Cieplarniane szaleństwo

Cieplarniane szaleństwo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie ma naukowej debaty na temat teorii ocieplenia klimatu. Jej zwolennicy nie chcą słyszeć o żadnych wątpliwościach, a sceptycy wolą milczeć, żeby nie stracić pracy.

Zakończona w ubiegłym tygodniu konferencja klimatyczna w Paryżu miała doprowadzić do międzynarodowego porozumienia, które pozwoliłoby ograniczyć ocieplenie klimatu o 2 st. C. Zwolennikom teorii o niekorzystnych zmianach klimatycznych, spowodowanych przez działalność człowieka, udało się bowiem przekonać niemal wszystkie rządy na świecie, że jeśli nie ograniczy się stosowania paliw kopalnych i emisji CO2, ocieplenie klimatu zagrozi przyszłym pokoleniom. Politycy i zarazem obrońcy środowiska tacy jak Al Gore, były wiceprezydent USA, a obecnie założyciel organizacji Climate Reality Project, wzywają więc do inwestowania w kosztowną energię odnawialną, przekonując, że 99 proc. światowych naukowców zgadza się z teorią globalnego ocieplenia. Tak jednak nie jest. Według sondażu przeprowadzonego dwa lata temu przez magazyn „Forbes” tylko 36 proc. biorących w nim udział naukowców uznało, że teoria ocieplenia klimatu, spowodowana przez zwiększoną emisję CO2, jest prawdziwa. Sęk w tym, że sceptyczni naukowcy boją się w tej sprawie zabierać głos, a dziennikarze, którzy próbują nagłośnić ich opinie, ryzykują utratę pracy.

WOLNOŚĆ SŁOWA NA RT

Debata na temat teorii globalnego ocieplenia praktycznie zamarła, a najlepiej świadczy o tym przypadek Philippe’a Verdiera, francuskiego dziennikarza i byłego już szefa serwisu meteorologicznego w telewizji France 2. Na kilka tygodni przed rozpoczęciem szczytu klimatycznego w Paryżu został zwolniony z pracy za napisanie książki „Climate Investigation” (po pol. „Śledztwo w sprawie klimatu”). Stwierdził w niej m.in., że wieszczenie katastrofy z powodu zmian klimatycznych jest rodzajem zbiorowego szaleństwa i że najgorliwsi zwolennicy teorii o ociepleniu klimatu publikują fałszywe dane. Na wiadomość o zwolnieniu Verdier powiedział, że spotkała go kara za skorzystanie z prawa do wolności wypowiedzi. Znalazł wielu obrońców, m.in. w internecie, gdzie na portalu Change.org zbierano podpisy pod petycją o przywrócenie go do pracy. Jednak najbardziej praktyczne wyrazy poparcia przyszły z zupełnie innej strony, co, notabene, powinno było podziałać jak zimny prysznic na wszystkich zwolenników uciszania sceptyków klimatycznych. Kilka dni temu, już w czasie paryskiego szczytu, dziennikarz nadał swój pierwszy program na antenie... Russia Today France. W dodatku zadeklarował, że jest szczęśliwy, bo „może pracować bez cenzury”. Rosji Putina jest łatwo występować w tej sprawie w roli obrońcy wolności słowa, bo niewiele ją to kosztuje. I tak od lat jest ostro krytykowana w zachodnich mediach za bagatelizowanie kwestii zmian klimatycznych. Prezydent Putin uważa podobno, że teoria o ociepleniu klimatu jest globalnym oszustwem, które ma zablokować rozwój przemysłowy Rosji.

