Prywatne Koleje Państwowe

Prywatne Koleje Państwowe

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak prywatne spółki spedycyjne wytransferowały setki milionów złotych z kasy kolei
Urząd Ochrony Państwa i prokuratura pełną parą prowadzą śledztwa w sprawie działalności poprzedniego zarządu PKP i spółek zależnych, premier zaś poprosił NIK o ponowne "wejście" do PKP. Wiadomo już, że sieć powiązań między różnymi osobami i kapitałami a spółkami PKP może doprowadzić do utraty kontroli nad tymi spółkami i przejęcia przez grupę biznesmenów niemal całego polskiego rynku spedycyjnego. Roczne obroty na tym rynku szacuje się na miliard złotych. Ostatnie działania wymiaru sprawiedliwości spowodowały zablokowanie kont spółek. Funkcjonariusze Straż Ochrony Kolei codziennie strzegą wejść do siedzib największych polskich firm spedycyjnych, gotowi do ich obrony. Pracownicy kolei mówią o stanie wyjątkowym w tej instytucji. Istotnie, wyjątkowe jest to, że PKP, firma stojąca na skraju bankructwa i zalegająca z wpłatami na ZUS, stała się źródłem zysków sięgających dziesiątków milionów dolarów. Nie wpływały one jednak do budżetu państwa, lecz na konta spółek zajmujących się spedycją. Pieniędzy tych nie sposób dziś odzyskać.
- Spodziewałem się, że przejmuję firmę z finansowymi kłopotami, że czekają mnie trudne rozmowy ze związkowcami, redukcje, restrukturyzacja, prywatyzacja, ale nie spodziewałem się, że będą tu wątki kryminalne - mówi Krzysztof Celiński, nowy dyrektor generalny PKP. Jedną z pierwszych decyzji nowego szefa kolei było odwołanie Zbigniewa Leśniaka, prezesa Viaferu, spółki założonej przed dziesięciu laty przez PKP. Viafer, należący w stu procentach do PKP, miał stworzyć holding spółek spedycyjnych. Tak powstały Kolsped, w którym Viafer miał 100 proc. udziałów, oraz Trade Trans - 50 proc. udziałów (pozostałe 50 proc. przypadło kontrahentowi austriackiemu). Obie spółki są dzisiaj liczącymi się na rynku firmami spedycyjnymi. Viafer miał też 25 proc. udziałów w Pol Rail, firmie utworzonej z kolejami włoskimi.
Przez wiele lat Viafer nie prowadził żadnej działalności, był jedynie "spinaczem" spółek i przekaźnikiem dywidend dla PKP. Kłopoty z Viaferem zaczęły się w 1997 r., kiedy odszedł wieloletni prezes tej firmy, będący jednocześnie szefem transportu towarowego PKP. Dywidendy wpływały do Viaferu, ale przestały zasilać konto PKP. A chodziło o kilka milionów złotych rocznie. W ciągu trzech ostatnich lat zmieniali się prezesi Viaferu (zazwyczaj nie związani już z PKP), który ze zmienionym statutem rozpoczął samodzielną działalność. Bezpośredni nadzór nad spółką miał Jan Janik, dyrektor generalny PKP. Nikt w zarządzie kolei nie wiedział, jaką ta spółka ma strukturę własności, jakie wierzytelności i zobowiązania. Dopiero teraz prokuratura ustala, czym zajmował się Viafer i zależne od niego firmy. - Trafiliśmy na niejasne powiązania osobowe i kapitałowe między spółkami - mówi Julita Sobczyk, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Prokuratorzy badają wszystkie dokumenty firm-córek PKP. I prokuraturę, i UOP najbardziej interesuje sprawa weksla dla Kolspedu na 10 mln dolarów, poręczonego m.in. przez dyrektora Jana Janika, o czym nie sposób się dowiedzieć z dokumentów PKP. Kolsped otrzymał zgodę na kredyt z BRE na zakup wagonów, tymczasem prezes Kolspedu nie wziął kredytu, lecz pożyczkę. I nie z BRE, ale z Domu Handlowego BAF, należącego do prezesa Viaferu Krzysztofa Budziaka. BAF już nie istnieje, a PKP zalega z płatnościami za wagony. Zaginął też oryginał weksla.


W prokuraturze toczy się sześć postępowań dotyczących różnych nieprawidłowości w PKP w ciągu ostatnich trzech lat

Zresztą UOP interesuje się także innymi wekslami na miliony dolarów, gwarantowanymi przez PKP, które ponoć pojawiły się w bankach zachodnich. Jak się dowiedzieliśmy, banki interweniowały w tej sprawie u wysokich przedstawicieli polskiego rządu. Informowały, że mają takie weksle i chcą je zrealizować. - W Polsce nikt o takich wekslach nie słyszał, dlatego zrobiła się afera - mówi nasz informator. - Tu stale ginęły jakieś weksle. Tak naprawdę nikt nie wie, co stąd wyprowadzono - mówi jeden z pracowników dyrekcji PKP. - Spółki zależne miały pomagać przy obsłudze klientów PKP w zakresie przewozów towarowych. Okazuje się jednak, że pewne osoby potraktowały je jako dobre miejsce do wyprowadzania pieniędzy - mówi dyrektor Celiński. Prezes Viaferu nie przyjął do wiadomości odwołania go przez nowego dyrektora PKP. - Po prostu wyszedł, trzaskając drzwiami - relacjonuje dyrektor Jacek Bukowski. 6 sierpnia dyrektor PKP zwołał walne zgromadzenie wspólników Viaferu, podczas którego podjęto uchwałę o odwołaniu prezesa, likwidacji Viaferu i powołaniu jako likwidatora Tomasza Pałaszewskiego. Pałaszewski siłą wszedł do siedziby Viaferu. - Zachowanie byłego prezesa wzbudziło podejrzenia, że może dojść do niszczenia dokumentacji firmy - mówi Tomasz Pałaszewski. Na miejsce przybył też prezes Leśniak: doszło do szarpaniny, wezwano policję. Ostatecznie dokumenty zapakowano do samochodu i przywieziono do dyrekcji PKP. Leśniak twierdzi, że to właśnie nowemu kierownictwu PKP zależało na zabraniu dokumentów mogących świadczyć o wykrytych ponoć przez niego nieprawidłowościach. Twierdzi, że trafił na ślady świadczące o tym, iż kierownictwo PKP przez lata "wyprowadzało" pieniądze PKP za granicę.
W zabranych z siedziby Viaferu dokumentach znaleziono na przykład polecenie wypłaty prawie 3 mln zł spółce Easterneuropean Kolia System Financial Consultant SA. Była to zaliczka za zorganizowanie szkoleń dla pracowników PKP. Szkolenia te nigdy się nie odbyły. Okazało się też, że zaliczka wpłynęła po tym, jak PKP zrezygnowały ze szkoleń. Kilkakrotnie Viafer płacił też Kolii po kilkadziesiąt tysięcy dolarów za doradztwo prawne. Jest to o tyle zastanawiające, że Kolia należy w 45 proc. do Zbigniewa Leśniaka, prezesa Viaferu, a w 45 proc. stanowi własność jego żony, która zresztą zasiadała również w radzie nadzorczej Kolspedu. Tuż przed objęciem funkcji prezesa Viaferu Leśniak był także członkiem rady nadzorczej Kolii, która powstała w czerwcu 1998 r. Viafer kupił też za kilka tysięcy złotych firmę Gamma, należącą do Leszka Pawlickiego, dyrektora finansowego PKP. W 1998 r. Viafer sprzedał za 3 mln zł 51 proc. udziałów Kolspedu. Nabywcą była Dyrekcja Eksploatacji Cystern. Wkrótce transakcję anulowano, a udziały kupiła Kolia. Sąd - po ciągnącym się długo postępowaniu - uznał pierwszą transakcję za ważną.
- Dzień po podjęciu uchwały o likwidacji Viaferu Leszek Pawlicki, były wicedyrektor, dostarczył nowemu szefowi PKP umowę sprzedaży Viaferu datowaną 15 lipca - mówi Jacek Bukowski. W dokumentach PKP nie było tymczasem nawet śladu po takiej umowie. Nic nie wiedziało o niej biuro prawne, w dodatku - jak twierdzą dyrektorzy PKP - została ona zawarta z naruszeniem prawa, bez wymaganej akceptacji zarządu. Z umowy wynikało, że prezesi Janik i Pawlicki sprzedali 81 proc. akcji Viaferu spółce Kolia (za 40,5 tys. zł). - To śmieszna cena, jeśli się uwzględni, że ubiegłoroczny zysk Viaferu wyniósł 340 mln zł - mówi dyrektor Celiński. - Za miesiąc miał się odbyć podział dywidendy Trade Transu i Viafer miał otrzymać 6 mln zł. Ktoś zapłacił więc 40 tys. zł, by w zamian przejąć dywidendę wartą 150 razy więcej. Viafer posiada też 50 proc. udziałów w spółce PS Trade Trans, największym polskim przedsiębiorstwie spedycyjnym, którego obroty w 1998 r. wyniosły 640 mln zł. W sumie 70-80 proc. wszystkich usług spedycyjnych odbywa się dziś poprzez firmy, których udziałowcem jest Viafer i jego spółki-córki. - Gdyby zakup Viaferu został usankcjonowany przez sąd, oznaczałoby to, że w rękach kilku ludzi znajduje się cała polska spedycja - mówi Jacek Bukowski. W prokuraturze toczy się sześć postępowań dotyczących różnych nieprawidłowości w PKP w ciągu ostatnich trzech lat. Co ciekawe, i dyrekcja PKP, i Zbigniew Leśniak złożyli podobne doniesienia o niegospodarności w PKP. Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów. Sąd gospodarczy nie podjął jeszcze decyzji, czy sprzedaż Viaferu odbyła się zgodnie z prawem. Nie wiadomo też, kto jest naprawdę prezesem, a kto samozwańcem. Zbigniew Leśniak nadal uważa się za prezesa Viaferu i domaga się od Trade Transu 6 mln zł dywidendy. Uważa ponadto, że nie stracił praw do Kolspedu i Trade Transu. Nie czekając na opinię austriackiego współudziałowca tej ostatniej spółki, powołał nowego prezesa, Zbigniewa Iwaniuka, niegdysiejszego prezesa Viaferu. W strzeżonym przez sokistów gabinecie Kolspedu zasiada tymczasem przedstawiciel firmy DEC, która ma 51 proc. udziałów. Zbigniew Leśniak nie uznał decyzji sądu, wobec czego nadal uważa się za właściciela Kolspedu. Mianował nawet nowego prezesa zarządu. Został nim Jan Janik, odwołany niedawno dyrektor generalny PKP.

Więcej możesz przeczytać w 43/1999 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.