Model włoski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Najlepiej się pocieszać Ameryką. W końcu tu i tam do wyborów chodzi mniejszość, tu i tam prezydenci nie są zbyt dokładni w słowach, tu i tam jest rekordowo wysoki odsetek wierzących
1. Bardzo ładna pani redaktor - nie wiem, czemu tylko z radia, a nie z telewizji - dopadła mnie niedawno bardzo podniecona wiadomością, że praktycznie co drugi Włoch - oczywiście Włoch ankietowany w odpowiednich badaniach - uznał, że kradzież nie jest grzechem. Chociaż zdrada małżeńska i homoseksualizm triumfowały jako grzechy na odpowiedniej liście priorytetów i można by wręcz mówić o zdrowiu moralnym potomków Katona, tylko ta kradzież! W dodatku zapytani o szczegóły Włosi uzasadniali swój pogląd tym na przykład, że zabranie mienia bogatym nie jest grzechem albo że kradzież nie jest grzechem w obliczu korupcji na wyższych szczeblach społecznych.

2. Już byłbym zapomniał o tym badaniu i spytkach, na jakie mnie wzięła w związku z nim piękna pani redaktor, gdyby nie kolejne doniesienie prasowe. Dogoniliśmy Włochów! Rzecz jasna, nie pod względem ilości dobrego wina czerwonego na głowę, elegancji ludzi na ulicy czy poziomu dobrobytu, ale w dziedzinie, w której - jak się okazu- je - mamy szansę na europejski sukces, a więc pod względem korupcji. Tak przynajmniej twierdzi zagraniczny biznes, który ma z Polską i z Włochami do czynienia i który oba kraje ustawia na równym pod względem dolegliwości korupcji miejscu w ankietach Transparency International, niezależnej międzynarodowej organizacji za cel stawiającej sobie walkę o przezroczystość i uczciwość życia publicznego w skali globalnej. Celowi temu służy między innymi publikacja ankiet przeprowadzanych wśród przedstawicieli świata interesów mających do czynienia z poszczególnymi krajami. W 1996 r. Polska w tej skali zajęła 24. miejsce wśród 54 wziętych do konkurencji krajów: od najuczciwszej - zdaniem biznesu - Nowej Zelandii do najbardziej skorumpowanej Nigerii. Włochy w tej oficjalnej klasyfikacji zajmowały 34. miejsce. Rok później liczba porównywanych krajów zwiększyła się do 85, tyle że przybyło uczciwszych od Polski i w efekcie spadliśmy na 39. miejsce ex aequo z Włochami. Może to przypadek, a może wyszło szydło z worka. Polacy realizowali włoski model w sferze obyczajowej, mafie starają się, jak mogą, pozostaje jeszcze dogonić Włochy w gospodarce.

3. Wśród różnych haseł głoszonych przed zbliżającymi się wyborami samorządowymi najmniejszy odzew miało hasło "Czyste ręce", rzucone przez ministra Walendziaka. Hasło to ma słaby odzew przez całą dekadę transformacji, nie udało mi się nim zainteresować jednolitofrontowego jeszcze OKP w ostatnim Sejmie PRL, jak gorzka ironia brzmiało w kampanii 1991 r., następnie podpadł na nim zarówno opozycji, jak i kolegom premier Cimoszewicz, a teraz szykuje się fiasco ministra Walendziaka. Hasło "Czyste ręce" jest zagrożone przede wszystkim zawsze, gdy wysuwa je ktoś z polityków. Po pierwsze, istnieje słuszne podejrzenie, że cała akcja zostanie wykorzystana jako kij na przeciwników politycznych - nie przypadkiem w imię uczciwości w niektórych krajach kolejni dyktatorzy wieszają kolejnych demokratycznie wybranych polityków, których korupcja jest niewątpliwa - a to sprawia, że i opinia publiczna nastawia się podejrzliwie do całej antykorupcyjnej kampanii. Po drugie, hasło rzucone przez Iksa wzburza i niepokoi koleżeństwo partyjne, w końcu któż z nas nie słyszał, że nikt nie jest bez skazy. Zresztą nawet gdyby wszyscy politycy byli bez skazy i tak powstaje delikatny problem tzw. bazy. Bazą polityczną w Polsce dzisiejszej jest zaś biznes, który czasem sam chce płacić, czasem ma poczucie, że brzydko jest odmówić prośbie o wsparcie finansowe dla porządnej partii porządnych ludzi, którzy będą decydować o tym lub owym w gospodarce. Wreszcie - koszty kampanii są takie, że bogate rodzynki na listach bardzo się przydają każdej lewicowej czy katolickiej partii, a zwykle koledzy z biznesu robią jakieś takie dziwne miny, kiedy mowa o czystych rękach i konflikcie interesu. Biedny Tuderek zrozumiał to wszystko i zrezygnował z Sejmu po zwycięskich wyborach i podobno poświęcił się budowie świątyni, ale ludzi o takim doświadczeniu prowadzącym do refleksji duchowej jest jeszcze zbyt mało, tak więc lep telewizyjnych jupiterów wciąż przyciąga byznesmenów i byznesłomen jak muchy.

4. Szwedzi zmartwili się, że w wyborach wzięło udział tylko 79 proc., a nie - jak cztery lata temu - 87 proc. uprawnionych. Trudno im zrozumieć naszych mędrców, ciągle usypiających siebie i innych zadowoleniem z prawdziwie demokratycznych wyborów w pierwszym demokratycznym kraju Europy Wschodniej, który ma najniższą frekwencję wyborczą zarówno w porównaniu z Zachodem, jak i Wschodem. Najłatwiej się pocieszać Ameryką, w końcu tu i tam do wyborów chodzi mniejszość, tu i tam prezydenci nie są zbyt dokładni w słowach, tu i tam jest rekordowo wysoki odsetek wierzących. Proponuję skromność - nie Ameryka, ale może Włochy niech będą naszym punktem odniesienia. Dwa kraje katolickie, faktyczna i przybrana ojczyzna papieża, w obu skorodowane poczucie grzechu, oba borykające się z wyzwaniem, jakim jest dostosowanie starych i dobrze sprawdzonych struktur nepotyzmu, korupcji i protekcji do nowoczesnych struktur, zaradność ekonomiczna (gospodarczy cud włoski ma szansę być kiedyś powtórzony przez Polaków), ale jakieś dziwnie chore państwo.

5. Wybory samorządowe to nie miejsce na walkę o rząd, ale o kierunek i styl pracy w terenie. Niektórzy martwią się, że niedostatecznie sprawdzono polityczną przeszłość kilkuset tysięcy ludzi starających się o władzę w naszej gminie czy w naszym powiecie. Gorzej, że nie wiemy, jak umieją gospodarować publicznymi pieniędzmi, czy są wytrzymali na pokusy, jakie rodzi możliwość wpływu na to, kto dostanie zamówienie lub koncesję. W miejscowości do 20 tys., gdzie głosuje się na indywidualnych kandydatów, sprawa jest prosta - wystarczy wybrać uczciwego. Co jednak zrobić z listami partyjnymi, na których jak gwiazda betlejemska na choince świecą posłowie i senatorowie? Na razie nie ma, niestety, organizacji Transparency National Przezroczystość Polska, która dawałaby ocenę uczciwości poszczególnych partii. Może trzeba taki ranking wśród krajowych biznesmenów zrobić? A może przesadzam i korupcja władzy pozwala zwykłym obywatelom - jak we Włoszech - na rozgrzeszenie samych siebie ze świństewek życia codziennego.
Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.