O JEDEN ARTYKUŁ ZA DALEKO

Naukowcy, którzy mają odwagę podważać argumenty zwolenników teorii ocieplenia, nie mogą liczyć na taką bezkarność jak prezydent Rosji. W ubiegłym roku przekonał się o tym profesor American University w Waszyngtonie, Caleb Rossiter. Został zwolniony z pracy w prestiżowym think tanku Institute for Policy Studies, ponieważ stwierdził na łamach dziennika „Wall Street Journal”, że teoria globalnego ocieplenia nie jest naukowo udowodniona. Konserwatywne amerykańskie media nazwały go nawet kolejną ofiarą „klimatycznego mccartyzmu”. Rossiter dowiedział się o zwolnieniu z e-maila, w którym wyjaśniono, że jego poglądy na temat klimatu są niezgodne z linią IPS. Co właściwie tak zbulwersowało IPS? Rossiter argumentował w swoim artykule, że Afrykanie, tak jak Amerykanie, powinni mieć możliwość korzystania ze zróżnicowanych źródeł energii, także z paliw kopalnych. „Lewica chce zatrzymać proces industrializacji, nawet jeśli okaże się, że hipoteza o katastrofalnym ociepleniu klimatu z winy człowieka jest fałszywa” – napisał Rossiter w „WSJ”.

Zwolnienie Rossitera miało miejsce zaledwie kilka tygodni po innej aferze rozpętanej przez krytyków teorii globalnego ocieplenia. W maju 2014 r. znany szwedzki meteorolog, prof. Lennart Bengtsson, zrezygnował z zasiadania w brytyjskim think tanku Global Warming Policy Foundation. To prawda, jest to szczególny instytut, bo bada skutki, m.in. gospodarcze, polityki prowadzonej przez rządy, w celu powstrzymania ocieplania klimatu, ale jak się okazało, nie dlatego Bengtsson odszedł. Znalazł się pod ostrzałem zielonych, którzy zarzucali mu niewłaściwe poglądy. W liście, który można przeczytać na stronie GWPF, Bengtsson napisał, że nacisk, który na niego wywierano, stał się nie do zniesienia: „Jeśli miałoby to trwać, nie mógłbym prowadzić moich naukowych badań i zacząłbym się obawiać o moje zdrowie, a nawet o bezpieczeństwo”.

UKARAĆ NEGACJONISTÓW

Nie wszystkim wystarcza wyrzucanie sceptyków klimatycznych z pracy. Dwa miesiące przed paryskim szczytem do prezydenta Baracka Obamy wpłynął list, podpisany m.in. przez Kevina Trenbertha, amerykańskiego fizyka specjalizującego się w badaniu atmosfery, w którym znalazł się postulat wprowadzenia kar za negowanie zmian klimatycznych. Na pomysł, jak karać w praktyce, wpadł z kolei demokratyczny senator Sheldon Whitehouse. Zwrócił uwagę, że można się posłużyć istniejącą już ustawą RICO (po ang. Racketeer Influenced and Corrupt Organizations Act), która okazała się skuteczna w rozprawieniu się z przemysłem tytoniowym. Jego zdaniem klimatyczni sceptycy zachowują się właśnie tak jak producenci papierosów, których w 1999 r. oskarżono o celowe oszukiwanie opinii publicznej w sprawie zagrożeń związanych z paleniem tytoniu.

Politycy przekonani o szkodliwości badań prowadzonych przez tzw. negacjonistów szukają także innych sposobów wywarcia na nich nacisku. W marcu br. demokratyczny kongresmen z Arizony Raúl Grijalva rozesłał do siedmiu amerykańskich uniwersytetów pisma z prośbą o ujawnienie prywatnej korespondencji naukowców, którzy publicznie podważają teorię globalnego ocieplenia. Wprawdzie dość szybko się z tego wycofał, uznając, że posunął się za daleko, ale nadal domaga się od uczelni informacji na temat ewentualnego finansowania sceptyków przez firmy związane z przemysłem energetycznym. Kongresmen spotkał się z ostrą krytyką środowiska naukowego. Amerykańskie Stowarzyszenie Meteorologiczne wydało nawet oświadczenie, w którym nazwało śledztwo Grijalvy niepokojącym sygnałem. Krytycznie wypowiadali się też zwolennicy teorii ocieplenia klimatu. Eric Steig, profesor specjalizujący się w nauce o Ziemi z uniwersytetu w Waszyngtonie, a także bloger portalu Real Climate, stwierdził wręcz, że działania kongresmena przypominają czasy McCarthy’ego. �

©� WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE

Więcej możesz przeczytać w 51/2015 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.