Wyborczy plaster miodu

Wyborczy plaster miodu

Dodano:   /  Zmieniono: 
W warszawskiej gminie Centrum jest masa komunalnych gruntów i wielkie pieniądze, czyli miód, do którego warto się dobrać
Wyczytałem gdzieś, że według badań amerykańskich, do władz lokalnych wybierana jest znaczna nadreprezentacja ludzi niezrównoważonych, która może sięgać nawet 50 proc. Moje skromne doświadczenia z samorządem warszawskim zdają się potwierdzać tę prawidłowość, choć odsetek oryginałów jest u nas na razie znacznie niższy.

Zastanawiam się, dlaczego wybory i kariera samorządowa przyciąga takich ludzi. Aby być dobrze zrozumianym: etykietka "niezrównoważony" nie ma charakteru pejoratywnego i nie oznacza chorych psychicznie czy też niedoroz- winiętych. To, co mam na myśli, można by nazwać za Florianem Znanieckim "zboczeniem pozytywnym" lub "dezintegracją pozytywną", którą opisał Kazimierz Dąbrowski. Chodzi, z grubsza biorąc, o ludzi z pewnym nadmiarem energii i pomysłów, często bardzo emocjonalnych i owładniętych różnego rodzaju ideami, poczuciem misji i głęboką wiarą. I właśnie tacy ludzie dobrze sobie dają radę w wyborach lokalnych, bo wyraźnie różnią się od innych. Zwykły obywatel na ogół nie ma głowy ani czasu na działalność samorządową i chętnie poprze miejscowego pozytywnego dewianta. Taki dewiant ma energię i niespożyte siły, przekraczające możliwości przeciętnego człowieka i nie kandyduje raczej z listy znanej partii, ale korzysta z poparcia sił lokalnych różnych komitetów czy stowarzyszeń. Nie wynika z tego oczywiście, że na listach partyjnych są wyłącznie kandydaci normalni. Być może jest ich tylko nieco więcej, bo muszą przejść przez dodatkowe sito swoich partyjnych władz. Bywa jednak, że zarówno władze partyjne, jak i całe partie mają kłopoty z utrzymaniem się w granicach normy.
Piszę o tym wszystkim dlatego, że zadziwiony jestem olbrzymią liczbą kandydatów na rajców, którzy objawili się w warszawskiej gminie Centrum. Otóż, podobno w tej niezwykłej gminie, leżącej w granicach przedwojennej Warszawy i liczącej ponad milion mieszkańców, jest aż 121 list wyborczych! Nie sprawdzałem tego osobiście, ale słyszałem od wiarygodnych ludzi. Skąd nagle taki tłum chętnych do władzy w centrum Warszawy? Gdyby przyjąć standard amerykański, można by stawiać hipotezę, że prawie połowa z nich to owi pozytywni dewianci, pchani szlachetną i nieodpartą żądzą zrobienia czegoś pożytecznego dla swojego miasta. Niestety, nie osiągamy amerykańskiego poziomu i odsetek zdezintegrowanych pozytywnie w centrum Warszawy chyba nie przekracza jeszcze 20 proc.
Kim w takim razie są pozostali? Czy można przyjąć, że oto nagle zwykłych, spokojnych, ciężko pracujących mieszkańców Warszawy ogarnął amok kandydowania do władz samorządowych, by wypruć sobie żyły dla ukochanej, bohaterskiej, nieujarzmionej stolicy? To zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Niestety, wygląda na to, że powód tej nieoczekiwanej erupcji samorządowców w gminie Centrum jest bardziej przyziemny. Pisałem już kiedyś, że jest to bodajże najbogatsza gmina w Europie, bo nigdzie nie ma tyle własności komunalnej. Własności odziedziczonej po słynnym dekrecie Bieruta, który skomunizował cały obszar przedwojennej Warszawy, wywłaszczając jej mieszkańców. Gmina wprawdzie zwraca coś tam od czasu do czasu byłym właścicielom, ale majątek ma nadal potężny. I trwa w centrum Warszawy boom inwestycyjny: srebrne, złote, niebieskie, szklane wieżowce, jeden wielki plac budowy, jak w Berlinie wschodnim. A oprócz tego jeszcze olbrzymie oszczędności na koncie gminy. Warszawiacy wprawdzie duszą się w korkach, zamiast parkingów mają zielone słupki, brakuje środków na komunikację i pozostałe zadania ogólnomiejskie, ale za to w gminie Centrum jest masa komunalnych gruntów i wielkie pieniądze, czyli miód, do którego warto się dobrać i to jest - moim zdaniem - cała tajemnica pochodzenia wielkiego tłumu kandydatów na radnych, którzy nagle pokochali centrum Warszawy. Przewiduję, że w takich okolicznościach nie przebije się do władz zbyt wielu moich pozytywnych dewiantów, sympatycznie szalonych, urodzonych samorządowców. Zastanawiam się więc, czy w ogóle pójść głosować. Ciekaw jestem, jaka będzie frekwencja wyborcza w warszawskiej gminie Centrum.
Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.