Atak poliglotów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jak szybko i skutecznie uczyć się języka obcego
Co czwarty trzydziesto- i czterdziestolatek jest zdecydowany zainwestować w naukę języka obcego od 200 zł do 1 tys. zł. Aż 20 proc. nastolatków chętnie wydałoby na ten cel ponad tysiąc złotych - wynika z badań RUN. Czterech na dziesięciu rodziców wysyła swoje dzieci na płatne zajęcia. W pierwszej kolejności na naukę języka obcego - dodają analitycy CBOS. Z badań MEMRB dla "Wprost" wynika, że właśnie wysoki poziom nauczania języków obcych jest jednym z powodów posyłania dzieci do szkoły prywatnej.
Nieznajomość języków obcych dyskwalifikuje i zamyka drogę do zawodowej kariery. Tylko co dziesiąty Polak potrafi się porozumieć po angielsku czy niemiecku. Jeden na stu po włosku, niewiele więcej po francusku. Tymczasem bardzo dobra znajomość języka obcego to dziś warunek stawiany w co trzeciej ofercie pracy. - Mówiąca biegle trzema językami sekretarka jest często potrzebna szefowi głównie po to, by być jego tłumaczem. Braki językowe u polskich dyrektorów i menedżerów ciągle są porażające - mówią pracownicy agencji doradztwa personalnego.
Początek kariery, planowanej często z komputerową dokładnością, wyznacza nauka języków. - W firmie o międzynarodowym zasięgu znajomość angielskiego jest warunkiem ubiegania się o pracę - mówi Teresa Kiełczewska, zajmująca się kadrami w polskim oddziale banku ING. - Ktoś, kto poważnie myśli o zawodowym sukcesie, musi władać międzynarodowym językiem biznesu. Niestety, ciągle często zdarza się, że polskich dyrektorów i kierowników trzeba uczyć od podstaw: wcześniej "nie wypadało im" chodzić na lekcje ze względu na prestiż stanowiska - mówi Andrzej Ciastoń z Berlitza. FCE (First Certificate in English), DELF (Diplôme d?étude en langue franćaise) czy ZDaF (Zertifikat Deutsch als Fremdsprache) zdobywa się dziś jeszcze w szkołach średnich. Później jak najszybciej - CAE (Certificate in Advanced English), DALF (Diplôme approfondi de langue franćaise) czy ZOP (Zentrale Oberstufenprüfung). Tak, aby bez przeszkód móc w wieku 25 lat poznawać w obcym języku na przykład tajniki metod finansowania i płatności w handlu zagranicznym. I to nie tylko po angielsku.
- Niemiecki czy francuski bardzo ułatwiają pracę, zwłaszcza gdy z klientem można porozmawiać w jego własnym języku - mówi Marek Jeżewski z Ogilvy & Mather Poland. - Rynek osób władających językiem francuskim zawęża się. Wraz z pojawianiem się kolejnych dużych firm i rozwojem kontaktów polsko-francuskich wartość osób posługujących się tym językiem będzie rosła - przewiduje Ewa Utrysko-Szafnicki, szefowa human ressources sieci hipermarketów Géant. Szefami w każdym z 25 gigantycznych kompleksów handlowych, jakie do 2002 r. wybuduje firma, mają być Polacy, ale wcześniej wykształceni we Francji, a więc znający język.
"Rewolucja językowa" najlepiej widoczna jest w nauce hiszpańskiego. Cztery lata temu w Instytucie Cervantesa uczyło się go kilkudziesięciu studentów. Dzisiaj - 1700. - Chętnych do studiowania hiszpańskiego i portugalskiego jest coraz więcej. Polska zaczyna się otwierać na świat. Ci, którzy znają rzadki język obcy - wygrywają - przekonuje dr Elżbieta Milewska z Katedry Iberystyki Uniwersytetu Warszawskiego. Ernesto Martins, szef BRH w ambasadzie Portugalii, podkreśla, że podczas wizyty prezydenta Portugalii były kłopoty ze znalezieniem tłumaczy: - Obroty handlowe między naszymi krajami wzrosły ostatnio 2,5 raza. W Polsce inwestują portugalskie banki, firmy budowlane i dystrybutorskie. Poza tym po portugalsku mówi się w Brazylii, Angoli, Mozambiku. Ludzi ze znajomością portugalskiego jest w waszym kraju ciągle za mało.

