Itaka turystów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na Lefkas przebywa stale ponad 20 tysięcy wczasowiczów
Niesamowite: ze wszystkich stron frunęły ku nam czarne ptaki! To kobiety ubrane jak wszędzie na greckiej prowincji w tradycyjne czernie. Jeszcze przed chwilą siedziały nieruchomo na krzesełkach przed domami, inne wychylały się z okien i balkonów. Wszystkie krótko tylko wpatrywały się w nas, a potem zaraz biegły w naszą stronę i rzucały się na szyję Aspazji, z którą szedłem stromizną ku pobliskiemu rynkowi. Usunąłem się na bok, pozwalając czarnym ptakom obsiąść drobną postać mojej towarzyszki.
Miasteczko, a tak naprawdę wieś Agios Petros leży wysoko w górach, wśród drzew oliwkowych, cyprysów, platanów i laurowych krzewów. Aspazję znają wszyscy starsi mieszkańcy. Przyjechała tu w latach 60., gdy żyli w świecie zamkniętym i zacofanym. Jest Szwajcarką, jej prawdziwe imię brzmi Judith. Zjawiła się tu jako opiekunka społeczna, miała zaplecze zamożnego kraju i międzynarodowych organizacji charytatywnych. Przyjęto ją wówczas - jak wspominała - z nieufnością. Prawie sześć lat żyła wśród nich w spartańskich warunkach, często w dotkliwym chłodzie, bez wody, z ubikacją na zewnątrz. Aspazja sprowadziła do miasteczka pierwszy traktor. Od tamtego czasu w okolicy zaczęło przybywać rowerów, a ubywać osłów.
W otoczeniu kobiet idziemy powoli w górę. Mijamy warsztat rymarski z wystawionym na ulicy oślim siodłem; jest inaczej zbudowane niż siodło na konia. Judith wspomina, że w chwili jej przybycia było tutaj ponad sto osłów. - Dziś jest może dziesięć - mówi stojący przed domem rymarz. On nadal pracuje. Będzie pracował do ostatniego osła.

Agios Petros zmieniło się od czasu, gdy przebywała tu Judith, pełniąc funkcję doradcy w sprawach rolnictwa, oświaty, zdrowia, rodziny. Kobiety w czerni zwierzają się teraz Aspazji z codziennych kłopotów, opowiadają o trudnych małżeńskich problemach, dyskryminacji w rodzinie, meldują o narodzinach dzieci i zgonach. Ileż wydarzyło się w cichym miasteczku od czasu jej ostatniego pobytu!
A było kiedyś jak w Trzecim Świecie - bez prądu, telefonów, transportu. Teraz mają solidniejsze domy, lepsze krowy, zdrowsze kozy. Tak, są już także turyści, ale oni docierają raczej na wybrzeże, do Vassiliki. Agios Petros rzadko ich ogląda.
Katastrofa z oliwkami - cena za nie jest zbyt niska i nie opłaca się uprawa. W Agios Petros i innych wioskach stoją na podwórzach i w ogrodach nieczynne, rdzewiejące prasy do oliwek. A oliwki od zawsze były tu głównym źródłem dochodu. One rosną przecież na wszystkich górskich stokach. Świat kupuje teraz tańsze oliwki z Hiszpanii, Portugalii i Tunezji. Zatem niby jest lepiej, ale żyć nadal trudno.
Udaje nam się dotrzeć na rynek miasteczka. Judith ma pełen worek nowych wieści o życiu w Agios Petros. A pamięcią sięga czasów, gdy wprowadziła się do domu biednej rodziny Chortisów; dziewięćdziesięcioletni Stelios miał za sobą bujną karierę złodzieja bydła. Ryzykowna decyzja o zamieszkaniu w tym właśnie domu zdumiała wszystkich. Z czasem młoda Szwajcarka wrosła w pejzaż tej części wyspy Lefkas. Z poświęceniem działała w Agios Petros i w pobliskich, zagubionych w pustce wioskach Nicoli i Manassi. Powoli aktywność Aspazji, od początku biegle władającej językiem greckim, zaczynała dawać rezultaty. Stała się dobrym duchem całej okolicy, a przy okazji powiernicą wielu pogrążonych w obyczajowym średniowieczu kobiet. Nie brakowało przykrości ze strony mężczyzn - naruszała ich prawo do bezwzględnej dominacji w rodzinie - ale też lokalnych władz, które oskarżyły ją nawet o szpiegostwo (był wtedy czas dyktatury pułkowników).
Dzisiejszy powrót Aspazji wywołał więc lawinę zwierzeń. Oto C. wrócił po latach z Australii, gdzie usychał z tęsknoty za Grecją; nie mógł się już jednak przystosować i popełnił samobójstwo. H. wyszła za mąż za Holendra, ich córka zakochała się w Greku i osiadła tutaj (po awanturach rozeszli się). Z. nadal, jak przed laty, cierpi z powodu alkoholizmu męża, a on rzadko ma pracę.
Nic więc się nie zmieniło? Czy życie nie jest lepsze? Pozornie tak, dotarła nowoczesność. Ale zajęcia brak, ludzie uciekają do dużych miast, a nawet za granicę. Mało kto najada się do syta. Los kobiet był i jest podły.

