglibyśmy nazwać propagandą - los dziewczyny z proletariatu w cywilizacji, gdzie pieniądz ma ogromną siłę. O dziwo, ten film staje się argumentem w obronie ludzi, którzy - tak jak Isa - starają się żyć we współczesnym świecie na własną rękę i są zagrożeni przez sytuację społeczną.
TR: - Na szczęście to film francuski, a nie amerykański, więc przynajmniej tego wszystkiego, co pan powiedział, nie słyszymy w postaci wykładu podbitego pompatyczną muzyką i na tle łopoczącego gwiaździstego sztandaru...
Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.