Hołd polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Requiem" to ceremonia dla zmarłych i hołd dla żywych
- Znając muzykę Preisnera i wykonując ją od dawna, odnoszę wrażenie, że uczestniczę w czymś prawdziwym, niekłamanym. "Requiem" jest szczerym muzycznym spełnieniem, a zarazem profesjonalnym, zimnym spojrzeniem na fakturę muzyczną, zarówno na formę, jak i stronę harmoniczno-rytmiczną, która przenosi nas w inny wymiar misterium muzycznego. Praca nad partyturami Preisnera jest przygodą i głębokim przeżyciem wewnętrznym - mówi Jacek Kaspszyk, dyrygujący najnowszą kompozycją Zbigniewa Preisnera, zatytułowaną "Requiem dla mojego przyjaciela". Światowa prapremiera dzieła odbędzie się 1 października w Teatrze Wielkim w Warszawie.

Jeszcze kilkanaście lat temu Zbigniew Preisner, wychodząc z domu, żartował: "Gdyby ktoś dzwonił z Hollywood, to powiedz, że nie ma mnie w domu. Nie dzwonią? Nie szkodzi, może kiedyś zadzwonią". Dzisiaj - obok Wojciecha Kilara i Zygmunta Koniecznego - jest najbardziej znanym polskim kompozytorem muzyki filmowej. Przygotowywał ją między innymi dla Agnieszki Holland, Hectora Babenco, Fernando Lopeza, Jeana Backera, Christophera Menaula czy Edoardo Pontiego. Wśród kilkudziesięciu międzynarodowych wyróżnień, którymi został uhonorowany, są dwa Cezary przyznawane przez Akademię Francuską, Złoty Glob, berliński Srebrny Niedźwiedź. Trzykrotnie nagradzało go Stowarzyszenie Krytyków Filmowych w Los Angeles.
Wbrew rodzinnej tradycji Preisner nie ma wykształcenia muzycznego. Pisania nut nauczył go Władysław Strejczyk - nauczyciel fizyki z Tarnowa. Wraz ze Zbigniewem Książkiem zakładał zespoły, których nazwy nawiązywały do ulubionych trunków. Najpierw było Blues Ratafia Trio, później Kwartet Myśliwski; z tym ostatnim w 1978 r. wygrali giełdę piosenki studenckiej w Opolu. Tam poznał Korę Jackowską. "Wielki człowiek pod każdym względem. Wielki talent, wielkie serce i... wielkie ciało" - mówi o nim piosenkarka. W krakowskiej Piwnicy pod Baranami, tętniącej w latach 70. talentami Zygmunta Koniecznego, Stanisława Radwana, Janiny Goryckiej, a przede wszystkim charyzmą Piotra Skrzyneckiego, Preisner stworzył takie gazetowe szlagiery, jak "Pomnik Mariana Koniecznego", "Dekret o stanie wojennym" czy "Marszałek Koniew". - Piotr Skrzynecki przez kilka lat nie wiedział nawet, jak mam na imię. Wszystko, co zrobiłem - według niego - było złe - wspomina kompozytor. Lecz to twórca Piwnicy przyznał, że "muzyka Preisnera to oddech. Uspokojenie... Jej siłą nie są zalety formalne - jest co prawda świetnie skomponowana, ale wielu kompozytorów potrafi dobrze napisać muzykę i nikt o nich nie słyszy. To genialny nastrój jest siłą muzyki Preisnera. Przecież w każdym z nas tkwi potrzeba liryzmu i spokoju".
Światową sławę przyniosła Preisnerowi współpraca z Krzysztofem Kieślowskim. Napisał muzykę do takich jego filmów, jak "Bez końca", "Dekalog", "Krótki film o zabijaniu", "Krótki film o miłości", "Podwójne życie Weroniki" oraz trylogii "Trzy kolory" ("Niebieski", "Biały", "Czerwony"). "Od Krzysztofa nauczyłem się rzeczy najważniejszej: pokory. Kieślowski, Piesiewicz i ja byliśmy dość niespotykanym przykładem, że w tym bardzo stresującym zawodzie można pracować ze sobą prawie czternaście lat i nie pokłócić się" - mówił Preisner. Po śmierci reżysera powiedział: "Ilu jeszcze zostało takich reżyserów jak Kieślowski, którzy chcą od kina czegoś więcej niż samej tylko możliwości kręcenia serii ruchomych obrazków. Coś się więc skończyło ze śmiercią Krzysztofa, tym bardziej może jestem bezradny wobec wrażenia, że coś się kończy generalnie". Jak na ironię okazało się, że Preisner, który przez wiele lat muzyką ilustrował twórczość filmowca, napisał po jego śmierci marsz żałobny. - "Requiem dla mojego przyjaciela" powstało z potrzeby serca. Opowiada o życiu człowieka od jego narodzin po śmierć. Pisałem je, myśląc o człowieku, który chciał zmienić świat, był go ciekawy i buntowniczy, ale jednocześnie szlachetny, kochający, dobry. Takim, który jeśli nawet chce coś zmienić, to raczej obok siebie, jeżeli coś przeżywa, to tylko najbliżsi znają jego emocje - przyznaje kompozytor. Koncert składa się z dwóch części: "Requiem", będącego dziewięcioczęściową mszą żałobną, i "Życia", nawiązującego do fragmentów Biblii, a mówiącego o trzech etapach w życiu człowieka - narodzinach, istnieniu i śmierci. Całość widowiska kończy "Postscriptum" w wykonaniu Doro- ty Ślęzak - to wołanie młodej dziewczyny o pomoc w odnalezieniu sensu życia. Preisner po raz pierwszy skomponował tak duży utwór z myślą o wykonaniach symfonicznych. "To początek czegoś nowego, chociaż nie chcę zrywać z muzyką filmową" - twierdzi artysta. "ťRequiemŤ jest ceremonią zarówno dla zmarłych, jak i hołdem dla żywych. Nie ma Krzysztofa, nie ma Kantora ani Osieckiej. Odchodzą ludzie, którzy dla mojego pokolenia bardzo dużo znaczyli, a następców nie widać. Bezpowrotnie coś się kończy" - dodaje kompozytor. 

Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.