Grzybobranie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Podczas gdy wielu polskich rolników coraz częściej i głośniej narzeka na brak opłacalności produkcji czegokolwiek, uprawa pieczarek przynosi spore zyski, w dodatku stwarza możliwości rozwoju przez długie lata
Najlepsi krajowi wytwórcy szczycą się kilkudziesięcioprocentową rentownością produkcji. Rodzi się jednak pytanie: skoro ta działalność jest opłacalna, dlaczego rolnicy nie zajmą się nią, dlaczego dzisiaj uprawiamy mniej tych grzybów niż pod koniec lat 80.?
W warunkach nieefektywnej gospodarki lat 70. pieczarkarstwo stało się jednym z najbardziej lukratywnych zajęć. Obsesyjnie traktowany przez rządzących wzrost eksportu w celu pozyskiwania dewiz sprawił, że roztoczyli oni nad branżą parasol ochronny. System kontraktacji zapewniał zaopatrzenie w deficytowe wtedy środki produkcji - węgiel i koński nawóz - gwarantował też odbiór pieczarek od plantatorów. Swą rewelacyjną kondycję pieczarkarstwo zawdzięczało jednak przede wszystkim kosmicznemu czarnorynkowemu kursowi dolara i państwowym dotacjom do środków produkcji. Z czasem uprawą pieczarek zaczęli się trudnić rolnicy indywidualni i firmy polonijne. - Za kilogram grzybów kupowałem trzy kilogramy najlepszej krajowej kiełbasy - wspomina Józef Chodor z Okonka, od dwudziestu lat zajmujący się ich produkcją. Za tonę pieczarek (jeden zbiór w pieczarkarni średniej wielkości) można było kupić nowego fiata 126p (dzisiaj w skupie producent za tonę uzyska nie więcej niż 3,5 tys. zł).
Plantatorzy korzystali z dobrej koniunktury. W rekordowym 1988 r. wyeksportowali 40 tys. ton pieczarek. Ceny grzybów rosły w tym czasie o 60 proc. szybciej niż inflacja. Początek transformacji, wycofanie się państwa z wspierania tej działalności i zmniejszenie eksportu spowodowały drastyczny spadek opłacalności produkcji. Doprowadziło to do zmniejszenia podaży ze 100 tys. ton pod koniec minionej dekady do 65 tys. w 1992 r.
Okazało się, że pozbawieni państwowej pomocy polscy plantatorzy nie radzą sobie na wolnym rynku - uzyskują bardzo niskie plony. Warunki, w jakich uprawiano pieczarki, a także wykorzystywane do tej pory podłoże - nawóz koński - uniemożliwiały wydajniejszą produkcję. Rolnicy musieli inwestować w unowocześnienie swych manufaktur. Mimo wielu lat prosperity, większość z nich nie miała na to funduszy, gdyż zarobione pieniądze przeznaczyli na poprawę warunków bytowych - wybudowali wille i kupili wygodne samochody. Banki zaś niechętnie udzielały pożyczek. Mimo wszystko, po załamaniu na początku mijającej dekady, branża się rozwija.
Uprawą pieczarek w Polsce zajmuje się 4,5 tys. firm i gospodarstw. Ich przychód szacuje się na 300 mln zł rocznie. Krajowa produkcja przekroczyła 80 tys. ton (połowa grzybów trafia za granicę). W branży tej pracuje przynajmniej 15 tys. osób. Łączna powierzchnia upraw przekracza 1,1 mln m2. Można zatem przyjąć, że przeciętna wielkość pieczarkarni wynosi 250-300 m2.
Czy z takiego poletka można wyżyć? W Polsce z metra kwadratowego zbiera się jednorazowo 18-20 kg grzybów (w Holandii dwa razy więcej). Pieczarkowe żniwa odbywają się cztery, pięć razy w roku, co oznacza, że z metra kwadratowego uzyskuje się 80 kg pieczarek. Zakładając, że przeciętna powierzchnia ich uprawy wynosi 300 m2, a cena kilograma w skupie sięga 3,2 zł, roczny przychód gospodarza wynosi 76,8 tys. zł. Przy rentowności 20-40 proc. dochód brutto przekracza więc 15 tys. zł. Kwotę tę trzeba pomniejszyć o kilkaset zł zryczałtowanego podatku dochodowego, jaki płacą rolnicy. Takie zarobki (niejednokrotnie muszą zapewnić przetrwanie kilkuosobowej rodzinie) nie pozwalają na akumulację kapitału. Pieczarkarnia średniej wielkości może zatem jedynie zagwarantować przetrwanie.
- Nie wszyscy rolnicy uzyskują tak wysokie dochody. Niektórzy plantatorzy wegetują lub wręcz dopłacają do swej działalności. Zarabiają ci, którzy stosują nowoczesne technologie, na przykład wykorzystują pasteryzowany kompost - mówi Jan Świetlik z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa w Warszawie. W rezultacie część plantacji upada, inne są przejmowane przez lepszych gospodarzy, co sprzyja koncentracji produkcji.
Budowa pieczarkarni o powierzchni uprawy 500 m2 (zapewnia spokojną egzystencję) wymaga zainwestowania 50 tys. zł. Mniej więcej tyle otrzymuje górnik odchodzący z kopalni. Górnik rolnikiem? Dlaczego nie, zważywszy że jeszcze w latach 80. Górny Śląsk należał do regionów, w których produkowano najwięcej pieczarek. Szukający nowego zajęcia mogą łączyć swe kapitały. Zainwestowanie trzech odpraw wystarczy - zdaniem znawców - na uruchomienie bardzo nowoczesnego przedsiębiorstwa (1-1,5 tys. m2 powierzchni upraw), które przy zachowaniu reżimu technicznego winno zagwarantować szybką akumulację kapitału, umożliwiającą rozwój firmy i wygodne życie.

