Polski potop

Dodano:   /  Zmieniono: 
Szwedzi z Junsele zakazali Polakom wstępu do swej wsi
Stare polskie przysłowie: "Jak cię widza, tak cię piszą", obowiązuje daleko poza granicami naszego kraju. Latem Polacy nie mają dobrej opinii w Szwecji. Zdecydowanie negatywnie nastawieni są do nas mieszkańcy południowych rejonów Szwecji (Skania) kojarzący nas przede wszystkim ze sklepowymi złodziejami i handlarzami sprzedającymi na kieliszki wódkę w parkach Malmö. Nie przepadają też za nami mieszkańcy leśnych wiosek północnej Szwecji, przeżywający coroczne najazdy zbieraczy jagód. Na szczęście lepszą opinią cieszymy się w Sztokholmie, gdzie Polacy widoczni są wśród elit kulturalnych i naukowych stolicy.

W 1997 r. Szwecję odwiedziło 650 tys. rodaków, a ostatnie szacunki pozwalają przypuszczać, że w tym roku liczba ta będzie większa. Do tego kraju przyjeżdżają nie tylko turyści, wielu polskich gości odwiedza krewnych należących do trzydziesto- tysięcznej szwedzkiej Polonii. Część Polaków szuka sezonowej pracy, mimo że Szwecja dawno utraciła blask ekonomicznego eldorado, które przyciągało w latach 70. i 80. tłumy ubogich sąsiadów zza żelaznej kurtyny.
W grupie nielegalnych polskich pracowników dominują kobiety, na ogół opiekunki dzieci i pomoce domowe. Służąca otrzymuje ok. 50-60 koron za godzinę pracy. Polki cieszą się wśród pracodawców dobrą opinią, a zatrudnianie polskiej służącej, najlepiej legitymującej się doktoratem, znacznie podnosi prestiż na szwedzkiej giełdzie towarzyskiej. W tej konkurencji Polki dyskwalifikują Rosjanki, Ukrainki i Biało- rusinki. Wśród mężczyzn przeważają fachowcy od domowych remontów, pracy w tartakach, pomocy w gospodarstwach rolnych i sezonowi robotnicy zatrudniani przy zbiorach truskawek, porzeczek i jagód. Część Polaków szuka legalnego sezonowego zatrudnienia, do czego konieczne jest wcześniejsze uzyskanie pozwolenia na pracę. W tym roku szwedzki urząd pracy wydał 5 tys. takich pozwoleń - większość z nich przypadła w udziale studentom pracującym na plantacjach truskawek. Zbieracze pracują na akord i zarabiają 2,35 korony od litra zebranych owoców (w ciągu godziny sprawna osoba jest w stanie zebrać ich 36 l).
Mniej intratnym zajęciem, które nie wymaga jednak starania się o pozwolenie, jest zbiór runa leśnego, przede wszystkim jagód. Niestety, wyprawy na jagody dość często kończą się kolizją z prawem. Ostatnio w centrum uwagi szwedzkich mediów znalazła się wieś Junsele, której mieszkańcy postanowili stawić czoło "polskiemu potopowi". Zdesperowani właściciele kempingów oraz sklepów po ubiegłorocznych doświadczeniach zdecydowali się na drastyczny krok i zakazali Polakom wstępu na teren swoich obiektów. Powodem tej decyzji były traumatyczne przeżycia związane z kradzieżami, pijackimi burdami i wandalizmem. Kroplą, która przelała kielich goryczy mieszkańców Junsele, był atak na przyjęcie weselne urządzone na kempingu. Resztki uczty weselnej rozrzucone wokół polskich namiotów naprowadziły na trop sprawców, a piętnastu z dwustuosobowej grupy Polaków zostało zatrzymanych w areszcie pod zarzutem kradzieży. Sprawą "prześladowań" obcokrajowców w Junsele zainteresował się natychmiast prokurator okręgowy i rzecznik ds. dyskryminacji, co spowodowało zmianę stanowiska mieszkańców wioski. Wprawdzie tubylcy nie mogą w jawny sposób dyskryminować przybyszów, ale Polak w Junsele to nadal persona non grata. Właściciele kempingów zabezpieczają się teraz, pobierając z góry opłatę za pobyt.
W północnych regionach Szwecji przebywa dziś ok. 700 polskich zbieraczy jagód, którzy w tym roku nie mogą jednak liczyć na obfite zbiory z powodu niezwykle deszczowego lata. Szwedzkie wioski znowu udzielają gościny Polakom, a policja stara się być przygotowana na odparcie obcych zakusów na szwedzką własność. Na początku sierpnia naczelnicy północnych regionów szwedzkiej policji zebrali się, aby omówić sposoby zapobiegania kradzieżom, bijatykom i awanturom wywoływanym przez cudzoziemców oczekujących na leśne żniwa. Oprócz Polaków zbieraniem jagód zajmują się Rosjanie, obywatele państw nadbałtyckich oraz Tajowie. Lars Svärd, naczelnik policji w południowej Laplandii, podkreśla jednak, że tylko niewielka część zbieraczy jagód to kryminaliści. Obecność polskich zbieraczy jagód daje się jednak poznać po większej niż zwykle liczbie kradzieży w sklepach i włamań do domków letnich.
W areszcie w Östersund dwóch rodaków oczekuje na rozprawę za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu. Brak spodziewanego dochodu zwiększa problemy Polaków, gdyż większość z liczących na okresowy zarobek turystów nie dysponuje wystarczającą ilością gotówki na pobyt w Szwecji. Sprzedają więc nielegalnie wwiezione papierosy i alkohol. Wcześniejsze incydenty spowodowały zaostrzenie kontroli granicznej. Osoby, które nie dysponują sumą umożliwiającą sfinansowanie pobytu w Szwecji, zawracane są do Polski. Mimo to Andrzej Jasionowski z Konsulatu Generalnego RP w Sztokholmie odnotowuje codziennie trzy, cztery zgłoszenia po pożyczkę konsularną. Zwracają się o nią Polacy, którzy nagle znaleźli się bez środków do życia. Większość zgłoszeń to próby wyłudzenia pieniędzy, a petenci znikają po uzyskaniu informacji, że pożyczka może być udzielona po złożeniu depozytu przez rodzinę lub znajomych w Polsce.
Uboczną konsekwencją polskich "wypraw po złote runo" jest zwiększona liczba wypadków śmiertelnych na drogach prowadzących do lasów północnej Szwecji. Przeładowane samochody, wypchane do granic wytrzymałości pasażerami, którzy niechętnie używają pasów bezpieczeństwa, prowadzone z iście ułańską fantazją, nie zawsze osiągają swój cel. W ostatnich kilku tygodniach odnotowano dziesięć śmiertelnych wypadków drogowych z udziałem polskich zbieraczy jagód, co w stosunku do 525 śmiertelnych ofiar wypadków samochodowych w tym roku w Szwecji stanowi stosunkowo dużą liczbę

Obecność Polaków zbierających jagody w Szwecji daje się poznać po większej niż zwykle liczbie kradzieży w sklepach


. Z problemem przestępczości wśród turystów odwiedzających Szwecję stykają się na co dzień polskie placówki konsularne. - W ubiegłym roku 496 obywateli naszego kraju zostało skazanych przez szwedzkie sądy; wśród popełnionych przestępstw przeważają kradzieże, jazda samochodem po pijanemu, rozboje. W statystyce nie są ujęci Polacy popełniający niewielkie wykroczenia, jak drobne kradzieże w sklepach, które prowadzą zwykle do deportacji - mówi konsul Jasionowski. W tym roku nie odnotowano też żadnej sprawy o przemyt narkotyków, chociaż w 1997 r. odbyło się około dziesięciu rozpraw sądowych, w wyniku których skazano polskich kurierów przewożących do Szwecji głównie amfetaminę. Wyroki zapadające w tych sprawach to zwykle dziewięć, dziesięć lat więzienia. Być może osłabienie aktywności w branży narkotykowej podyktowane jest możliwością osiągania równie wysokich zysków z przerzutu do państw WNP samochodów skradzionych w Europie Zachodniej. W procederze tym często uczestniczą Polacy, którzy przy takiej próbie ryzykują tylko dziesięciomiesięczną odsiadkę w więzieniu.
W ostatnich latach Polacy nie byli na szczęście bohaterami głośnych spraw kryminalnych zajmujących pierwsze kolumny dzienników. Inaczej przedstawialiśmy się szwedzkiej opinii publicznej przed paroma laty, kiedy obywatele naszego kraju byli sprawcami kilku spektakularnych przestępstw. W 1993 r. mieszkający w Szwecji Polak postanowił porwać dla okupu szwedzkiego magnata przemysłowego Petera Wallenberga. Niezdarnie przygotowywane porwanie nie doszło do skutku, a porywacz wraz z trzema rosyjskimi pomocnikami został ujęty pod bramą posiadłości Wallenberga i przez kilka lat oglądał świat przez więzienne kraty. Na początku lat dziewięćdziesiątych polscy złodzieje wsławili się zuchwałą kradzieżą w sztokholmskim Muzeum Sztuki Współczesnej.
Według Andrzeja Jasionowskiego, zdarza się, że i Polacy padają ofiarą nieuczciwości gospodarzy. Na nieprzyjemne niespodzianki narażone są szczególnie polskie pomoce domowe pracujące bez pozwolenia. Konsulat wielokrotnie pomagał Polkom, którym gospodarze zabrali dokumenty, nie płacili za pracę i praktycznie trzymali w areszcie domowym. W tego rodzaju interpretacji obowiązków pomocy domowej specjalizują się przede wszystkim naturalizowani Szwedzi, pochodzący z innych kręgów kulturowych. Również legalnie zatrudnieni pracownicy techniczni, którzy obsługują objazdowe wesołe miasteczka, nie zawsze mogą liczyć na wypełnienie przez pracodawcę warunków umowy o pracę.


Więcej możesz przeczytać w 36/1998 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.