Po co nam młodzi

Dodano:   /  Zmieniono: 

Kilka miesięcy temu, tuż po wyborach samorządowych, chciałem zatrudnić w urzędzie młodych mieszkańców naszego miasta i zaprosić ich do wspólnego realizowania ambitnego i rozwojowego programu. Okazało się, że nie ma na to szans. Aby zostać naczelnikiem jakiegokolwiek wydziału w urzędzie, w jakiejkolwiek gminie, należy wykazać się co najmniej pięcioletnim stażem pracy udokumentowanym umową o pracę.

Młodzi ludzie, którzy nie skończyli 30 lat, ale mają świetne kompetencje i doświadczenie nabyte w ramach umów śmieciowych lub wynikające z prowadzenia własnych firm, w świetle prawa nie nadają się do pracy w urzędzie. Młody architekt, który prowadził własną firmę, zna kilka języków, ma wygrane branżowe konkursy i mnóstwo chęci do pracy na rzecz swojego miasta, nie ma szans na realizację marzeń. Jego dziesięcioletnie doświadczenie w prowadzeniu firmy jest mniej warte niż pięcioletnie zatrudnienie na umowę o pracę na stanowisku portiera.

Ktoś powie – kolejny absurd i bubel prawny. Problem jest jednak większy. To brak systemowych pomysłów na wspieranie zatrudniania młodych. Rynek pracy w większości małych i średnich miast opiera się na administracji, handlu, usługach i w najlepszym przypadku zagranicznych montowniach, które poza kiepskimi płacami nie oferują niczego, na czym zależy młodym.

Dlatego nie dziwi fakt, że blisko połowa młodych ludzi chce wyjechać z Polski. Co ich może zatrzymać? Atrakcyjne miejsca pracy i niskoczynszowe mieszkania pod wynajem. W wielu gminach przez lata włodarze zajmowali się wyprzedażą wszystkiego, co gminne. W ten sposób samorządy pozbywały się najlepszych gruntów pod inwestycje i najlepszych działek pod budownictwo mieszkaniowe. Teraz taka polityka przynosi owoce. Zgniłe.

W większości spotkań z potencjalnymi inwestorami obok burmistrza zasiadają właściciele agencji nieruchomości, którzy często dysponują jedynymi terenami pod inwestycje. Czy takiemu agentowi zależy na ściągnięciu do miasta najlepszego z punktu widzenia mieszkańców pracodawcy? Nie. Bierze pod uwagę głównie swój interes. Stąd tyle galerii i sklepów wielkopowierzchniowych, które oferują największe pieniądze za grunt.

Podobnie rzecz się ma z mieszkaniami. Kwoty wynajmu za nie są najczęściej nieosiągalne dla młodych na dorobku. Rynek nieruchomości podzielony między lokalnych właścicieli mieszkań jest hermetyczny. Jak to zmienić? W prosty sposób. W Niemczech i Czechach to władze samorządowe skupują od osób prywatnych grunt pod inwestycje i budownictwo wielorodzinne i to władze występują w roli gospodarza w rozmowach z inwestorem. Tam dba się o profil inwestycji i ściąga się tylko takie, które są korzystne dla mieszkańców i lokalnej gospodarki. Można? Pewnie, że można... �

* Burmistrz Nysy

Więcej możesz przeczytać w 33/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.