Polska jest piątym pod względem wielkości producentem pieczarek w Europie

Największą przeszkodą ograniczającą rozwój branży jest właśnie brak pieniędzy na inwestycje. - Przynajmniej przez kilkanaście najbliższych lat nie musimy się obawiać, że spadnie zapotrzebowanie na krajowe pieczarki - twierdzi Leszek Ejsmont, współwłaściciel poznańskiej firmy Holco, zajmującej się przetwórstwem grzybów. Jego zdaniem, Polska ma niemal nieograniczone możliwości zwiększania eksportu. Na wschód od nas pieczarki uprawia się dopiero w Chinach. Możemy więc podbić ogromny rynek wschodni. Producenci z byłych województw kieleckiego i bialskiego, gdzie pieczarkarstwo w ostatnich latach rozwijało się szczególnie szybko, po ubiegłorocznym załamaniu powoli odbudowują swą pozycję w krajach WNP.
Ponadto wykorzystujemy zaledwie połowę z wynoszącego 36 tys. ton kontyngentu na eksport przetworzonych pieczarek do Unii Europejskiej (w wypadku świeżych pieczarek nie ma ograniczeń). Powód jest prozaiczny - zbyt mała produkcja. Luka wynosi 18 tys. ton pieczarek blanszowanych (27 tys. ton świeżych). Aby ją zlikwidować, trzeba zwiększyć podaż o jedną trzecią. Nie powinno to doprowadzić do znacznych obniżek cen w kraju, ponieważ towar trafiłby za granicę. Z prostego rachunku wynika, że liczba pieczarkowych gospodarstw może wzrosnąć nawet o 2 tys.
Kolejne rezerwy tkwią w wielkości krajowego spożycia. Rocznie zjadamy zaledwie kilogram pieczarek, o 0,5 kg mniej niż dziesięć lat temu. Niemcy i Francuzi spożywają ich czterokrotnie więcej. Tymczasem nad Wisłą koszt produkcji kilograma tych grzybów wynosi 3 zł - o połowę mniej niż na Zachodzie.
Co zatem zrobić, by wykorzystać pojawiające się szanse? Przede wszystkim należy zwiększyć plony i częstotliwość zbiorów. Wiąże się to z zainstalowaniem urządzeń klimatyzacyjnych w pieczarkarniach. Latem większość rolników musi przerwać uprawę z powodu zbyt wysokiej temperatury. Wskutek tego firma Interchamp w Ruchocicach (obok Holco największy przetwórca pieczarek w kraju) przez kilka miesięcy wstrzymuje produkcję. Latem cena świeżych pieczarek ciągle rośnie o kilkadziesiąt procent, a i tak pojawiają się problemy z ich kupnem.


