Dawidowie i Goliaci

Dawidowie i Goliaci

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przez ostatni rok ordynacja wyborcza do parlamentu była narzędziem walki o wpływy tak w koalicji, jak i opozycji
Odpowiedni jej zapis może wyeliminować z gry nawet najlepszych polityków, jeśli oczywiście nie należą do jednego z dwóch największych ugrupowań: Sojuszu Lewicy Demokratycznej lub Akcji Wyborczej Solidarność. - Samą ordynacją nikt nie wygrał wyborów. Uchwala się ją na lata, a nie pod najbliższe wybory - powtarzają przed kamerami politycy wszystkich ugrupowań. - Przez ordynację niejeden przegrał, i to na własne życzenie - przypominają inni, wskazując na losy Porozumienia Centrum, które w 1993 r. zawzięcie i skutecznie walczyło o taki sposób wybierania posłów, który przyczynił się do zepchnięcia tej partii poza parlament.
W walce o kształt systemu wyborczego przestają obowiązywać tradycyjne czy formalne sojusze, a interesy rzeczywistych i potencjalnych koalicjantów okazują się często sprzeczne. W sejmowych kuluarach od dawna krążyły informacje o możliwości zawarcia w sprawie ordynacji porozumienia między SLD i AWS, gwarantującego tym ugrupowaniom miażdżącą przewagę w przyszłym parlamencie. Gdyby dziś odbyły się wybory parlamentarne według ordynacji większościowej, SLD samodzielnie stworzyłby rząd, a w Sejmie znalazłoby się, poza SLD i AWS, w najlepszym razie po kilkunastu przedstawicieli dwóch partii: PSL i UW. Na szczęście realizacja jakiegokolwiek z tych scenariuszy nam nie grozi. Ordynacja większościowa jest niemożliwa, gdyż - w myśl zapisów konstytucji - wybory do Sejmu są "powszechne, równe, bezpośrednie i proporcjonalne". Wariant pełnej proporcjonalności także nie będzie zrealizowany, bo żadnemu z obecnych w Sejmie ugrupowań dużych i średnich nie opłaca się likwidacja pięcioprocentowego progu wyborczego. Pozostaje więc złoty środek, czyli zachowanie choć częściowej proporcjonalności wyborów, a zarazem utrzymanie progu wyborczego. Pułapek jest jednak znacznie więcej.


Zanim wyborcy pójdą do urn, posłowie sami zadecydują o kształcie nowego parlamentu

