Kochać kata

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ostatnia wola młodszej o dwadzieścia trzy lata od Hitlera Ewy Braun brzmiała: mojej przyjaciółce w spadku proszę przekazać obrączkę oraz koszulę nocną, którą miałam na sobie w czasie nocy poślubnej
Nie ma wątpliwości: warto słuchać tego, o czym i co mówi Jan Nowicki. Wie, o czym mówi. Ufa nie teorii, lecz temu, co z wcielania jej w życie wynika. Nieżyczliwy powie o nim niebezpieczny relatywista rozumny, życzliwy dostrzeże zwyczajną życiową mądrość. Nie ma w niej pobożnych życzeń, jest wiara w doświadczenie. Dlatego naprawdę warto - jak mają w zwyczaju mawiać panowie Najsztub i Żakowski - przysłuchiwać się wypowiadanym przez niego zdaniom bez względu na to, czy są akurat prowokacją, jawną nieprawdą czy szczerym wyznaniem. Każda z tych intelektualnych możliwości zawiera dużą dawkę najszlachetniejszej prawdy o życiu właśnie, czyli o nas.

Warto słuchać Nowickiego, zwłaszcza gdy to, o czym mówi, dotyczy obyczajowego stereotypu. Ostatnio pytany w telewizyjnym programie "Zwierzenia kontrolowane" o to, czy podziela opinię, że prawdziwy mężczyzna powinien zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna, odpowiedział: dom powinno się podpalić, drzewo wyrwać z korzeniami, a synowi dać w głowę. Co to bowiem za sztuka zbudować dom, wystarczy przemycić spirytus i mieć na niego pieniądze, drzewa powinien sadzić ogrodnik, a syna może spłodzić - przepraszam za wyrażenie - każdy idiota. Obrazoburcze? Nie, prawdziwe.
"Czuję niesmak, kiedy kobiece geniusze wiążą się z wyznawcami przemocy. Czy największa śpiewaczka naszego stulecia Maria Callas musiała się zakochać w najbardziej niesympatycznym kapitaliście, a Romy Schneider ulegać mężczyznom, którzy zrobili z niej żebraczkę?" - pyta Volker Elis Pilgrim na pierwszych stronach książki "Mów do mnie "pani Hitler". Kobiety jako ozdoba i maska narodowego socjalizmu". Wywodząc na kolejnych stronach tezę, że krytyka kobiet współwinnych nawet biernego uczestnictwa w przemocy to nic innego jak krytyka patriarchatu, którego właściwością jest to, że zarówno córki, jak i synowie cierpią na chroniczny brak ojca. Według Pilgrima, brak więzi z ojcem i bliskość matki czynią z synów wyznawców przemocy, z córek natomiast kobiety, które będąc zafascynowane takimi mężczyznami, wiążą się z nimi. Jako dowód w sprawie przyjrzał się towarzyszkom życia nazistowskich wodzów: Magdzie Goebbels, Ewie Braun i dwóm żonom Göringa - Emmy i Carin.
Pani Goebbels jeszcze jako pani Quandt "uparcie walczyła o większą samodzielność dla siebie, chociaż wolność Amerykanek, które przez dłuższy czas obserwowała, wydawała się jej zbyt duża. Wyznała nawet, że nie życzyłaby sobie takiego nadmiaru emancypacji i że kobiety powinny uznać w pewnym stopniu autorytet mężczyzn. Amerykanki niezbyt chętnie słuchały takich opinii. Amerykanie podziwiali jej szyk i klasę".
Syndrom Magdy Goebbels to - według Pilgrima - "klasyczna gospodyni domowa: model właściwy dla wszystkich grup społecznych od najniższej do najwyższej. Kobieta w patriarchacie rozwija się bez przeszkód, jak roślina pokojowa". Żyła więc pani Goebbels w cieniu swego męża i w niezmiennej adoracji Hitlera. Otoczona gromadką dzieci własnych i tych z poprzednich związków. Raz tylko wyraziła się krytycznie o swoim Josephie, gdy ten zdradził ją na oczach całego "świata" z aktorką filmową Lidą Baarovą.
Z kolei Ewa Braun to - jak twierdzi Pilgrim - "podporządkowana wyrobnica, która ma tyle sprytu, że do samego końca dobrze kieruje swoimi sprawami". Ostatnia wola młodszej o dwadzieścia trzy lata od Hitlera Ewy, wyrażona krótko przed samobójstwem, brzmiała: mojej przyjaciółce w spadku proszę przekazać koszulę nocną, którą miałam na sobie w czasie nocy poślubnej, i obrączkę. W obliczu śmierci najbardziej dumna była z tego, że w końcu doprowadziła "prawdziwego" mężczyznę do małżeństwa. Gdy Hitler zapytał Emmy Göring w dniu jej ślubu o najskrytsze marzenia, usłyszał: "Chciałabym, aby mój mąż był aktorem (... ). Wówczas bylibyśmy razem nie tylko prywatnie (...), ale także na polu zawodowym. Moglibyśmy wspólnie pracować i stać obok siebie na scenie i zawsze bylibyśmy razem". Szkoda, że nie dodała, jaki repertuar dramatyczny odpowiadałby tej krwawej parze.
Podobno syndrom Emmy Göring to: "przypadek charakterystyczny dla kobiet, które same budują własną tożsamość, zdobywają pozycję w społeczeństwie, są wykształcone. Wywalczyły sobie finansową i życiową niezależność od mężczyzny". Mimo to - co dla wielu jest niezrozumiałe - bez sprzeciwu wchodzą w cień, jaki roztacza ich pan i władca.
Inaczej rzecz miała się z Carin Göring, pierwszą żoną Göringa, która - według autora książki - tylko na pozór zgadzała się "na związek z mężczyzną-burzycielem", bowiem tak naprawdę czuła się jak w potrzasku. Na szczęście dla niej samej przedwcześnie odeszła z tego świata.
Ciekawie brzmi w tym miejscu spostrzeżenie Pilgrima, z którego wynika, że całkowitemu i bezkrytycznemu podporządkowaniu się mężczyźnie nie sprzyja jeszcze jedna okoliczność. Mianowicie "córki swoich matek z powodu braku ojca nie rozumieją mężczyzn, nie pragną więc też mężczyzny jako partnera". Ale pana i władcy. "Tajemnica ich wzajemnego przyciągania polega na stałym krzyżowaniu się obcych im ról. Do zdeformowanej dziewczęcości syna doskonale pasuje nie zrealizowana chłopięcość córki swojej matki". I tak źle, i tak niedobrze. A co by na to powiedział Jan Nowicki? Zaryzykuję... Prawdziwe kobiety to te, które nie kpią z "miękkości" własnych mężczyzn, a prawdziwi mężczyźni? Po pierwsze - tych jest mniej, a po drugie - prawdziwi mężczyźni to ci, którzy nie boją się silniejszych od siebie kobiet. Nawet jeśli przyszło im w życiu być nie katem, lecz władcą.
Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.