Do łask wraca rosyjski. Fascynacja rosyjską kulturą i językiem, zapoczątkowana Gorbaczowowską pieriestrojką i otwarciem gospodarczym, z wolna zmienia także nasze nastawienie do tego języka. Mimo że co czwarty Polak deklaruje, że umie się w nim porozumieć, poszukiwani są dzisiaj ci, którzy po rosyjsku potrafią na przykład negocjować lub handlować. - Rosyjski wyniesiony ze szkoły podstawowej to dziś za mało - przekonuje Stanisław Mirecki z Plastmo Polska (interesy z partnerami ze Wschodu to jedna czwarta obrotów tej firmy). - Znajomość tylko języków zachodnich w tym biznesie nie wystarcza. Pracownikom dobrze mówiącym i piszącym po rosyjsku o wiele łatwiej jest działać na tamtych rynkach.
- Język rosyjski zaczyna być "pełnoprawnym" językiem obcym, bez obciążeń politycznych. Studenci chcą się go uczyć nawet od zera, bo wiedzą, że znajomość rosyjskiego ogromnie zwiększa ich szanse zatrudnienia. Chętnych, także spoza uczelni, jest coraz więcej. Zorganizowaliśmy nawet płatne kursy - mówi dr Regina Sujecka z Centrum Dydaktyczno-Egzaminacyjnego Języka Rosyjskiego przy Studium Praktycznej Nauki Języków Uniwersytetu Jagiellońskiego. Za intensywny kurs języka rosyjskiego trzeba zapłacić często więcej niż za angielski czy niemiecki.
Im więcej znamy języków, tym lepiej. - Kiedy angielski stanie się naszym drugim narodowym językiem, znajomość na przykład węgierskiego czy japońskiego stanie się ogromnym atutem - mówi Elżbieta Kozłowska z Albion Language Service, gdzie poza japońskim można się uczyć m.in. arabskiego, bułgarskiego, chińskiego i tajskiego.

Nic więc dziwnego, że szkół językowych jest w Polsce coraz więcej. W samym województwie warszawskim - 220. Najczęstszym pytaniem jest jednak to o skuteczność stosowanych tam metod i rzetelność prowadzących. Zdarza się bowiem, że zamiast wykwalifikowanych lektorów zatrudniani są studenci college?u lub kurs kończy się nagle po trzech miesiącach, bo studenci nie płacą rat i przedsięwzięcie przestaje być dochodowe. Warto więc sprawdzić, czy placówka figuruje w rejestrze wojewódzkiego kuratorium oświaty. - Wszystkie działające legalnie szkoły i kursy językowe mają statut, w którym szczegółowo opisany jest m.in. ich program nauczania i kwalifikacje lektorów - przypomina Wiesława Wodzicka z Kuratorium Oświaty w Warszawie. Dotychczas tylko 15 szkół rekomenduje Stowarzyszenie na Rzecz Jakości Nauczania Języka Angielskiego (PASE). Za bezpieczne uchodzą też szkoły należące do międzynarodowych sieci, np. Berlitz, Linguarama, International House albo UEC Bell School of English i kursy organizowane od wielu lat przez Instytut Francuski, Instytut Goethego lub British Council.
- Dobrym sposobem na sprawdzenie skuteczności metod nauczania są wyniki egzaminów organizowanych przez British Council i zdawanych przez słuchaczy. Niestety, nie wszystkie szkoły podają je do publicznej wiadomości - mówi Miłosz Fryckowski z Warsaw Study Centre. - W Polsce wciąż nie ma dobrego systemu sprawdzania wiarygodności szkół i kursów językowych - podsumowuje Anna Danielewicz z Instytutu British Council.
Najczęściej na naukę języka nie mamy zbyt dużo czasu. Szybko musimy nadrobić zaległości lub zdobyć nowe umiejętności, na przykład negocjacji handlowej w języku francuskim. Szklane akwaria, w których studenci ze słuchawkami na uszach wkuwali nowe słówka, zastępują więc metody komunikatywne - uczniowie mówią i słuchają, aktywnie uczestnicząc w zajęciach. - Bezmyślne przepisywanie zdań zastąpiono symulacją językową, dialogiem, scenkami - mówi Lucjan Górecki z Instytutu Francuskiego w Warszawie. - Nauka jedynie dla papierka przestała się opłacać. Wszystkim studentom chodzi przecież o to, żeby w obcym języku się porozumieć. Dlatego główny nacisk stawiamy właśnie na komunikację - dodaje Katarzyna Mołoniewicz z Instytutu Cervantesa. Studenci są wymagający. Zamiast powtarzania idiomów wolą obejrzeć film czy dołączyć do internetowej listy dyskusyjnej, a kurs języka połączyć na przykład z nauką karate czy jazdy konnej. Zwiększa się liczba szkół, w których student ma do dyspozycji salę multimedialną, czytelnię, bibliotekę i kawiarenkę. Naukę języka łączy się z udziałem w warsztatach literackich lub teatralnych (Instytut Cervantesa), z kursem tańca lub warsztatami kulinarnymi (Academia de la Lingua; w programie m.in. przygotowywanie paelli, żabich udek czy prawdziwych hot dogów). - Każda forma osłuchania z językiem poprawia jego znajomość. Nawet przy niewielkim zasobie słów studenta telewizja, czasopisma, książki oswajają go z obcą składnią i wymową. Nie bardzo natomiast wierzę w skuteczność językowych kursów hobbystycznych. Zajęcia kulinarne czy taneczne to świetny sposób na utrzymywanie kontaktu z językiem, który już się zna, a nie recepta na jego naukę od podstaw - mówi Janusz Stróżewski ze Spółdzielni Pracy Lingwista.