Wypijamy w karczmie Colombiniego przy rynku po jednym ouzo. Przy sąsiednim stoliku siedzi para emerytowanych Anglików, on jest byłym urzędnikiem celnym. Mieszkają tutaj stale, także zimą. Uciekli od cywilizacji. - Tak, jest prymitywnie, ale bezpiecznie. Tam napadają cię na ulicy, włamują się do domów. Tu nic się nie dzieje - tłumaczą. Trzeba mieć bodaj niezłą emeryturę i być niezależnym od zbioru i sprzedaży oliwek, żeby pogodnie znosić to "nic" w zabitej dziurze na odległej wyspie.
Zjechaliśmy w dół, nad brzeg morza. Do Vassiliki, innego zakamarka, który dzięki turystom ocknął się z letargu. Jest jesień, letnicy - przeważnie Anglicy i Szwajcarzy - opuszczają wyspę. Wkrótce sklepiki na bulwarze nadmorskim osłonią się okiennicami, restauratorzy zwiną parasole, miasteczko zaśnie na zimę. I będzie znowu jak było przez lata, jak było zawsze: bieda i nostalgia.
Lefkas nie przypominała nigdy Mykonos czy Santoris. Ta wyspa na Adriatyku, jedna z siedmiu Wysp Jońskich, leży trochę na uboczu. Nie na tyle jednak, żeby nie docierali tu w przeszłości Rzymianie, Wandalowie, Hunowie, Turcy, Wenecjanie, a nawet Francuzi, Rosjanie czy Anglicy. Diabeł mówi tutaj dobranoc - kolejni zdobywcy chętnie mówili dzień dobry. Nie jest jasne, czy Lefkas była antyczną Itaką Homera, w każdym razie szukał jej w tych stronach Schliemann, a po nim inni. W przygody Odyseusza wierzył Aristotelis Onassis, właściciel przytulonej do Lefkas wysepki Scorpios.
I oto kolejny najazd: turyści. Przebywa ich tu stale od 20 do 100 tys. (mieszkańców jest 23 tys.). Dzisiejsza Itaka sławę zawdzięcza łagodnemu klimatowi i ciepłemu morzu. W Vassiliki kwitną bugenwille, orchidee, peonie. Pachną eukaliptusowe i cedrowe drzewa. Radują oczy cyprysy, dęby, platany i drzewa pomarańczowe. Pozują do fotografii pelikany, dzikie kaczki, gęsi.
Bulwarem przelatują ambasadorzy cywilizacji - motorowery i motocykle bez tłumików. Powodują ciągły hałas, a ich spaliny skutecznie zanieczyszczają środowisko. Agios Petros czy Nicoli oczekują jeszcze na ten - pożal się Boże - postęp. Podobnie jak setki innych wiosek i miasteczek w olśniewająco pięknej Grecji.
Czarne ptaki w zakamarkach wyspy Lefkas przetrwają, dopóki na dobre nie wypłoszą ich przybysze. Ci, dla których ważne jest tylko słońce i morze, których mało co obchodzi umieranie oliwek.

Więcej możesz przeczytać w 40/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.