Uzależnieni od adrenaliny

Uzależnieni od adrenaliny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rowerowe zjazdy na złamanie karku, wspinaczka po lodospadach, spływy rwącymi rzekami, loty na paralotniach na wysokości kilku tysięcy metrów
Tradycyjne dyscypliny sportu bledną w porównaniu z dzisiejszymi wyczynami miłośników sportowego "odjazdu", "czadu", niebezpieczeństwa. Mają już oni swój język, czasopisma, popkulturę, nawet własne, ekstremalne igrzyska. - Życie coraz szybciej przecieka nam przez palce. Mamy coraz mniej czasu i jednocześnie coraz więcej do zrobienia. Schematy, które dotychczas obowiązywały, już się przejadły. Sporty rozpalające niegdyś naszą wyobraźnię dziś wydają się nudne - wyznaje Miłosz Kędracki, zapalony bikeboardowiec.

- Łatwe i nudne życie, które dopadło bogatsze grupy społeczeństwa, zachęca do polowania na emocje - tłumaczy fascynację szalonymi sportami psycholog Janusz Czapiński. - Coraz częściej odkrywamy w sobie pragnienie balansowania na krawędzi, podświadomie zaczynamy tęsknić za naturalnymi zagrożeniami. Nie wystarcza nam ryzyko finansowe, emocje związane z pracą, gra na giełdzie, nawet szybka jazda samochodem. Tęsknimy za ryzykiem czysto fizycznym.
Downhill to najbardziej niebezpieczna odmiana kolarstwa. Potrzebny jest specjalny rower za kilkanaście tysięcy złotych, wyposażony w opony z kevlaru, amortyzatory warte tyle, co dobrej klasy rower górski, oraz hamulce hydrauliczne. Specjalny strój wzmocniony tworzywami sztucznymi ma chronić zawodnika przed gałęziami i otarciem o skałę. Do tego kask za kilkaset złotych oraz pancerz na kręgosłup (komplet ochraniaczy kosztuje co najmniej tysiąc złotych). Amator downhillu tuż przed startem wygląda jak gladiator z koszmarnej dobranocki, któremu nie brakuje niczego z wyjątkiem odrobiny wyobraźni.
Najlepsze w Polsce miejsca do rowerowych zjazdów to Szczyrk, Polanica, Ustroń, Szklarska Poręba. W Krynicy na Górze Parkowej zorganizowano na początku roku piąte zawody w snowdownhillu, zimowej odmianie tego sportu. Na dole czekała karetka i ekipa goprowców ze specjalnymi noszami do zwożenia rowerzystów z urazami kręgosłupa. Zawodnicy pędzili w dół z prędkością kilkudziesięciu kilometrów na godzinę. Siedmiokilometrową słynną trasę Kamikaze Trial w masywie Sierra Nevada w Kalifornii najlepsi downhillowcy pokonują latem z prędkością ponad 100 km na godzinę.
Pod koniec lipca tego roku najwięcej uwagi poświęcano kanioningowi - ekstremalnej konkurencji polegającej na spływie po rwących rzekach z wodospadami. Znana firma turystyczna Adventure World zorganizowała wyprawę w Alpach szwajcarskich. Z powodu nagłego wezbrania wody doszło do tragedii: zginęło ponad 21 uczestników ekspedycji (w tym 14 Australijczyków). Co roku kanioningowi w potoku Saxetenbach oddaje się kilka tysięcy turystów, ale takiego wypadku jeszcze nie zanotowano.
Najlepsze warunki do uprawiania tej dyscypliny są we Francji i Szwajcarii. W Polsce praktycznie nie ma odpowiednich miejsc; najbliższe wodne wąwozy znajdują się w Austrii. W pobliżu miejscowości Lofer każdy turysta może zamówić "popołudnie z kanioningiem". Dostanie specjalną grubą piankę chroniącą przed zimnem, kask i buty. Zabawa polega na spływie wśród wyżłobionych przez wodę skał, skokach z kilku metrów do ukrytych w lesie oczek wodnych. Bardziej doświadczeni amatorzy zjeżdżają na linie, wykorzystując techniki wspinaczkowe. Kanioningowa wyprawa na jeden z górskich dopływów rzeki Saalbach kosztuje w Lofer niewiele ponad 200 zł od osoby. Firmy francuskie, organizujące całodniowe ekspedycje dla kilkuosobowych grup, żądają ok. 160 zł.
Bliźniaczą dyscypliną jest hydro speed (wildwater swimming). Odważny turysta za niecałe 180 zł otrzymuje piankę, kask, płetwy i specjalną deskę, na której spływa na leżąco, z głową zwróconą w dół rzeki. Ostrożniejsi wybierają rafting - rajd pontonowy. Całodniowa wycieczka kosztuje w Austrii od 150 zł do 170 zł.
Na Florydzie wymyślono wakeboard - połączenie snowboardu z nartami wodnymi. Zawodnik pędzi za motorówką na krótkiej, szerokiej desce. Specjalnie obciążona maszyna napędzana co najmniej stukonnym silnikiem tworzy za sobą spore fale, na których amator wakeboardu wykonuje ewolucje. Sama deska kosztuje od 1,5 tys. zł do 3 tys. zł. Silnik zużywa prawie 20 litrów paliwa na godzinę.
- Popularność sportów ekstremalnych bierze się głównie z tego, że wbrew pozorom nie są one zarezerwowane tylko dla wąskiej grupy profesjonalistów. Nie każdy może być Michaelem Jordanem, ale praktycznie każdy może zamówić ekscytujący rejs pontonem lub popisywać się na snowboardzie. W tych konkurencjach liczy się samo uczestnictwo, a nie tylko walka o czołowe miejsca. To przyczyniło się do wzrostu popularności ekstremalnych konkurencji, na czym korzystają dziś sportowe stacje telewizyjne - zauważa Piotr Ławacz, psycholog społeczny. - Miłośnicy niebezpiecznych dyscyplin chcą odreagować, oderwać się od nudy i schematu, chcą zaimponować. Są młodzi, na co dzień zapracowani, lubią wyzwania. Pracują w szalonym tempie i w takim samym tempie chcą wypoczywać.
W Stanach Zjednoczonych organizowane są igrzyska sportów ekstremalnych X Games. Zawodnicy wspinają się po sztucznych lodospadach, na złamanie karku pędzą na rolkach po ulicach San Francisco, robią salta na rowerach, uprawiają skoki bungee. Patronat nad imprezą objęła stacja telewizyjna ESPN. W czerwcu tego roku w kilkunastu konkurencjach wystartowało ponad 400 zawodników, na żywo imprezę oglądało kilkaset tysięcy kibiców. Trzy kanały t elewizyjne (w tym ABS) zarezerwowały w swoich ramówkach dla X Games ponad 36 godzin. Pula nagród dla uczestników sięgnęła miliona dolarów. - Igrzyska sportów ekstremalnych nie są marginalną imprezą dla kilku szaleńców, ale prawdziwym show i wielkim przedsięwzięciem marketingowym - mówi Renata Piszczek, która zwyciężyła we wspinaczce na czas. W swojej konkurencji Polka pokonała 25-metrową ścianę w 20 sekund, bijąc dotychczasowy rekord tego obiektu. Otrzymała medal i 9 tys. dolarów. Za rok na X Games wystartuje Tomasz Oleksy, student AWF z Krakowa, tegoroczny zwycięzca zawodów o Puchar Świata we wspinaczce. - Wspinanie sportowe jest dziś tak popularne, że powoli zatraca wizerunek sportu ekstremalnego. We Francji sztuczne ściany są już w szkołach i przedszkolach - mówi Tomasz Oleksy.
W kraju działa kilkanaście prywatnych szkół wspinaczkowych. - Czasem im więcej wypadków w górach, tym więcej osób zgłasza się na kurs, przeważnie uczniowie i studenci - mówi Piotr Drobot, instruktor. - Tygodniowy kurs skałkowy (pierwszy stopień wtajemniczenia) kosztuje 450-500 zł. Kurs tatrzański - od 1400 zł do 1800 zł (za dwa, trzy tygodnie, zależnie od pogody panującej w górach). Podstawowy sprzęt osobisty dla początkującego amatora kosztuje ok. 900 zł, dzień pracy przewodnika wspinaczkowego, który poprowadzi klienta na skalnym szlaku, to wydatek przekraczający 300 zł.
Wiosną tego roku Europa pozazdrościła Ameryce zawodów X Games i zorganizowała w Alpach francuskich imprezę Mad Masters, podczas której przy muzyce techno i hip hop rywalizowano w narciarstwie szybkim, dowolnym, kolarstwie górskim na śniegu, snowboardzie i paraglidingu. Patronem imprezy był młodzieżowy program telewizyjny "Youth Only Zone". W lutym przyszłego roku w Vermont, ojczyźnie snow- boardu, odbędzie się kolejna edycja Winter X Games. Ponad 200 zawodników rywalizować będzie między innymi w zimowej odmianie kolarstwa górskiego, lodowej wspinaczce i ekstremalnym narciarstwie. Co jeszcze wymyślą uzależnieni od potężnych zastrzyków adrenaliny?
Kolarstwo wysokogórskie - Tadeusz Kudelski (zginął w tym roku, schodząc z Mount Everestu) zabrał rower na szczyt Kilimandżaro. Wysokogórski sprint - Francuz Jean-Christoph Lafaille w ciągu 72 godzin niemal wbiegł na dwa wierzchołki ośmiotysięcznego masywu Gasherbrum w Himalajach, bez tlenu i lin poręczowych ułatwiających wspinaczkę. Dwie australijskie alpinistki pobiły rekord szybkości na słynnej drodze wspinaczkowej The Nose na El Capitan w dolinie Yosemite. Pionową trasę pokonały w 16,5 godziny. Najwięksi ryzykanci rezygnują z liny i wspinają się bez asekuracji - Alain Robert, który wdrapał się na hotel Victoria, za zdobycie wieżowca otrzymuje od sponsorów kilkanaście tysięcy dolarów. Japończyk Mitsuro Oba zapłacił odmrożeniem palców nóg za pierwszy w historii samotny marsz przez zamarznięte Morze Arktyczne. Francuz Thierry Bielak żeglował na desce windsurfingowej z prędkością 84 km na godzinę.
Eric Scoffer, paralotniarz i alpinista, postanowił zdobyć czternaście ośmiotysięczników i jeśli dopisze pogoda, będzie wracał w doliny na specjalnej paralotni. Francuz Denis Cortella przeleciał w Alpach na paralotni 195 km. Po siedmiu godzinach szybowania wylądował w szwajcarskim Gstaad. Nie pobił jednak rekordu należącego do Thomasa Puthod, który pokonał wcześniej trasę o 30 km dłuższą.
- W Polsce cztery tysiące osób ma licencję pilota paralotni, stu instruktorów szkoli nowicjuszy w 30 szkołach latania - mówi Bartosz Kozina z krakowskiej firmy Swing. - Siedmiodniowy kurs kosztuje 500-700 zł. Na własne skrzydło trzeba przeznaczyć od 4,5 tys. zł do 6,5 tys. zł. Konieczny jest jeszcze spadochron zapasowy (600-1200 zł) oraz specjalna uprząż. Najlepsze warunki do latania są w Szczyrku, górze Żar, w Kowarach, Tatrach i Trójmieście. Na nizinach wielu amatorów korzysta ze specjalnych wyciągarek przyczepianych do samochodu. Rekord świata w locie na odległość wynosi 300 km, rekord Polski - 130 km.
- Miłośnicy ekstremalnych sportów nie potrafią siedzieć przed telewizorem z nogami założonymi na fotelu, więc kupują paralotnię lub drogi rower górski. Najpierw jeżdżą po parku, później po górach, potem chcą zjeżdżać z wysokich szczytów. Mają głód adrenaliny, przyzwyczajają się do pierwszej dawki i znów szukają nowych, jeszcze większych emocji - dodaje Piotr Ławacz. - To swoisty nałóg pełniący funkcję kosztownej i wyszukanej tabletki relaksującej, która jednak w pierwotnej dawce działa przeważnie dość krótko.
Więcej możesz przeczytać w 37/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.