Uprawą pieczarek zajmuje się w Polsce 4500 firm i gospodarstw

Dobre perspektywy tej branży w Polsce zaczynają dostrzegać banki i zagraniczni przedsiębiorcy. Te pierwsze coraz bardziej angażują się w finansowanie pieczarkowych inwestycji. Drudzy otwierają w Polsce swe firmy. Właścicielami większości akcji Holco i Interchampu są zachodni inwestorzy. Polsko-holenderska spółka Okechamp kosztem 40 mln zł wybudowała w Borucinie (województwo wielkopolskie) nowoczesną pieczarkarnię i kompostownię. Pieniądze na ten cel pożyczył Kredyt Bank.
Obiekty wzniesiono niedaleko zachodniej granicy i Szczecina. To idealne położenie, gdyż właściciele mają zamiar zdobyć rynek niemiecki i Skandynawię.W dodatku klimat jest tu łagodniejszy niż na wschodzie kraju. - Inwestycja powinna się zwrócić w ciągu trzech, pięciu lat - szacuje Roman Frąk, prezes zarządu i współwłaściciel spółki Okechamp. Dzisiaj jego przedsiębiorstwo zatrudnia 170 osób z okolicznych wiosek. - Dla miejscowych (w gminie Okonek bezrobocie sięga 25 proc.) podjęcie pracy w spółce było jedyną szansą zdobycia stałego zajęcia. Wielu zatrudnionych przyszło prosto z urzędów pracy. Zamiast zasiłków lub zapomóg od państwa, otrzymują od nas ponad 800 zł miesięcznie - wylicza Roman Frąk.
Zyskało również kilkuset rolników, którzy mają zapewniony zbyt słomy, potrzebnej do produkcji kompostu. Po otworzeniu zakładu w Borucinie powstały trzy nowe sklepy. Budowa nowoczesnej kompostowni zachęciła też okolicznych producentów pieczarek do rozwoju działalności, gdyż obniżyły się koszty uprawy, a ponadto spółka oferuje dobre podłoże do produkcji (jedna trzecia wytwarzanego kompostu zaspokaja potrzeby firmy, resztę kupują plantatorzy). W ubiegłym roku Józef Chodor w swych dwóch pieczarkarniach (każda o powierzchni 200 m2) zainstalował klimatyzację. Teraz stawia dwa nowe obiekty podobnej wielkości. Jego inwestycję wspiera miejscowy oddział Banku Gospodarki Żywnościowej.
- Producenci powinni z sobą współpracować, wspólnie zajmując się transportem i sprzedażą pieczarek. Tylko łącząc siły, rolnicy będą równorzędnym partnerem dla dużych, także zachodnich, sieci handlowych. Unikną pośredników przechwytujących dużą część zysków - uważa Jan Świetlik. Na razie eksport świeżych pieczarek wygląda mniej więcej tak: wielu producentów wiezie towar niewielkimi furgonami na nocny rynek do Berlina. Oferując dużą ilość jednego dnia, sprawiają, że cena spada. Brak organizacji wykorzystują niemieccy pośrednicy.
- Nie ma sensu kopiować zachodniego modelu pieczarkarstwa. Wykorzystujmy naszą specyfikę; to, co inni uważają za naszą słabość. Niższe koszty produkcji, oszczędne nawożenie chemikaliami i ekologiczne uprawy - to nasze atuty - podkreśla Leszek Ejsmont.

Więcej możesz przeczytać w 36/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.