Wolnoamerykanka czy pojedynek?

Wolnoamerykanka czy pojedynek?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Być może interes państwa wymaga kilku szybkich rozpraw honorowych, które walnie ułatwiłyby i przyspieszyły proces rekonstrukcji rządu
Mimo że nasz światek polityki dostarcza nam ostatnio sporo emocji, coraz częściej żałuję, że odszedł w przeszłość obyczaj pojedynku. Dzisiejszym konfliktom personalnym brak wykończenia, zamykającego rzecz całą w sposób ostateczny i nieodwołalny. A jeszcze nie tak dawno, bo w Drugiej Rzeczypospolitej, było to całkiem możliwe.

Nie jestem w stanie zaprezentować dzisiaj dobrego prawniczego eseju o pojedynku, bo w moim bibliotecznym bałaganie zawieruszyło się gdzieś podstawowe źródło naukowe. Mam na myśli pracę doktorską znanego profesora prawa karnego Witolda Świdy o pojedynku z punktu widzenia polityki kryminalnej, ogłoszoną drukiem w latach dwudziestych. W małej rozprawce było sporo ciekawych rozważań historyczno-prawnych oraz dane o najgłośniejszych w Polsce pojedynkach. Z rozprawy doktorskiej prof. Świdy kpili czasami w PRL jego młodsi koledzy po fachu, ale zupełnie nie mieli racji.
W przedwojennych pracach nad kodyfikacją polskiego prawa karnego pojawiał się problem, co zrobić z pojedynkiem. Czy zgodnie z tradycją uprzywilejować sytuację pojedynku, czy też całą sprawę pominąć jako oczywisty anachronizm. Mimo iż ten drugi pogląd przeważał wśród autorów polskiego projektu, komisja Ministerstwa Sprawiedliwości wprowadziła do ostatecznej wersji kodeksu karnego z 1932 r. przepis art. 238, który brzmiał następująco:
§1. Kto w pojedynku zabija człowieka albo zadaje mu uszkodzenie ciała, podlega karze więzienia do lat 5 lub aresztu.
§2. Sekundantów sąd może uwolnić od kary.
Lektura wywodów przedwojennych komentatorów kodeksu jest zajęciem dość zabawnym, ale pouczającym. Wacław Makowski podkreśla, że polski kodeks karny - w przeciwieństwie do ustawodawstwa z czasów zaborów - nie przewiduje karalności pojedynku, w którym nie dochodzi do opisanych w ustawie skutków, Juliusz Makarewicz zwraca uwagę, że sąd może sprawcę zabicia w pojedynku skazać na siedem dni aresztu, a sprawcę lekkiego uszkodzenia ciała na kilka lat więzienia. Według Makowskiego, ,,nawet umówiona i z zachowaniem umówionych warunków odbyta walka na karabiny, strzelby myśliwskie, na cepy, kłonice lub noże nie będzie korzystała z przywilejów pojedynku". Podobnego zdania jest Leon Peiper, wskazujący przykładowo ,,rzucanie granatami, strzelanie śrutem, walkę na sztylety".
Zarówno profesorowie Makarewicz i Makowski, jak i adwokat z Przemyśla, dr Leon Peiper, dość niechętnie komentują przepis o pojedynku. Można odnieść wrażenie, że nie byli oni entuzjastami uprzywilejowania zwyczaju rozprawy honorowej z bronią w ręku kosztem interesu państwa, które przecież zmierza do usunięcia wszelkich form samodzielnego wymierzania sobie sprawiedliwości. Nie jestem jednak pewien, czy nie zmieniliby zdania, gdyby obserwowali polską scenę polityczną 60 lat później. Mimo niechęci do pojedynkowego barbarzyństwa, mogliby uznać, że to właśnie interes państwa wymaga kilku szybkich rozpraw honorowych, które walnie ułatwiłyby i przyspieszyły proces rekonstrukcji rządu. Gdyby minister Pałubicki zdołał pokonać na udeptanej ziemi senatora Kozłowskiego, ministra Brochwicza i generała Petelickiego, to po odsiedzeniu siedmiu dni w areszcie wróciłby do swoich obowiązków służbowych bardzo wzmocniony i nikt nie miałby już żadnych wątpliwości co do jego kwalifikacji. Przeglądając stary kodeks karny, zauważyłem jeszcze jedną konstrukcję, która mogłaby nie tylko pomóc przeprowadzić zmiany w rządzie, ale podniosłaby także rangę i moc wiążącą umowy koalicyjnej AWS-UW. A oto przepis art. 229 dawnego kodeksu: ,,Kto zawiera umowę oddającą losowi rozstrzygnięcie pytania, która strona ma odebrać sobie życie, podlega karze więzienia do lat 5". Nie wiem, dlaczego ta instytucja zwie się pojedynkiem amerykańskim, a jej istotę tak wyjaśnia prof. Makarewicz: ,,Nie wystarczy wstąpienie do klubu samobójców, którego członkowie mają obowiązek co pewien czas po kolei odbierać sobie życie, kodeks ma na oku dwustronną umowę, formalnie zawartą (...). Treścią tej umowy ma być losowanie, kto ma odebrać sobie życie".
Więcej możesz przeczytać w 41/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.