Kontrowersje wśród lingwistów budzi nauka języków reklamowana jako nie stresująca, w stanie hipnozy albo relaksu. Na jednym z kursów wykorzystuje się na przykład hipermnezję (superzapamiętywanie): słówka mają być przyswajane poza świadomością. Inny kurs popularyzuje neurolingwistyczne programowanie (programowanie umysłu i sztuka zapamiętywania słówek przy wstrzymanym oddechu, co ma pozwolić na przyswojenie o 80 proc. więcej materiału niż na kursach tradycyjnych). Inne metody oferowane są wzrokowcom, słuchowcom, i czuciowcom. System Sita stawia na "długotrwałą pamięć", która jest uaktywniana podczas głębokiego relaksu. - Siedem godzin dziennie przez tydzień wystarczy na opanowanie ok. 1200 słów i zwrotów - reklamuje metodę Justyna Maciak z firmy Sita. Wystarczy włożyć specjalną maskę połączoną z czujnikiem oddechu. A wtedy - z kilkakrotne większą skutecznością zapamiętywania - mamy się uczyć języka. Metoda strumieniowa, chińska gimnastyka tai-chi i techniki relaksacji Łazanowa to z kolei sposoby Greenpolu. - Przez kilka tygodni uczeń wkuwa słówka, zwroty, piosenki, a nawet dowcipy, nie znając ich znaczenia. Zapamiętuje ok. 200 słów dziennie. Lektor na pierwszych lekcjach uczy przeklinać w obcym języku, bo to zmusza uczniów do myślenia po angielsku czy niemiecku - mówi Piotr Tymochowicz z Greenpolu.
- Nauka języków obcych przez sen albo w stanie relaksacji to tylko środek, a nie cudowna recepta. To jedynie fragment całego procesu nauczania. Wyniki opanowania słownictwa bywają wprawdzie rewelacyjne, ale nawet bardzo szybkie zapamiętywanie nie gwarantuje sukcesu - przestrzega prof. Teresa Tomaszkiewicz z Instytutu Filologii Romańskiej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza. - Bez nauki pamięciowej nie ma co marzyć o opanowaniu obcego języka. Nauka wymaga ogromnego indywidualnego udziału i codziennych ćwiczeń. Udowodniono, że potrzeba na to kilkuset godzin - burzy mity Janina Furgał ze Szkoły Języków Obcych Uniwersytetu Warszawskiego. - Nie ma cudów. Sukces to jedynie ciężka praca pod mądrym kierunkiem, od lat sprawdzonymi w metodyce sposobami - dodaje Jolanta Dobrowolska z Polanglo.

Nie oznacza to jednak trwania przy metodach z lat 70. Berlitz proponuje np. naukę przez total immersion ("całkowite zanurzenie"): dziewięciogodzinny kontakt z językiem obejmujący nawet czas przerw i posiłków. - Z czasem zaczynamy myśleć w obcym języku. Nie rozmawiamy o definicjach czy regułkach gramatycznych, a uczeń nie rysuje w zeszycie tabelek. Gramatykę wprowadzamy w sposób praktyczny poprzez kontekst, dużą liczbę przykładów. Słuchacz uczy się przede wszystkim konstruować wypowiedzi i reaguje poprzez nawyk językowy, a nie odtworzenie z pamięci tabelki z końcówkami. Większość z nas, mówiąc po polsku, nie zastanawia się przecież, jakiej formy gramatycznej użyto - tłumaczy Grażyna Słowikowska z Berlitza.
Przebojem w naukę języków obcych weszli producenci multimediów. - W ciągu trzech lat sprzedaliśmy ponad 60 tys. kopii językowych kursów interaktywnych. Wiele osób kupuje je tuż po nabyciu komputera. Ten rynek notuje ciągły wzrost - mówi Dorota Twarowska z Young Digital Poland, który oferuje interaktywne kursy językowe EuroPlus: angielski, angielski z elementami biznesu, niemiecki, francuski i hiszpański. Oprócz tysięcy ćwiczeń i testów językowych nauka z płytą CD-ROM to również nagrania dialogów, scenek rodzajowych, objaśnień gramatycznych i piosenek. Można nagrać własną wymowę i obejrzeć filmy wideo z prognozą pogody, reklamą itp. Komputer zrobi nam dyktando i zaprezentuje nowo wprowadzone słownictwo. Nowością ostatnich tygodni jest kurs do nauki języka angielskiego EuroPlus Reward. Program ma cztery poziomy zaawansowania, wykorzystuje cztery serwisy internetowe (w tym m.in. pięć gier językowych i forum dyskusyjne dla wszystkich użytkowników programu), a przede wszystkim tysiące inter- aktywnych ćwiczeń. Student ma zapewnione "inteligentne" śledzenie jego postępów w nauce i sugerowanie powtórek.

Multimedia są dziś jedną z najciekawszych propozycji nauki języka dla dzieci. Lingua Land to program zapoznający 6-12-latków z tysiącem najpotrzebniejszych słów i dialogów w pięciu językach: angielskim, anglo-amerykańskim, niemieckim, francuskim i hiszpańskim. Gry, dyktanda, krzyżówki, setki animacji i kolorowe ilustracje, a także możliwość drukowania czarno-białych obrazków (które można pokolorować) z opisami w obcym języku sprawiają, że nawet dzieci niechętnie nastawione do nauki opanowują język przy okazji świetnej zabawy. Czy interaktywne kursy zastąpią wkrótce kontakt z lektorem? - To doskonały sposób na ćwiczenia gramatyczne, poszerzanie słownictwa. Nie musimy też jechać do Londynu, żeby na własne oczy zobaczyć angielską ulicę. Komputer koryguje akcent i daje możliwość skorzystania z pomocy lektora, który sprawdza zadania na drugim końcu świata. CD-ROM nie zastąpi jednak żywej konwersacji - przyznaje Wojciech Mogilski z działu multimediów Optimusa.
Sylwia Foryś-Majewska, tłumaczka francuskiego, poleca jeszcze inny sposób nauki: - Półroczny wyjazd za granicę, całkowite "zanurzenie się" w obcym języku i kulturze. Sposób jest bolesny, ale bardzo skuteczny i motywujący. Po powrocie można się nawet ubiegać o pracę we francuskiej firmie.
Zalety "wypraw po wiedzę" docenia coraz więcej Polaków. Wyjeżdżają nawet do Nowej Zelandii i RPA. Modna jest Australia, gdzie jedzie się na travelling lub sailing classrooms: zajęcia z angielskiego prowadzone w trakcie wyprawy w głąb buszu lub podczas rejsu (np. wzdłuż Wielkiej Rafy Koralowej). Grupki uczniów nie są duże, a całość trwa kilka tygodni. Przy "klasach podróżujących" kierowcy dwóch busików lub jeepów to jednocześnie wykwalifikowani angliści. Zajęcia odbywają się po drodze, na przykład w wioskach aborygenów, w głębi lasu tropikalnego czy podczas safari krokodylowego. Wyspecjalizowana w tego typu kursach International House Queensland organizuje ich kilkanaście w ciągu roku. Kosztują z reguły ok. 900 dolarów australijskich tygodniowo. Dorota Gzyl, współwłaścicielka Przedstawicielstwa Zagranicznych Szkół Językowych JDJ, zwraca uwagę na dużo większą efektywność nauczania w warunkach traperskich, szybsze przyswajanie nowego słownictwa i łatwiejsze nim operowanie.

Czym innym są, niestety, tanie wakacyjne szkoły za granicą, przepełnione studentami z Polski. Nauka ma bowiem sens jedynie wtedy, gdy w grupie nie ma rodaka. - Przy zakwaterowaniu w akademikach zawsze istnieje ryzyko, że będziemy mieszkać w pokoju z Polakiem - ostrzega Dorota Rzepniewska z Atasu. - Taki wyjazd "rozwiązuje język", ale pod warunkiem, że student ma już jakieś podstawy i zdecyduje się przynajmniej na kurs trzytygodniowy - przekonuje Dorota Gzyl.
Maturą z Oksfordu lub Cambridge, świadectwem z waszyngtońskiego college?u legitymujemy się coraz częściej. Nauka języka idzie w parze z poznawaniem innej kultury. Także kultury pracy, co okazuje się często decydujące przy ubieganiu się o posadę w Polsce. Nastolatek, który wyjeżdża z dobrą firmą do szkoły w Niemczech, Francji czy USA, mieszka u starannie dobranej rodziny, przez rok poznaje zwyczaje i ludzi, zdaje egzaminy, a do Polski wraca dorosły i pewny siebie. - To prawdziwa szkoła życia. Na ogół młodzież świetnie sobie radzi z różnicami kulturowymi, zdobywa grono międzynarodowych przyjaciół, uczy się optymizmu i otwartości - mówi Mirosław Sikorski z Almaturu, organizującego wyjazdy do amerykańskich szkół średnich. Rok szkolny w USA to wydatek ok. 3700 USD (w tym zakwaterowanie, wyżywienie, wiza naukowa J-1, ubezpieczenie i opieka lokalnego koordynatora).
Niemal darmowe poznanie świata umożliwia młodym Polakom program au-pair (opieka do dzieci) i Work and Travel (praca w USA). Ten ostatni, realizowany przy współpracy CIEE (Council on International Educational Exchange), stał się wśród polskich studentów przebojem ostatnich lat. - Wakacyjna praca w USA to idealny sposób na "szlifowanie" języka, prawdziwy sprawdzian samodzielności, a często też sposób na zarobienie pieniędzy - mówi Sikorski. Organizatorzy Work and Travel ułatwiają znalezienie legalnej wakacyjnej pracy, zapewniają wizę, ubezpieczenie i wsparcie w trakcie pobytu w USA. Studenci wykonują nieskomplikowane prace fizyczne w hotelach, kasynach i centrach turystycznych, pracując w charakterze recepcjonistów, bileterów czy kelnerów. Sami opłacają bilet lotniczy, mieszkanie, utrzymanie i wpisowe (ok. 540 USD). Chętnych do udziału w programie jest coraz więcej (w ubiegłym roku tylko za pośrednictwem Almaturu skorzystało z niego ponad pół tysiąca osób), dlatego od kandydatów wymaga się m.in. bardzo dobrej znajomości angielskiego.

Wyższym stopniem wtajemniczenia są kilkumiesięczne praktyki zawodowe i programy praktyk studenckich Internship, proponowane przez Council Work Exchanges i Almatur (marketing, administracja państwowa, finanse i rachunkowość, zarządzanie biznesem itp.). W zależności od zasad ustalonych przez firmę amerykańską praca dla niej może być płatna lub bezpłatna. Zaletą programu jest zaliczenie wysoko notowanej na polskim rynku pracy praktyki za oceanem, a nawet szansa na stały angaż.
Coraz większym powodzeniem cieszą się językowe specjalizacje. Nie tylko kursy marketingu, księgowości czy bankowości. "Swojego" angielskiego uczą się lekarze, recepcjoniści i hostessy. W Warsaw Study Centre przeprowadzano ostatnio kurs operatorów traktorów lotniskowych. Berlitz ma wśród swoich propozycji kurs obsługi działa polowego dla żołnierzy. Warto zainwestować w pracownika nie tylko po to, aby potrafił odebrać telefon czy odczytać faks od zagranicznego kontrahenta. - Dla biznesmenów często podróżujących za granicę pomocne są porównawcze zajęcia kulturowe. Nie wszyscy z nich wiedzą na przykład, że proste pytanie o żonę partnera w krajach arabskich może wykluczyć dalsze kontakty zawodowe. - W interesach z Brytyjczykiem dobrze jest zacząć od tzw. small talk, czyli krótkiej rozmowy, choćby o pogodzie. Skandynawowie załatwiają sprawę krótko i rzeczowo, ale podczas prezentacji dla Amerykanów dobrze jest przytoczyć anegdotę i używać konkretnych przykładów - dodaje Broniewski.
Także możliwość "szlifowania" języka może stanowić o atrakcyjności zawodowej oferty. Potwierdza to Iwona Kamińska z Take It: - Młodzi ludzie nierzadko rezygnują z dobrej - wydawałoby się - pracy, bo nie pozwala im ona na pełne wykorzystanie umiejętności językowych. Boją się "zardzewienia". Wybierają pracodawcę, który gwarantuje żywy kontakt z językiem.


KRYSTYNA WROŃSKA-SAWIN
dyrektor Centrum Nauczania Języków Obcych przy
Polskiej Fundacji Upowszechniania Nauki


Cudowne metody obiecujące naukę języka obcego w dwa miesiące są złudne. W przeciwnym razie wszyscy znalibyśmy przecież po kilka języków. Metody relaksacji czy techniczne nowinki nie zastąpią dobrego nauczyciela. Warto więc zainwestować w szkołę z wykwalifikowanymi lektorami, nie opuszczać lekcji i koniecznie odrabiać zadania domowe. Nie zapominać przy tym o jak najczęstszym "otaczaniu się" językiem obcym: oglądać telewizję w wersji oryginalnej, czytać gazety, tłumaczyć na własny użytek refreny piosenek. Najwyższy czas w końcu się przełamać i nie uciekać w panice przed cudzoziemcem, który pyta nas o drogę - to okazja do kontaktu z żywym językiem. Najważniejsze, żeby rozumieć i być rozumianym. Nie zamartwiajmy się więc gramatyczną niepoprawnością - nowa metodyka kładzie ogromny nacisk właśnie na mówienie i rozumienie.


MIROSŁAW KOWNACKI
Almatur


Całkowite zanurzenie się w kulturze i obyczajach obcego kraju jest najskuteczniejszą metodą sprawdzenia swoich umiejętności językowych. Dla wielu uczniów czy studentów pobyt tak daleko od domu jest nierzadko szokiem, ale uczy samodzielności i odpowiedzialności. Przebywanie w zupełnie nowym, wielokulturowym środowisku wyrabia tolerancję i przystosowanie do życia w obcych warunkach. Często za zaoszczędzone pieniądze młody człowiek zwiedza USA i przekonuje się, że codzienne życie Amerykanów w niczym nie przypomina problemów bohaterów "Dynastii". Kilkumiesięczny pobyt w USA przeznaczony na naukę czy wakacyjną pracę jest znakomitą podstawą do rozpoczęcia edukacji w renomowanych szkołach na całym świecie, daje możliwość lepszego startu w życie zawodowe. Ucząc się języka angielskiego, przebywający w Ameryce młodzi ludzie jednocześnie promują zainteresowanie Polską i pełnią funkcję ambasadorów naszego kraju.


DOROTA TWAROWSKA
Young Digital Poland


Nauka języka obcego przy użyciu komputera wyposażonego w czytnik CD i profesjonalnie przygotowanych kursów to idealne rozwiązanie dla ludzi, którzy nie mają czasu na regularne chodzenie na kurs. Program intermedialny na pewno nie zanudzi monotonią. Są tu przecież nagrania dialogów, piosenek, jest szansa porównania własnej wymowy z wymową lektora, są filmy, dyktanda itp. Komputer nie wprawi nas w kompleksy. Sami wybieramy przecież poziom i zakres materiału, który nam odpowiada. Taki sposób nauki jest też tańszy i mało kłopotliwy. Może dlatego wiele firm woli zafundować pracownikom najnowszą wersję programu Euro Plus Reward na CD-ROM-ie, niż organizować tradycyjny kurs Business English.
Więcej możesz przeczytać w 42/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.

Autor:
Współpraca: