Salon zadufanych

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z Julianem Kornhauserem, poetą
Krzysztof Lisowski: - Pańska najnowsza książka "Postscriptum. Notatnik krytyczny" to nie tylko gorące zapiski o naszej współczesności literackiej, ale również rzecz proponująca wyjątkowo krytyczne, nieufne przyglądanie się życiu artystycznemu i literackiemu. Jest pan krytykiem niezależnym, wypowiadającym się dość rzadko.
Julian Kornhauser: - Tak naprawdę nie wiem, czy to jest niezależność, czy może raczej chęć przywrócenia jakiegoś porządku. Z tym nie jest najlepiej. Prym wiodą przecież mało przekonujące hierarchie środowiskowe, stereotypowe opinie, nieprzejrzyste interpretacje. Nic więc dziwnego, że często omawiam utwory czy poglądy, które chcę oczyścić z narzuconej im samowolnie etykietki. Albo wybieram do opisu książki mało jeszcze rozpoznane, a warte omówienia. To niewątpliwie wynika z przekory, ale także z mojego poczucia obiektywizmu, jakkolwiek by to śmiesznie zabrzmiało.


Julian Kornhauser - prozaik, tłumacz i krytyk literacki. Poeta związany z generacją 68, członek grupy poetyckiej Teraz. Współtwórca Nowej Fali. W latach 90. wydał "Wiersze z lat osiemdziesiątych" (1991 r.), "Strategię serbskiej awangardy" (1991 r.), "Wątki polskie we współczesnej literaturze serbskiej i chorwackiej" (1993 r.), "Literatury zachodnio- i południowosłowiańskie XX w. w ujęciu porównawczym" (1994 r.), "Dom, sen i gry dziecięce" (1995 r.), "Międzyepokę" (1995 r.), "Kamyk i cień" (1996 r.), "Lament nad Sarajewem - antologia poezji bośniackiej" (1996 r.), "Postscriptum" (1999 r.). Laureat między innymi Nagrody Fundacji Kościelskich i Nagrody im. Andrzeja Bursy.

- Piętnuje pan w swej książce między innymi rodzaj środowiskowego czy związanego z danym pismem nepotyzmu. Czy rodzaj autoreklamy stosowany na przykład przez redaktorów "Zeszytów Literackich" uważa pan za niestosowny? Jakie formy promocji literatury przy obecnej agresywności mediów wydają się panu właściwe i zarazem skuteczne?
- Ośmieszyłem towarzyską strategię "Zeszytów Literackich", bo przyjęto ją z nabożeństwem, bez sprzeciwu. W dodatku zaczęto ją kojarzyć z nowofalowym rozdawnictwem wartości, co wydawało mi się nie na miejscu. Uznałem ten rodzaj tworzenia hierarchii, ów dziwny parnasizm duchowy za pożyteczny w czasach emigracji, ale po 1990 r. - omyłkowy. Jeśli zaś chodzi o promocję, przede wszystkim apeluję o większy umiar. Krytyką literacką zajęli się młodzi twórcy, ze zrozumiałych względów entuzjastycznie nastawieni do nowości. Brakuje chyba - jak to było kiedyś - ludzi spoza środowiska, umiejętnie wyłapujących talenty, nie traktujących en bloc całej nowej literatury jako pożywki dla nigdy nie nasyconych mediów. Natomiast krytycy, którzy od wielu lat aktywnie uczestniczą w życiu kulturalnym, często ulegają naciskom swojego otoczenia lub odgrywają się na innych za nieprzystające do ich wyobrażeń hierarchie. Ta środowiskowość krytyków, łącznie z dziennikarską pogonią za sensacją, w rezultacie nie sprzyja właściwej, czyli rzetelnej, wiarygodnej promocji literatury.
- Jak ocenia pan stan świadomości i metody działania dzisiejszej krytyki literackiej? Czy z pisanego wspólnie z Adamem Zagajewskim "Świata nie przedstawionego" jakieś wymogi wobec pisarzy i krytyków są jeszcze do zrealizowania?
- Wbrew temu, co powiedziałem przed chwilą, z krytyką literacką w Polsce nie jest najgorzej. Można się spierać o metody i poglądy, ale trudno zaprzeczyć, że w ostatnich latach pojawiło się wiele różnorodnych, także politycznie, książek o literaturze lub częściowo związanych z problematyką literacką. To oczywiście rezultat otwartości kulturalnej, o którą nam notabene chodziło w "Świecie nie przedstawionym". Chyba nigdy nie było tak bogatego żniwa. Czasem nawet książki o literaturze są lepsze od niej samej. To dobrze świadczy o kondycji krytyki i sytuacji współczesnej kultury. Jako czytelnik sam chętnie sięgam po takie książki, bo nie tylko wzbogacają moją wiedzę o literaturze, ale dają poczucie współuczestnictwa w czymś ważnym, choć nie do końca sprawdzonym.
- Czy uważa pan, że zastosowanie w "Postscriptum" takiej mieszanki gatunkowej - wywiady z panem, mini- recenzje, syntezy, felietony, polemiki - zachęci czytelnika do sięgnięcia po książkę krytyczną?

Czasem książki o literaturze są lepsze od niej samej. To dobrze świadczy o kondycji
krytyki i sytuacji współczesnej kultury


- Mam nadzieję. Po raz pierwszy sięgnąłem po taką sylwiczną formę. Może dlatego, że nie jest to zwykła książka krytycznoliteracka. Wpisałem w nią przecież także wątki poniekąd autobiograficzne. Przedstawiłem w niej siebie jako twórcę, głęboko zanurzonego w życie literatury, jednocześnie oceniającego i interpretującego innych. To raczej rzadka postawa. Sądziłem, że warto ją opisać. I nie za pomocą ciągłej narracji, lecz pośrednio, poprzez wiązkę różnych wypowiedzi, rozmaitych stylów. Chciałem w pewnym stopniu pokazać proces rodzenia się świadomości krytycznej, która wcale nie musi być przeszkodą w pracy twórczej. Często przecież tak się uważa: pisarz nie może być dobrym krytykiem, a krytyk - spełnionym pisarzem. Ale to mit.
- Rozprawia się pan ze zjawiskami w naszej literaturze sztucznie "nadętymi" albo ośmiesza je pan, dotyczy to na przykład niektórych dzieł generacji trzydziestolatków, a raczej ich krytycznoliterackich rozbiorów.
- To, z czym polemizuję, ma swój początek w medialnej nadrzeczywistości. Kreowanie gwiazd, sztuczne hierarchie, pospieszne oceny. Potępianie w czambuł literatury "starych". Wiara w nowatorstwo i cudowne odkrycia. Wywiady z autorami jednej książki. Układanie nie opartych na jasnych kryteriach list bestsellerów. Pośpiech, taniocha, powtarzanie sądów za innymi. Doszukiwanie się na siłę w wielu wierszach, powieściach "metafizyki", religijnej aury, awangardowości. Tymczasem spokojnie, spokojnie... Nie da się ot tak sobie wykreować arcydzieła. Nie można mówić o przełomie, nie biorąc pod uwagę niezbyt odległej tradycji. Tylko z porównania z nią wyniknie jakaś historyczno- literacka prawda. Sądy zawieszone w próżni, tworzenie po kilku latach od debiutu całych syntez - nie tędy droga. Rozumiem, że potrzebny jest jakiś alternatywny kanon, ale bez przesady.
- Rzadkością dziś jest "postawa obywatelska" krytyka. Pochyla się pan z uwagą nad programem lektur szkolnych, komentuje kandydatury do nagrody Nike, różne ankiety, obchody znamiennych rocznic. Czy wierzy pan w to, że czytanie literatury, jej właściwe rozumienie zaczyna się już przy szkolnym doborze lektur?
- Notuję wszystko, co jest ciekawe, ale i drażniące. Nie tylko literatura mnie zajmuje, lecz także to, co się z nią wiąże. Przyglądam się pisarzom i ich krytykom, zwracam uwagę na rolę literatury w społeczeństwie. Jestem uczulony na wszelki fałsz, pozerstwo, grę układów. Czy to jest pośrednio nauka czytania? Oczywiście. Ma pan rację, już w szkole zaczyna się właściwie lub niewłaściwie przygotowywać do rozumienia literatury. W tej dziedzinie jest jeszcze wiele do zrobienia. Począwszy od sposobu nauczania, a skończywszy na doborze lektur, od najdawniejszych do naszych czasów. Jaki tu panuje bałagan! Ile dziwnych decyzji!
- Jakich autorów i książki przeoczyliśmy w ostatnich latach?
- Rozumiem, że to też jest aluzja do "Postscriptum", gdzie zwracam uwagę na wiele książek nie docenionych, na autorów ciągle pomijanych, bo wygodnie wymieniać tylko kilka nazwisk, nie wysilać się. W ostatnich moich lekturach na pewno zrobiły na mnie wrażenie następujące: debiuty poetyckie Cezarego Zalewskiego "Wyjeżdżaj w nocy", Marcina Kurka "Monolog wieczorny", Jacka Gutoro- wa "Wiersze pod nieobecność". Świetny tom wierszy Jana Kaspra "Miasto nad wodą" - kontynuacja wcześniejszej "Śmierci wizjonerów" (to poeta wciąż mało doceniony). Mógłbym tu wymienić jeszcze więcej utworów. Moim zdaniem, zdecydowanie za mało pisano o nowych tomach Jarosława Markiewicza "Papierowy bęben", Andrzeja Titkowa "Zapisy, zaklęcia", Janusza Stycznia "Groza wtajemniczenia" czy "W stanie płynnym" Urszuli Kozioł. Z książek eseistycznych wymieniłbym trzy, a właściwie cztery książki Jana Prokopa o PRL-owskiej kulturze, niezmiernie ciekawą miniprozę Jerzego Pluty, drukowaną w jego "domowym" piśmie "Przecinek". Mógłbym tworzyć taką listę bez końca, ale nie o to przecież chodzi. To na pewno kwestia mojego gustu i wyboru. Ale być może również sygnał, że tyloma ciekawymi książkami zajmuje się tak mało krytyków.

Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Rozmawiał: