Polityka Samarancha

Polityka Samarancha

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak zdobyć prawo do organizacji igrzysk olimpijskich?

Zakopane kosztem 1,3 mln USD wykreowało się na nieobliczalnego zawodnika z tupetem. Na kongresie MKOl tylko ono pozwoliło sobie na żart z Juana Antonio Samarancha, przedstawiając jego karykaturę. Poprad zainwestował 4,2 mln USD i przywiózł najliczniejszą kapelę ludową. Zrozpaczone trzecią porażką szwajcarskie miasto Sion wydało na przygoto- wanie swojej kandydatury 15 mln USD i mówi: dość. Czy sposób na zdobycie prawa do organizacji igrzysk olimpijskich nie istnieje?
Pod pięciogwiazdkowy hotel w Seulu podjeżdża luksusowa limuzyna. Wysiada z niej ubrany w biały arabski strój Ahmad Al-Fayad Al-Sabah, prezydent bogatej korporacji z pól naftowych Kuwejtu i jeden z dwóch najmłodszych członków MKOl. W swoim kraju stworzył federację żeglarską, jest szefem związków piłkarskiego, strzeleckiego, wioślarskiego oraz prezydentem narodowego komitetu olimpijskiego. Do Korei przyjechał wyłącznie po to, by wziąć udział w wyborze gospodarza zimowych igrzysk. Musi wiedzieć, że Alpy są większe niż Tatry, że z Helsinek do Lillehammer wcale nie jest tak blisko, jak reklamują Finowie, że w Słowenii nie słychać odgłosów walk o Kosowo i że milionowy Turyn może być lepszym gospodarzem niż małe miasto Sion. Nie jest to proste zadanie ani dla szejka z Kuwejtu, ani dla pozostałych członków MKOl. Co trzeci z nich pochodzi z kraju, którego mieszkańcy w życiu nie widzieli śniegu, a saneczkarstwo mogą uprawiać jedynie na bananowych skórkach.
Jakimi więc kryteriami kierują się członkowie MKOl? Doświadczenie Szwajcarów pokazuje, że nie wystarczy dysponować świetnie przygotowanymi obiektami, mieć ponadstuletnie tradycje narciarskie i doświadczenia związane z dwukrotnym ubieganiem się o igrzyska. Nie decydują o tym zasługi dla sportów zimowych i finansowe gwarancje rządu. Zwycięstwa nie zapewnią też autostrady i duże lotnisko, z którego w ciągu godziny można dotrzeć do wioski olimpijskiej. To wszystko jest istotne dla sportowców i samych zawodów, ale nie gwarantuje prawa do zorganizowania igrzysk. Sion nie pomogło nawet to, że Szwajcarzy tworzą niemal całe biuro MKOl w Lozannie i mają czterech swoich przedstawicieli w komitecie.
Mimo że w olimpijskiej retoryce wciąż pobrzmiewają hasła o odnowie idei olimpijskich i ograniczeniu komercjalizacji, gdy nadchodzi czas kongresu, córka Un Yong Kima, wiceprezydenta Koreańskiego Komitetu Olimpijskiego, oskarżanego o korupcję, znów otrzymuje kontrakt na koncert fortepianowy. Gdy zbliża się termin głosowania, członkowie MKOl pozostają przy starych metodach. Wybierają bogatych, mających poparcie potężnych firm. Burmistrz Zakopanego Adam Bachleda-Curuś nazwał to "spłatą zobowiązań". Za kandydaturą Turynu kryła się narciarska stacja Sestiere, pozostająca pod opieką FIAT-a i rodziny Agnellich. Trzeba było też usatysfakcjonować silnych Włochów, którzy - pokonani przez Ateny - przegrali w rywalizacji o organizację letnich igrzysk w roku 2004.
Członkowie komitetu często głosują przeciw, a nie za. Niekiedy na złość. Tak było prawdopodobnie w Seulu. Skarcenie pewnych siebie Szwajcarów może być zemstą na Marku Hodlerze, który ujawnił aferę korupcyjną. W pierwszej kolejności oskarżał między innymi Włochów, doprowadził do usunięcia dziesięciu członków MKOl i skompromitował pozostałych.
Juan Antonio Samaranch stworzył z ruchu olimpijskiego gigantyczne przedsiębiorstwo. MKOl prawa do transmisji telewizyjnych z ostatnich igrzysk w Nagano sprzedał za 513,5 mln USD. Program TOP IV, mający gromadzić fundusze od igrzysk w Nagano do Sydney, zagwarantuje ok. 500 mln USD. Komitet przyznaje się, że pod koniec ubiegłego roku jego aktywa sięgały 359 mln USD, a dochód przewyższył koszty i wydatki o prawie 40 mln USD. Finansowy sukces Samarancha paradoksalnie doprowadził jednak do największego kryzysu w historii tej organizacji. MKOl skostniał, traci zaufanie, wielu zawodników woli dziś zarabiać w zawodowych imprezach niż walczyć o medale. Samaranch nie jest już tym przebojowym działaczem, który na początku swej kadencji prawo do organizacji igrzysk odważył się przyznać Korei, nie będącej wówczas jeszcze ani bogatym, ani demokratycznym państwem. Dziś Samaranch nie wie, w jakim kierunku powinien się rozwijać ruch olimpijski. Konta rosną, ale jest to jedyna rzecz, z którą MKOl nie ma kłopotów.
Jak zatem w tej sytuacji zdobyć prawo do organizacji igrzysk? Można mieć świetne wyciągi i wysokie góry, ale bez uczestnictwa w sportowej polityce, bez poparcia bogatych korporacji i bez swoich ludzi w międzynarodowych związkach sportowych każdy kandydat pozostanie jedynie kibicem, którego MKOl będzie zachęcał do dalszych starań, lecz nie da mu nadziei na sukces. Członkowie komitetu powinni wprawdzie szukać nowych regionów dla sportów zimowych, ale turystyczne lobby z krajów alpejskich nie chce słyszeć o konkurencji w narciarskim biznesie. Ta zresztą nie jest zbyt duża: w Seulu prezentowały się trzy kandydatury alpejskie, dwie tatrzańskie i jedna z Finlandii, gdzie nie ma gór.
Więcej możesz przeczytać w 27/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.