Cyrk życia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Marek Nowakowski nie jest optymistą, ale rozpaczy też nie znosi
Marek Nowakowski wydał kolejną książkę - "Prawo prerii" - należącą do tego nurtu jego twórczości, który nazywa raportem, zapisem, sprawozdaniem. Są to krótkie utwory, pisane stylem niemal telegraficznym, przywołujące konkretne fakty, powszechne i zwyczajne, budzące zarówno śmiech, jak i grozę.
Z tych niby drobnych obserwacji jawi się nasza Polska dzisiejsza, nowa a zarazem dawna, interesująca i straszna, zabawna i niebezpieczna. Kraj, który Nowakowski widzi jako ogromny cyrk życia, pełen ryzyka, okrucieństwa, czarnego humoru. Niegdyś nasi artyści widzieli Polskę jako teatr ogromny, w którym historia reżyserowała kolejne dramaty narodowe. Dzisiaj pisarz współczesny patrzy na rzeczywistość jak na cyrk i jego książka ma formę szybkich, reflektorowych błysków. Pojawiają się w nich Polscy klowni, którzy na ogół mają się za bohaterów.
Na 170 stronach mieści się w tej książeczce 46 mini- opowiadań, które przypominają pracę kamerą filmową. "Ujęcie" twarzy, krótkiego dialogu, fragmentu zachowania, a wszystko to zamknięte tytułem pomysłowym, dosadnym, puentującym jednym lub dwoma słowami sens (najczęściej - niestety - bezsens) przedstawionego zjawiska. Od czasu "Raportu o stanie wojennym" Nowakowski wyspecjalizował się w sztuce kronikarsko-telegraficznego pisania o rzeczywistości, która właśnie się dzieje, jeszcze nie ucukrowała się jak figa, nawet nie dojrzała jak nasza polska papierówka. Nie można znaleźć dla niej formy ogólnej, będącej propozycją diagnozy, epickim widzeniem całości. Nowakowski pisze tylko tyle i aż tyle; nie ryzykuje pospiesznych uogólnień, podejmuje natomiast osobistą odpowiedzialność za swoje ostre, bardzo ostre, wprost ohydnie ostre spojrzenie. Jakby miał specjalną soczewkę i specjalną duszę nie oszczędzającą nikogo (siebie też nie oszczędza). Niegdyś, jako młody pisarz, kochał swoich starych złodziei, kloszardów, odmieńców, fantastów. Teraz wszelka miłość wydaje mu się trudniejsza, a poza tym nie ma kogo kochać! Tamci ludzie zniknęli, a na ich miejsce pojawiły się błazeńskie gęby cynicznych cwaniaków.
Jeszcze pojawia się w opowiadanku "Mikado" typowy kloszard warszawski, który "nauczył się nie mieć niczego i nie chcieć niczego". Ale wolna, kapitalistyczna ojczyzna zafudnowała mu zupełnie inne życie, zniszczyła jego dawną wolność, bo nie był to człowiek, który kiedykolwiek czuł nad sobą panowanie komunizmu. Odkąd na "głównym socjalistycznym placu do parad i zgromadzeń powstało targowisko i wyrosły rzędy bud", Mikado włączył się w nerwową bieganinę handlową. Pomagał, nosił paki, sprzątał, był na usługi. Dostawał za to jedzenie, nawet ciuchy. Czasami odzywał się w nim "zew krwi", rzucał miotłę, handlarzy, plac; chwytał go dawny trans, pił, szukał włóczęgów, śmieciarzy, obdartusów, ale oni już go nie chcą, są nieufni. Mikado pije samotnie, a wódka i życie nie mają dla niego smaku. Wraca na plac, znów uwija się jak fryga, łapie jakiś pieniądz, zgubił jednak na zawsze dawne szczęście człowieka, który nie musiał mieć niczego.
Wcale nie trzeba być aż kloszardem, żeby poczuć, że odmiana wartości uczyniła z nas innych ludzi, niekoniecznie szczęśliwych. Włączeni w bieg po sukces, zobowiązani do robienia karier i pomnażania pieniędzy, ruszyliśmy pędem ku dobrobytowi. Jednym się udawało i wkręcali się w spiralę coraz to nowych pożądań: nowej willi, młodszej żony, nowocześniejszych sprzętów wszelakiego rodzaju. Nowakowski pokazuje to w swych ostrych, reflektorowych błyskach i pojawiają się gęby zawistnych, prymitywnych dorobkiewiczów. Można zapytać: dlaczego Nowakowski pokazuje małych ludzi, zamiast zachwycić się tuzami polskiego biznesu, nową elitą, która dźwiga kraj ku świetlanej przyszłości? Niechby nam stworzył współczesnego Wokulskiego, co się nie tylko pieniędzmi, ale i nauką fascynował, o pięknej kobiecie nie wspominając. Mądrych i wrażliwych pracoholików dziś nam nie brak, a ich życie wewnętrzne też bywa bogate (w sensie przeżyć, nie tylko forsy). Marek Nowakowski jednak ani myśli jąć się takiego budującego zadania. Nigdy nie lubił takich zadań, zawsze interesował go zupełnie inny świat. Poza tym może nie jest pewien, jaką przyszłość gotuje sobie człowiek, dążący do pieniędzy i kariery. Kto okaże się prawdziwą elitą, kto hucpiarzem, kto zaś otrze się o przestępstwo?
Nowakowski nie jest optymistą, ale rozpaczy też nie znosi. Stara się zachować zdrowy umiar, zwłaszcza jeśli chodzi o konstrukcję formy literackiej. Forma, na której Nowakowskiemu tak bardzo zależy, trzyma w ryzach jego duchową skłonność do zauważania przede wszystkim ohydy i rozkładu. Poczucie humoru (czarnego oczywiście!) dodaje książce uroku. Oto opowiadanie pod reklamowym tytułem: "Wash and go!".
"Czas to pieniądz. Wash and go! Umyj się, wyszoruj i do czynu! Rześki i wonny ruszaj zdobywać świat. Każdy więc gna. (...) Nie ma wolnych rytmów. Nie ma dziwaków, oryginałów. Ani śladu takich. A kiedyś... Wielu takich było. Bezinteresowni, dziwni perypatetycy. Teraz żadnego już nie widuję. Powymierali. Może są już za starzy, niedołężni i zmęczeni. Nie wiem. Otacza mnie zabiegany tłum przechodniów. Zmusza do podobnego pośpiechu. Dopiero po dłuższej chwili uświadamiam sobie, że biegnę jak inni, niesiony tą rwącą rzeką. Wash and go! Upokorzony zwalniam kroku i idę po dawnemu".
Wraca do domu i, na szczęście, pisze po dawnemu, jak twórca nie biegnący za modą, za wydumaną nowoczesnością. Wash and write! Powoli, poprawiając po dziesięć razy, wątpiąc i wierząc w życie, w literaturę, w siebie.

Więcej możesz przeczytać w 37/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.