Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Parę tygodni przed konferencją poświęconą współpracy samorządów Łodzi i Warszawy do organizatorów zgłosił się architekt Jacek Damięcki z usilnym naleganiem, by odegrać główną rolę na tej konferencji.
"Złodziej" czy "Z Łodzi"
Parę tygodni przed konferencją poświęconą współpracy samorządów Łodzi i Warszawy do organizatorów zgłosił się architekt Jacek Damięcki z usilnym naleganiem, by odegrać główną rolę na tej konferencji. Nie przekonał ich, ale uzyskał zrozumienie u zacnych osób, które w sprawach urbanistycznych specjalistami jednak nie są. Jedna z nich zadzwoniła do mnie, w wyniku czego poleciłem zaprosić pana Damięckiego na konferencję jako dyskutanta. Z powodu niedbalstwa urzędnika (ukaranego) zaproszenie do Jacka Damięckiego nie dotarło, co pociągnęło za sobą katastrofalne skutki:
a) Pan Damięcki zjawił się na konferencji, ale głosu nie zabrał, odmówił też rozmowy ze mną.
b) W kuluarach ogłosił całemu światu, że on jest autorem jedynie słusznej syntezy w sprawie współpracy Łodzi i Warszawy.
c) Zainspirował swego przyjaciela Stanisława Tyma ("Złodziej", nr 38) do nazwania mnie "złodziejem" jego koncepcji. Drogi Panie Tym, poszedł Pan jak w dym z tym oskarżaniem mnie o najgorsze. Gdyby znane były Panu fakty, myślę, że swojemu felietonowi dałby Pan tytuł "Z Łodzi", a nie "Złodziej". A fakty są takie:
1) Głównym przedmiotem konferencji było porozumienie między Warszawą a Łodzią w sprawie autostrady, szybkiej kolei, lotniska, komplementarnych instytucji nauki, oświaty, kultury i administracji. Nie była nim natomiast koncepcja uczynienia z Łodzi i Warszawy bipolarnego megamiasta z 10 mln ludzi, co jest główną ideą opracowania Jacka Damięckiego.
2) Opracowanie pana Damięckiego jest uznawane przez specjalistów za bardzo kontrowersyjne. Prezes Towarzystwa Urbanistów Polskich Stanisław Wyganowski na konferencji prasowej w Łodzi stwierdził nawet, że koncepcja Jacka Damięckiego nawiązuje do minionych czasów, kiedy można było zadekretować, gdzie ma stanąć gigamiasto i ilu ludzi należy w nim osiedlić.
3) Sprawie, która jest przedmiotem szczególnego zainteresowania Jacka Damięckiego, poświęcona będzie konferencja "Miasta czy pasma? Jaki ma być paradygmat polskiego porządku przestrzennego?", na której Jacek Damięcki - zgodnie z oczywistą zasadą, iż prelegentów należy dobierać i zapraszać ze względu na temat konferencji - powinien przedstawić swoje racje, bo bez oryginalnych i kontrowersyjnych myśli świat kręciłby się i wolniej, i nudniej. A obrotom tego świata z pewnością nie sprzyjają ani urzędnicze uchybienia z jednej strony, ani epitety i urazy z drugiej.

MARCIN ŚWIĘCICKI
prezydent Warszawy
Od redakcji: Odpowiedź Stanisława Tyma w felietonie na stronie 124.



(Nie)kochane zwierzaki
W 1958 r. zlikwidowano w Polsce hyclostwo. 40 lat później minister spraw wewnętrznych Janusz Tomaszewski podpisał rozporządzenie nakładające na gminy obowiązek wyłapywania bezpańskich psów i kotów.
Syzyfowość rozporządzenia ministra Tomaszewskiego polega na tym, że w żadnym stopniu nie rozwiąże ono problemu masowej bezdomności zwierząt. Nigdzie w cywilizowanym świecie nie zlikwidowały go hyclowskie łapanki. Anglicy obliczyli, że bezdomna suka i jej potomstwo dają w ciągu pięciu lat 67 tys. szczeniąt. Wystarczy pomnożyć to przez liczbę psów przyjmowanych w ciągu miesiąca w schronisku miejskim na Paluchu - a jest ich 400 (!) - by otrzymać apokaliptyczną wizję. W cywilizowanych krajach walczy się z bezdomnością, wprowadzając program masowej sterylizacji, kary administracyjne za wyrzucenie lub porzucenie zwierzaka, a także puszczanie go - co u nas nagminne - bez smyczy i obroży. Syzyfowość tego rozporządzenia polega też na tym, że próbę rozwiązania problemu podjęto od końca. Decyzję o łapankach powinno poprzedzić zobowiązanie gmin do wprowadzenia programu masowej sterylizacji oraz rozporządzenie o dofinansowaniu i rozbudowie schronisk. Bo gdzie będzie się dostarczać łapane zwierzaki? Do przepełnionych nędznych przytulisk, których jest w kraju zaledwie 50. Społeczny kapitał uczuciowy jest tak duży, że żadna władza nie zmusi kierowników schronisk do masowej eutanazji.
Animalsi i inne organizacje będą czuwać nad działalnością hycla i upubliczniać każdą pokątną próbę uśmiercania zwierzaka przez firmy, które uzyskają koncesję na łapanki. Media - od dawna gorący sojusznicy zwierząt - nie przepuszczą żadnej takiej akcji. Nie wierzę, że w czasie rządu premiera Buzka wejdzie w życie rozporządzenie będące początkiem eksterminacji bezdomnych zwierząt. Opowiadano mi, z jaką czułością koty traktowane są w domu premiera, jak jeszcze w gliwickiej kamienicy Jerzy Buzek dokarmiał piwniczne koty. Panie premierze, koty gliwickie też nie ocaleją! Nie wierzę również dlatego, że wśród członków rządu jest wielu miłośników zwierząt. Dlatego minister Tomaszewski powinien się wycofać z chybionego rozporządzenia, spotkać się z Fundacją Animals, która dwa lata temu złożyła w urzędzie miasta projekt rozwiązania problemu zwierząt bezdomnych, oraz z Joy Leney, szefową Światowej Organizacji Zwierząt, która zadeklarowała swą pomoc. Możemy zaproponować panu ministrowi adopcję kundelka z przepełnionego schroniska na Paluchu. Będzie to zaszczyt dla obu stron. Fundacja Animals oddaje kundelki tylko w dobre ręce.
EWA BANASZKIEWICZ
Fundacja Animals
Więcej możesz przeczytać w 39/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.