Radni zaradni

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce problemem nie jest wysokość dochodów osiąganych przez zawodowych polityków, lecz raczej zbyt duża ich liczba
"Radny bezradny" - mówiono w czasach, gdy samorządność lokalna była fikcją. Teraz w Polsce kilkadziesiąt tysięcy ludzi żyje głównie z tego, że zajmuje się pracą na rzecz kochanej ojczyzny - w ostatnich wyborach samorządowych o 64 tys. mandatów walczyło 300 tys. obywateli.

Problem polega na tym, że radni sami sobie ustalają wynagrodzenie za pracę. A że nie lubią fałszywej skromności, więc się wysoko cenią. Toteż Komitet Ekonomiczny Rady Ministrów zaakceptował projekt rozporządzenia, które ma ograniczyć dochody w samorządach. Oburzeni samorządowcy mówią, że z zarobków powinni ich rozliczać wyborcy. Zwolennicy ograniczania płac wskazują, że kontrola ze strony wyborców jest fikcją, a wysokie apanaże kompromitują ideę samorządności. To zdanie, a tym samym inicjatywę rządu, podziela aż dwie trzecie Polaków. Tymczasem wydaje się, że problem nie tkwi w wysokości dochodów - bo te powinny jednak być na tyle atrakcyjne, żeby przyciągać ludzi energicznych - lecz w liczbie zawodowych polityków. Skrajnym przykładem pozostaje stolica, którą rządzi kilkuset radnych, choć wystarczyłoby trzydziestu. W ubiegłym roku Donald Tusk, wicemarszałek Senatu z rekomendacji UW, postulował ustawowe ograniczenie tak liczby radnych, jak i senatorów RP, wskazując, że tych ostatnich może zastąpić grupa ekspertów prawników. Propozycja jakoś nie spotkała się z żywiołową radością pozostałych wybrańców narodu. Czy nie byłoby jednak lepiej, żeby - zamiast odgórnie żonglować wysokością wynagrodzenia i przeróżnych dodatków radnych z Wądołów Wielkich - zastanowić się nad tym, jak ilość przemienić w jakość?


Więcej możesz przeczytać w 33/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.