Im więcej okręgów wyborczych i im mniejsza liczba mandatów do obsadzenia w okręgu, tym trudniejsza jest sytuacja średnich i małych partii. Ta zasada wyznacza pole przetargów. - Ordynacja musi przewidywać nie więcej niż 35 okręgów - uważa Mirosław Czech, sekretarz generalny Unii Wolności. - Możliwości kompromisu są niewielkie. Nasze propozycje to i tak ukłon w stronę średnich ugrupowań - tłuma- czy propozycję utworzenia 52 okręgów wyborczych Andrzej Urbańczyk, rzecznik Klubu Parlamentarnego SLD. Rzeczywiście, ta propozycja jest kompromisem, podobnie jak zapis o 50 okręgach wyborczych przyjęty przez AWS. Jeszcze kilka miesięcy temu politycy AWS i SLD poważnie zastanawiali się nad wprowadzeniem około setki małych, jedno- i dwumandatowych okręgów. Według polityków UW i PSL, średnie partie mają szansę tylko w okręgach, gdzie przewidziano więcej niż osiem mandatów. Dla partii posiadających dosyć jednorodny elektorat, takich jak UW czy PSL, małe okręgi są zabójcze także z innego powodu. Unia ma szansę na mandat w okręgu łączącym miasto i gminy wiejskie, bo dostanie sporą liczbę głosów w mieście, PSL - odwrotnie. Interesy tradycyjnych koalicjantów: SLD i PSL z jednej strony, AWS i UW z drugiej, okazały się w tym wypadku całkowicie odmienne. Polityczni giganci są ostrożni w forsowaniu korzystnych dla siebie projektów, nie walczą do ostatniej kropli krwi, bo przyszłość w polityce przypomina wróżenie z fusów - nie do końca wiadomo, jaki osiągnie się wynik i z kim przyjdzie tworzyć koalicję. Lepiej więc nie osłabiać siły potencjalnego sprzymierzeńca. Obecnie, przy spadających notowaniach popularności, AWS nie ma większych szans na samodzielne rządzenie po wyborach. - Proponowanie małych okręgów ma sens tylko wtedy, jeśli przyjmie się założenie, że można wygrać wybory i stworzyć rząd. Nie wiem, czy w tej chwili jest to przypadek AWS - tak eufemistycznie opisuje sytuację polityczną, w jakiej znalazła się akcja, Kazimierz Michał Ujazdowski, poseł AWS-SKL. Politycy akcji zdają sobie też sprawę, że przeforsowanie ordynacji eliminującej średnie partie mogłoby już doprowadzić do upadku koalicji i przetestowania nowych zasad przed 2001 r. Sukces może pozostać w sferze marzeń, więc nie widać powodów do "zjadania żaby". Do tego dochodzą kalkulacje poszczególnych stronnictw AWS. Własny projekt ordynacji zgłosili politycy Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, współtworzącego AWS. W ten sposób politycy jednego bloku forsują w tej samej sprawie dwa odmienne projekty ustaw. Umożliwia to dokonywanie przetargów wewnątrz akcji, zarazem jednak może wyborcom sugerować, że część konserwatywno-ludowych polityków akcji woli zostawić sobie drogę odwrotu. Ordynacja preferująca silniejsze ugrupowania utrudniłaby współtworzącym AWS partiom rezygnację z serdecznego uścisku Mariana Krzaklewskiego i samodzielne startowanie w wyborach. Zdecydowanie bardziej prawdopodobna byłaby dziś wygrana SLD i dlatego trudniej zrozumieć, dlaczego sojusz zrezygnował z boju o okręgi z dwoma lub trze- ma mandatami. Najbardziej prawdopodobnym wytłumaczeniem jest sprzeciw prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który sygnalizował, że nie życzy sobie wyraźnej polaryzacji sceny politycznej. Wedle krążących spekulacji, marzeniem prezydenta jest doprowadzenie do utworzenia koalicji SLD i UW, a do takiej nie dojdzie, jeżeli unię będzie stać co najwyżej na stworzenie koła poselskiego. Ponadto politycy lewicy zdają sobie sprawę, że wizja samodzielnego rządzenia jest prawdopodobna, lecz nie oczywista.
Jeszcze jednym polem walki pozostają "listy wodzów". - Utrzymywanie listy krajowej nie ma żadnego uzasadnienia - stwierdzają politycy SKL i PSL. Politycy UW i AWS powtarzają, że lista krajowa jest jedyną szansą zdobycia poselskiego mandatu przez wybitnych ekspertów czy polityków w inny sposób przydatnych w parlamencie (z listy krajowej wszedł do Sejmu między innymi Jerzy Buzek). Przeciwnicy stwierdzają, że eksperci mogą być utrzymywani z budżetów partii, a lista krajowa służy przede wszystkim politykom z Warszawy. W stolicy miejsc jest zbyt mało, a nie zawsze "desant warszawskiej brygady" jest dobrze widziany przez ambitnych kolegów z innych regionów.
Kompromis będzie prawdopodobnie oznaczał wprowadzenie wielomandatowych okręgów, nie tak wielkich jak chciałyby UW i PSL, ale gwarantujących tym partiom znaczącą obecność w parlamencie. Debata w Sejmie stanie się jednak okazją do pozyskania wyborczych głosów. Politycy Unii Wolności będą apelować o przyjęcie zapisu gwarantującego kobietom jedną trzecią miejsc na listach wyborczych, liderzy AWS ogłoszą konieczność wprowadzenia zapisu antykorupcyjnego, działacze PSL i SKL zajmą się tłumaczeniem, dlaczego należy zlikwidować listę krajową. Ţadna z kontrowersyjnych propozycji nie zyska pewnie poparcia większości, ale każda partia będzie miała swoje kolejne "pięć minut". I to niezależnie od wielkości.

Więcej możesz przeczytać w 42/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.